top of page

Covid-19 gdy logika wymięka..






Nie wiem jak teraz ale ja jestem z tych roczników, które na studiach humanistycznych na dzień dobry były wałkowane logiką i filozofią. Szczególnie logika były niezapomnianym przeżyciem, na pierwszym wykładzie jak profesor wszedł na aulę popatrzył na nas w górę, widząc że zajmujemy wszystkie górne rzędy, zaczął prowadzić wykład szeptem, w ciągu minuty wszyscy siedzieliśmy w pierwszych rzędach. I mimo, że logika nie była moją ulubioną nauką ostatecznie na egzaminie wykręciłem bardzo dobry. Myślałem, że jako humanista mam już z nią spokój, ale po latach robiąc doktorat tym razem na AWFie, na dzień dobry znowu na nią wpadłem, tym razem już w ogóle zdała się nie pokrywać z moimi zainteresowaniami, mimo to ostatecznie znowu ukończyłem ją z notą bardzo dobrą. Po co to piszę? Nie, nie po to żeby się pochwalić, tylko dlatego, że gdy od miesiąca czytam newsy na temat covid-19, właśnie z powodu logiki a raczej kompletnego jej braku czuję permanentne rozwolnienie.

Zacznę od rzeczy znanych. Przy trzech tysiącach zarażonych zamykamy lasy i parki, za to otwieramy je przy 8000. Tak samo, przy 3000 chorych młodzież poniżej 18 lat zakaz poruszania się po ulicach, ale już przy ośmiu mogą łazić już nawet powyżej 13 roku życia. Najmniej zagrożona grupa nie uczy się i ma siedzieć w domach, natomiast najbardziej zagrożona czyli powyżej 65 roku życia, może chodzić całymi dniami. Co prawda wydzielone dla nich zostały dwie godziny na zakupy, co ma sens, ale ponieważ mogą kupować cały dzień to i tak chodzą od rana do wieczora po mieście, co podważa sens wprowadzenia tych dwóch godzin. Jak napisałem, o idiotyzmie tych zakazów to zaraz moi logicznie myślący znajomi wylali na mnie wiadro pomyj, jak tak mogę, dodatkowo oskarżono mnie o podburzanie młodzieży. Za to jak tydzień póżniej zakazy zostały odwołane i minister Szumowski wprowadził te zasady, o których ja pisałem na temat nielogiczności działań rządu jego apologeci nie wspominają ani słowa.

Ale idąc dalej, ponieważ mam znajomych na całym świecie a nie tylko w rodzinnym mieście, oglądając publikowane dane, zaintrygowały mnie te z RPA. Dlaczego RPA, ponieważ oni to robią codziennie i w bardzo przejrzystej formie. Co się okazuje, na dzień 24 kwietnia w RPA przeprowadzono 152390 testów, zarażonych stwierdzono 4220 z czego wyzdrowiało 1473 osoby a zmarło 79. Innymi słowy wyzdrowiało 35%. Jeśli chodzi o świat, to zachorowało 2850000 ludzi, wyzdrowiało 812000 a zmarło 198000. Czyli niemal 29% wyzdrowiało. A jak jest w Polsce? Zarażonych 11067, wyzdrowiało 2126, zmarło 499. Wychodzi na to, że w naszym kraju wyzdrowiało jedynie 19%. Czyli co u nas ta choroba trwa miesiąc? Nie umierają (całe szczęście) ale też nie zdrowieją, czegoś tu nie rozumiem.

Dalej obecnie oficjalnie na świecie podaje się, że w przypadku 97% zarażonych choroba przechodzi praktycznie bezobjawowo. Ok. Ale skąd my to wiemy? A może w 99%? A może w 99,99%? Przecież, o ile liczba hospitalizowanych jest pewna, to żeby stwierdzić liczbę bezobjawowych należałoby poddać testom całą populację a tego się wszyscy politycy bardziej boją niż samego wirusa. Odnośnie samych testów też jest ciekawie. Jak mówi minister nie ma sensu ich robić ponieważ mamy wyniki fałszywie pozytywne. Hhmm.. Fałszywie pozytywne.. czyli wskazują, że już mamy przeciwciała, czyli już kiedyś mieliśmy z tym wirusem do czynienia, albo po prostu są do dupy. Pytanie kto określa i na podstawie czego, że wynik jest prawdziwie pozytywny czy fałszywie pozytywny? Bardzo ciekawe jest w tym kontekście zdanie dr P. Grześkowiaka, w szpitalu przeprowadzono testy, wynik 30 dodatnich, ponieważ groziła pełna ewakuacja całego szpitala, przeprowadzono je ponownie, wynik: wszystkie ujemne. WTF? Jak mówi dr to już test afera, całkowity brak walidacji. Halooo to skąd właściwie wiemy kto jest chory?

