Wczoraj zakończyły się w końcu letnie tzw. igrzyska olimpijskie w Paryżu. Igrzyska, na które nie ma co wylewać wiadra pomyj, gdyż jedynie obmyłyby to szambo, którym były.
Tak jak wczoraj pisałem, dyrektor artystyczny, waginosceptyk Thomas Jolly stanął na wysokości zadania. Po okultystycznym otwarciu, które dla lewarów były przepiękną uroczystością, a dla tych co liznęli choć minimum historii były apoteozą zbrodni, krwi, zniszczenia i całkowitym zaprzeczeniem zarówno ducha starożytnych igrzysk jak i idei i ducha de Coubertin’a i nowożytnych igrzysk olimpijskich, mogliśmy zobaczyć ich koniec.
Dla wszystkich tych co uważają, że w ceremonii otwarcia były same przypadki i nie miała ona charakteru religijnego, chciałbym przypomnieć słowa jest autora:
"Pomysł polegał raczej na tym, by zrobić wielkie święto pogańskie, związane z bogami Olimpu... Olimp — olimpizm" — dodał. Jolly zapewnił, że nie chciał nikomu uwłaczać ani szydzić "z czegokolwiek", a kierowała nim chęć, by ceremonia była pojednaniem i "potwierdzeniem wartości" republiki. Pytany o kontrowersyjną scenę, która mogła kojarzyć się z obrazem Ostatniej Wieczerzy, Jolly zapewnił, że "nie była to jego inspiracja". "Myślałem, że było to dość jasne, ponieważ do stołu przybywa Dionizos. Jest on tam, bo jest bogiem święta, wina, ojcem Sekwany, bogini związanej z rzeką" — tłumaczył Jolly w rozmowie z portalem BFMTV.
To tyle Jolly. Może wy zauważyliście gdzieś tam Dionizosa, ja go jakoś nie widzę. Fakt, faktem w pełni się zgadzam z autorem, że widzieliśmy wielkie święto pogańskie, z bardzo ale to bardzo wieloma okultystycznymi podtekstami.
Z ciekawością czekałem więc na koniec. Oczywiście zaczęło się od szerokich uśmiechów, co nieustannie podkreślały te dwie niemoty komentujące całą uroczystość. Jednocześnie jak zwykle wykazali się poważnymi brakami w wiedzy dotyczącymi rewolucji francuskiej. Pod Wersal nie poszły same kobiety lecz w dużej mierze sankiuloci i jakobini przebrani za kobiety. Przy okazji pokojowego, przeprowadzanego w atmosferze miłości i wzajemnego zrozumienia transportu króla i jego rodziny do Paryża, z powodu zakazu użycia broni wydanego przez Ludwika swojej Gwardii Szwajcarskiej, część Szwajcarów została wyrżnięta kozikami. Wbrew temu co te dwa nieuki mówili, nie chodziło o to, aby król i jego rodzina poznali co je motłoch w Paryżu, lecz żeby zarówno ich jak i parlament mieć pod kontrolą. A ostatecznie, znowu z powodu zakazu użycia broni, cała Gwardia Szwajcarska została przez motłoch dosłownie wyrżnięta przedtem jednak jej żołnierze zostali żywcem wykastrowani, król i królowa ścięci na gilotynie a ich kilkuletni syn najpierw katowany i zmuszany na oglądania pornografii a następnie żywcem zamurowany gdzie go dosłownie zżerały insekty, po czym zmarł z wycieńczenia. O tym co się działo w Lyonie i Wandei teraz pisać nie będę bo to nie miejsce, jednak nic w rewolucji francuskiej nie miało nic wspólnego z jakimikolwiek „wartościami”, to była jedna rzeź i kompletne zdziczenie, zupełnie tak samo jak późniejsza rewolucja bolszewicka.
Ale wracając do tematu. Po ciągłym uśmiechaniu zaczęła się sama uroczystość. Pierwsze co rzuciło się w oczy, to podwójne znaczenie zbudowanej na scenie symbolicznej mapy świata. Mapa bowiem pod innym kątem przedstawiała postać upiornego jeźdźca, którego widzieliśmy podczas ceremonii otwarcia. Oczywiście, to tylko taki przypadek.
Później z nieba spłynęła złota, owadzia postać, której hołd złożyły te również znane z otwarcia postacie, obydwie bez twarzy, ta która była przewodnikiem biegającym z pochodnią po Paryżu i tajemnicza postać jeźdźca na trupim koniu. Postać do złudzenia przypominającą Śmierć. Hołdem było oddanie sztandaru w postaci flagi greckiej. Pytanie co symbolizuje flaga Grecji, bo z samą Grecją nie ma to najmniejszego sensu.
Spływająca z nieba złota postać od razu nasunęła mi postać księcia światłości czyli Lucyfera, którego imię po łacińsku oznacza Niosący Światło, a po hebrajsku Gwiazdę Poranną.
W tym miejscu Jolly intelektualnie za bardzo się nie przemęczył, po prostu zerżnął pomysł zstąpienia Lucyfera na ziemię z obrazu Paula Dore. Jeśli owadzia złota postac to Lucyfer, wtedy hołd Śmierci i Ducha nabiera sensu.
Całej scenie przypatrywał się bezgłowy, jasno podświetlony posąg Nike z Samotraki. Jak widać ponownie po ceremonii otwarcia mamy bezgłową postać na scenie. Ale to czysty przypadek, przecież, Jolly uznał, „kurde coś tu pusto, a dajcie no jakiś posąg”, no i wybrali bezgłową Nike z Samotraki. Tak było.
Następnie, grupy szarych postaci, ponownie bez twarzy zaczynają stawiać konstrukcje. Przed oczami pojawiła mi się zaraz budowa wieży Babel. Stopniowo stawiane koła wznoszą się do nieba. Przy ostatnim wznoszące je postacie próbowały je zatrzymać, wdrapywały się na nie, jednak ostatecznie i to wzniosło się do nieba, układając się wraz z pozostałymi w symboliczne pięć kółek olimpijskich. Wtedy szare postacie zaczęły wznosić do nieba ludzką wieżę, której zwieńczeniem była złota owadzia postać. Szare ludzkie postacie zdawały się czcić Złotego Owada. Złotego Owada czy może Niosącego Światlo, Lucyfera?
Tak… macie rację w ceremonii zakończenia nie ma nic dziwnego. To po prostu kosmita, który przylatuje na Ziemię, na której nie ma już olimpiady.
Pierwsze okultystyczne igrzyska olimpijskie dobiegły końca.
Comments