Co z tym Trumpem?
- Dariusz Zdebel
- 8 lut
- 7 minut(y) czytania
W Polsce właściwie nie ma tematu, na który można przeprowadzić normalną dyskusję, obecnie każdy temat wzbudza histerię i furię. Pod względem prowadzenia debaty publicznej moglibyśmy zaskoczyć ludożerców i łowców głów z Papui Nowej Gwinei.
Osoba Donalda Trumpa nie jest tutaj wyjątkiem. Czytając to co się pojawia w sieci, można zauważyć że dominują trzy stanowiska.
Dla pierwszego, związanego z tzw liberałami, a w rzeczywistości z neomarksistami różnych odcieni różu, Trump to faszysta. Oczywiście oni kojarzą faszyzm zgodnie z sowiecką definicją jako synonim narodowego socjalizmu, potocznie nazywanego nazizmem, wskutek czego Trump to dla nich nowe wcielenie Hitlera. Taka ateistyczna forma ideologicznej reinkarnacji. Oczywiście nie mają pojęcia ani o tym czym jest faszyzm, ani o tym czym jest nazizm, ani nie mają pojęcia nawet o tym co właściwie robi Trump, gdyż wiedzę czerpią z przeznaczonych i odpowiednio spreparowanych dla nich newsów z serwisów mediowych, a nie wykazują nawet najmniejszej chęci podjęcia ryzyka dysonansu poznawczego.
Dla drugiego, Trump jest świeckim wcieleniem zesłanego przez Boga Mesjasza, który jak Parcifal prowadzi życie w poszukiwaniu Świętego Graala, a w międzyczasie cały świat sprowadzi na dawno utraconą drogę ku rajowi. Oczywiście rano wstając, zaczyna od przemyśleń, co by tu zrobić dla Polski i Polaków.
Zgodnie z trzecim stanowiskiem, wszystko jest wielkim spiskiem. Trump to prawa ręka większej i ukrytej w cieniu postaci, która aby pogrążyć biednych prostaczków, raz pokazuje prawą a raz lewą rękę. Raz wajcha idzie w lewą, a raz w prawą stronę. W sumie nie rozumiem jeśli to miałaby być prawda, dlaczego spiskowcy mieliby robić cały ten cyrk, skoro mogliby po prostu złapać za mordę cały lud jak to swojego czasu zrobił niejaki Stalin.
Z tego co zauważyłem tylko nieliczni próbują do problemu podejść z neutralnej strony.
Po pierwsze, w polityce na tym szczeblu nie ma ludzi przypadkowych. Każdy z kandydatów na prezydenta USA, zresztą jak i Polski reprezentuje czyjeś interesy. Kampania wyborcza kosztuje miliardy, ktoś te miliardy musi wyłożyć, a jak wykłada to nie z altruizmu lecz dla biznesu. Nie ma niezależnych kandydatów. Władzę na świecie od dawna przejęła oligarchia i to ona decyduje o tym na kogo można głosować. Poza tym nikt nie zaryzykowałby aby guzik atomowy przejął jakiś szaleniec. Demokracja to zbyt poważna sprawa aby pozostawić wybór kaprysom ciemnego rozhisteryzowanego ludu. Krótko mówiąc, i Trumpa, i Harris wystawili i popierali miliarderzy, dlatego będzie działał w interesie tej grupy, która zdecydowała o jego kandydaturze.
Całe szczęście moim zdaniem i co widać po jego działaniach, ci co tym bajzlem rządzą, to nie jedna i ta sama grupa. W Rosji gdy wybuchła rewolucja lutowa i nastąpił rozkład państwa, w każdej partii politycznej decydentami byli masoni a jednak nie współpracowali ze sobą lecz szybko nawzajem zaczęli się mordować. Moim zdaniem w Ameryce mamy z tym samym do czynienia, za wszystkim stoją miliarderzy lecz nie stanowią oni monolitu wręcz przeciwnie mają inne wizje przyszłości.
Działania Trumpa dotyczą obecnie kilku głównych płaszczyzn.