I tak doszliśmy do lekarzy. To już w ogóle ciekawa sprawa, jest pandemia, czyli najwięcej do powiedzenia, właściwie nie najwięcej a tylko oni powinni się wypowiadać, czyli wirusolodzy, patomorfolodzy, mikrobiolodzy i epidemiolodzy. Najdziwniejsze jest to, że w każdym kraju poza jednym nikt się ich o nic nie pyta, specjalistami od chorób zakaźnych okazali się przede wszystkim politycy i lekarze politycy. Właśnie poza jednym, wiecie jakim? Szwecją. Zaraz do niej przejdę. Wracając do lekarzy ci co mają najwięcej o wirusach do powiedzenia czyli wirusolodzy i patomorfolodzy jak dr Z. Martyka, prof. A. Horban, prof. K. Witkowski, prof. C. Heneghan i wielu innych mówią, że to nie jest żadna pandemia tylko jedna z wersji chorób grypopodobnych a w Polsce ewidentnie na koronawirusa nie zmarła ani jedna osoba. Oczywiście ich media nie pokazują za to pokazują lekarzy, którzy o wirusach z racji specjalizacji wiedzą tyle co widzowie ale medialnie fajnie wyglądają. Krótkie pytanie do Was, jak macie problem z silnikiem jedziecie do lakiernika albo wulkanizatora? Szczególnie gdy macie nowe auto?

No i przyszła kolej na Szwecję. Jedyny kraj w Europie, który nie wprowadził kwarantanny i gdzie życie toczy się normalnie. Od kilku tygodni świat, a Polacy szczególnie trzymają kciuki za to, żeby Ci Szwedzi zaczęli w końcu umierać. Czego Ci jak na złość nie chcą zrobić. Zaraz pojawia się argument ale ich jest przecież mało, gdyby ich było tylu ilu nas to by zobaczyli. Bzdura. Gdy ich porównamy pod względem liczby chorych na milion mieszkańców z UK, okazuje się, że Szwedzi o wiele mniej chorują. Jeszcze ciekawsze wyniki uzyskamy porównując ich z Belgią. Co wskazuje, że lockdown był kompletnym idiotyzmem. Ale do tego jeszcze wrócę.

Na chwilę wracamy do Polski, okazuje się, że koronawirus wyleczył ludzi z grypy, w tym roku mamy najmniejszą liczbę chorych na grypę od kilku lat. Wow. Mało tego podczas pandemii, zmarło w Polsce mniej osób niż podczas zdrowego 2018 roku. Cyfry mówią prawdę, a ona aż boli. Przechodzimy do zmarłych. Nasz rząd jak ognia boi się podawania podsumowania liczby zmarłych w poszczególnych przedziałach wiekowych. Ale przecież wszystko można znaleźć. W przedziale od 0 do 9 lat nie zmarła ani jedna osoba, w panelu od 10 do 19 lat 1 osoba co stanowi 0,22%, od 20-29 ani jedna, od 30 do 39 9 czyli 2%, od 40 do 49 12 tj. 2,7%, od 50 do 59 lat 26 osób co stanowi 5,89%, od 60-69 lat 91 osób co stanowi 20,6%, od 70 do 79 lat 136 osób czyli 30,8 % i ponad 80 lat 166 osób co stanowi 37,6%. Bolejąc nad każdą śmiercią należy jednak dodać, że wszyscy zmarli w Polsce mieli choroby współistniejące i znaczące osłabienie układu odpornościowego. Analizują te dane jaka jest logika zamykania niezagrożonego panelu wiekowego w domu a nieprzeprowadzenie świadomej autoizolacji, tych którzy rzeczywiście są zagrozeni?

I już na koniec, bo mógłbym tak książkę napisać. Maski. Dwa tygodnie temu WHO jak i nasze MZ łącznie z ministrem się z nich śmiało. Teraz okazuje się, że gwarantują zdrowie. Rozumiem, że w ciągu tych dwóch tygodni przeprowadzono jakieś szczegółowe badania naukowe, które to wykazały? Temat nie jest taki błahy, ponieważ po miesiącu kwarantanny, z maksymalnie osłabionym układem immunogologicznym ludzie wychodzą z domu w tych szmatach, które po kilku minutach są wylęgarnią bakterii, chyba nie trzeba być za bardzo odkrywczym, żeby dojść do wniosku, że pojawi się fala infekcji dróg oddechowych, co oczywiście będzie również można powiązać z pandemią. Jako ciekawostka zdjęcie maski z okresu epidemii dżumy, całe życie wszyscy się z nich wyśmiewali, jacy to ci ludzie w średniowieczu byli głupi, bo nosili maskę, która była wypchana ziołami i olejkami.. no tak.. za to, fliselinowa szmata to zupełnie co innego.

3 wyświetlenia0 komentarzy
bottom of page