11 listopada mniej wartościowa ludność tubylcza zadeklarowała swój patriotyzm.
W tegorocznym Marszu Niepodległości brałem udział po raz pierwszy, znalazłem się na nim niejako zawodowo biorąc udział w warsztatach Street Foto Akademii Nikona. Byłem bardzo ciekaw tego co zobaczę ponieważ jest to wydarzenie, które obrosło mitami i stereotypami jak chyba żadne inne. Pamiętam również jak kiedyś Marszowi towarzyszyły regularne walki na ulicach i prowokacje, często ze strony policji, potem po zmianie władzy dziwnym trafem wszystko się uspokoiło, ale teraz znowu pierwotnie pojawił się pomysł zakazania jego przemarszu, z którego ostatecznie zrezygnowano.
Od rana zauważyłem na ulicach Warszawy bardzo wiele policji, widać było również wędrujących z biało – czerwonymi zwiniętymi flagami ludzi. Namacalnie było czuć atmosferę oczekiwania. Około 13 poszliśmy robić zdjęcia. Z powodu zamknięcia Mostu Poniatowskiego musiałem podjechać do Świętokrzyskiej metrem. Zaskoczyło mnie to, że kursowało częściej niż na rozkładzie a mimo tego było zapchane po brzegi. Na kolejnych stacjach ludzie mieli problem wejść do środka.
Wysiadłem na Świętokrzyskiej i po prostu poszedłem za tłumem. Coraz trudniej było się przepychać, dziesiątki tysięcy ludzi były wszędzie. Flagi, biało – czerwone opaski na ramionach, tworzyły niesamowitą atmosferę. Ponieważ nie mogłem się przebić przez te tłumy wykorzystałem boczne ulice aby się dostać do przodu. Uznałem, że najciekawiej będzie iść z Konfederacją i Narodowcami. Ktoś bardzo inteligentnie rozwiązał sprawę z policją. Było jej bardzo dużo, ale była wycofana na okoliczne ulice i bez sprzętu do tłumienia zamieszek, porządku na samym Marszu pilnowała Straż Marszu. W odróżnieniu od Strajku Rolników, nawet sanitariusze policyjni byli bez broni. Dzięki takim posunięciom nie było najmniejszych problemów z jakimiś rozróbami a szedłem w najbardziej, że tak powiem newralgicznym i zapalnym miejscu.
Atmosfera Marszu jest niesamowita. W tym roku był rekordowy pod względem liczby uczestników. Razem brało w nim udział podobno 350 tysięcy ludzi. Moim zdaniem jest to miarodajna liczba, bo marsz tej biało czerwonej rzeki trwał kilka godzin. Ludzie szli… i szli… i szli.
Szli wszyscy, dorośli, małe dzieci, osoby w podeszłym wieku, ludzie z różnych środowisk i o różnym statusie społecznym. Gdy robiłem zdjęcia nie było problemu, często się uśmiechali, czasami padało pytanie, gdzie je będzie można zobaczyć. Oczywiście w tej olbrzymiej masie ludzi znalazło się kilku patusów, którzy chyba do końca nie wiedzieli co tam robią, niektórzy byli również pod gazem ale ogólnie były to pojedyncze jednostki. Niestety, jak to mówił poeta „Sorry, taki mamy klimat.”
W pewnej chwili pojawiła się prowokacja, rozświetlone na tęczowo okno i ekipa TVN z kamerę, niestety nic z tego nie wyszło, bo tłum zareagował raczej śmiechem i niepochlebnymi śpiewami a nie jak ktoś myślał kamieniami. Co za pech..
Muszę przyznać, że z wszystkich maszerujących ugrupowań najbardziej klimatycznie wyglądali Narodowcy. Ogromne przywodzące na myśl średniowiecze chorągwie, czerwone race, śpiewy, nie wiem dlaczego niepochlebne dla ugrupowań rządzących, w szczególności premiera, robiły niezwykle ciekawe wrażenie.
Idąc w tym marszu, robiąc zdjęcia, wspinając się na różne murki i bariery, patrząc na idących ludzi, na dzieci w wózkach i z flagami, na starsze osoby, rodziny, małżeństwa, zrozumiałem tą nienawiść do niego ze strony tzw. elyt. Nigdzie, w żadnym innym miejscu tak wyraźnie nie widać, że ten kraj zamieszkują dwa różne narody, mniej wartościowa ludność tubylcza i bardziej wartościowy element rządzący tym krajem. Ten Marsz jest wyrazem buntu i jako bunt jest traktowany. To bunt przeciw Brukseli, przeciw narzucanym zewnętrznym wartościom, przeciw obcej ideologii i demontażowi państwowości polskiej. Problemem nie jest tylko Marsz ale przede wszystkim fakt, że coraz więcej ludzi bierze w nim udział. Ludzie przyjeżdżają z całej Polski, poświęcają swój wolny dzień aby tam być. Będąc tam, przypomniałem sobie również swoje studenckie czasy, przypomniałem sobie gdy my śpiewaliśmy antykomunistyczne piosenki, gdy wierzyliśmy, że komuna upadnie i już nigdy nie wróci. Teraz idąc z nimi poczułem, żal. Żal, że w pewnym stopniu te trzydzieści pięć lat zostało zmarnowane skoro ludzie muszą ponownie walczyć o swój własny kraj, o to aby normalnie żyć, żyć po swojemu a nie zgodnie z tym co im nakazują jacyś komisarze, tym razem nie sowieccy a brukselscy. Jedyna różnica to zastąpienie czerwonej komuny tęczową, nie wiem czy nie gorszą, czerwona przynajmniej nie mówiła mi co mam jeść, nie chciała uczyć dzieci masturbacji, nie atakowała rodziny i nie wpieprzała się w moje życie prywatne.
Problemem jest również to, że ten marsz jest z gruntu antysystemowy. Oczywiście różne partie próbują się pod niego podwiesić i w jakimś stopniu zawłaszczyć, jednak przytłaczająca większość z tych ludzi nie jest tam z powodu jakiejś partii a z powodu patriotyzmu. Idą bo kochają Polskę a nie Eurokołchoz. 350 tysięcy uczestników oznacza, że co setny Polak był tam obecny, pokazuje to jasno, że większość sondaży jest zakłamanych.
Rozumiem też dlaczego Marszu tak bardzo nienawidzą obce nam polskojęzyczne elity, ten drugi naród zamieszkujący ten kraj, to oni od trzydziestu pięciu lat starają się sprowadzić patriotyzm wzorem Jana Pawła II, do kremówkowego patriotyzmu. Patriotyzm ma być fajny i mięciutki, jakieś tam biegi, jakieś tam pomniki, nawet ten zwyczaj odziedziczyliśmy po czerwonej komunie - no ale co się dziwić skoro o tym decydują potomkowie ubeckich klanów, jakieś śpiewanie, orkiestry i inne bzdury unikające budowania poczucia tożsamości narodowej. Nasz kremówkowy patriotyzm ma być kompatybilny z budową nowego radzieckiego człowieka brukselskiego, a Marsz rozbija to wszystko w pył. Powoduje, że Polacy ponownie skupiają się na Polsce. Na swojej ojczyźnie.
Czy pojadę za rok. Oczywiście. Nie ma innej opcji. Tu jest Polska, nie Bruksela. Jestem Polakiem a nie jakimś cholernym Europejczykiem. Zakończę ten felieton refrenem piosenki.
„Raz sierpem, raz młotem, W czerwoną hołotę”
Comentários