Po pierwsze walka z ideologią gender i WOKE. To co robi Trump moim zdaniem nie jest żadnym spiskiem w spisku, bo nikt mi nie powie, że w tajnym światowym spisku byli zwykli zrypani psychicznie lewaccy nauczyciele, cwaniaki w sporcie, niepiśmienni BLM i klimatyczni idioci. Nie wierzę w to, że Musk robiłby to dla ściemy skoro jego własny syn się wykastrował z powodu genderowego prania mózgu. Nie wierzę w to, że Kennedy robiłby cyrk przed kamerami w Senacie, skoro mógłby się z tego wycofać i dostałby nominację z marszu. Nie wierzę, że dla ściemy Trump zlikwidowałby USAID z wielomiliardowym budżetem jedynie po to, aby zrobić spisek w spisku, który jest w innym spisku. Nie wierzę, ponieważ nie miałoby to najmniejszego sensu. Moim zdaniem, ktoś w Ameryce zauważył, że ludzi niestabilnych psychicznie jest znikoma mniejszość i jeśli się ich nie powstrzyma grozi to wkrótce ogólnym buntem społecznym. Dlatego powiedzieli Dosyć.
Po drugie, kwestia ceł. Jak czytam tak zwanych ekspertów to mi ręce opadają jak można za pieniądze robić z siebie takiego ignoranta. Pierwsze pytanie, to kiedy powstała idea wolnego rynku. Coś takiego jak wolny rynek powstało dopiero wtedy gdy kraje Zachodu miały bardzo silnie rozwinięte gospodarki i pojawił się problem z zapewnieniem rynków zbytu. Do tego czasu każdy z tych krajów miał cła zaporowe dosłownie zamykające ich rynki dla towarów zagranicznych. Tak było w Wielkiej Brytanii, potem USA i Niemczech, następnie w Japonii a na końcu w Korei. Wszystkie blokowały import w celu ochrony własnej gospodarki. Dopiero gdy ich przemysł stał się silny zaczęły propagować ideę wolnego handlu i nieskrępowanego przepływu towarów. Doprowadziły one do zniszczenia raczkującego własnego przemysłu w biednych krajach i całkowitego podporządkowania gospodarczego, w czym pomagały specjalnie ku temu powołane Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Sytuacja jednak zmieniła się w ciągu kilku ostatnich lat. Na arenę wkroczyły Chiny a za nimi wpychają się Indie, Indonezja, Wietnam i Malezja z Tajlandią. Amerykanie zauważyli, że ich głównym wrogiem są Chiny, z którymi już krótce nie będą mieli większych szans gdyż ich gospodarka w coraz większym stopniu nie opiera się na fizycznej produkcji lecz na instrumentach finansowych. Instrumenty finansowe może i wynoszą miliardy, w rzeczywistości jednak nie tworzą realnie nawet szpilki. Ekipa, którą reprezentuje Trump jak widać to zauważyła. Przede wszystkim Trump zaczął od przypomnienia kto tu rządzi krajom amerykańskim. Wystarczyło wprowadzenie ceł, ponieważ eksport z tych krajów do USA wynosi po około 30-40% całego ich eksportu, a eksport z USA do nich po około 1-1,5%, to jasno widać kto przegra ewentualną wojnę celną. I tak też się stało, Meksyk wysłał na granice wojsko i zaczął wyłapywać bossów narkotykowych, podobnie Kanada, Kolumbijczycy na własny koszt zaczęli przywozić nielegalnych imigrantów a Panama przestała pobierać opłaty za przepływanie amerykańskich okrętów przez Kanał Panamski i to wszystko udało się Trumpowi uzyskać jedynie w kilka dni.
Głównym przeciwnikiem zostają jednak Chiny. Cła zaporowe, które już zresztą wprowadził za swojej poprzedniej kadencji, a które zlikwidował mające powiązania finansowe z Chinami, Biden, szybko doprowadzą do odrodzenia przemysłu amerykańskiego i problemów Chin. Chiński przemysł do rozwoju potrzebuje amerykańskiego rynku, amerykański chińskiego nie. Chiny w Azji się nie przebiją ponieważ tamtejsze kraje coraz bardziej z nimi konkurują, jednocześnie nie mają jeszcze na tyle chłonnego rynku wewnętrznego, aby ten zastąpił rynek amerykański.
W tym miejscu pojawia się kolejny element układanki. Zasoby. To co się dzisiaj dzieje to jak określał Brzeziński jest Wielką Szachownicą. USA, Chiny i Rosja przesuwają figury po planszy aby kontrolować jak najwięcej zasobów. To jest coś co jak widzę u nas mało kto rozumie. Wszyscy mówiąc o ekspansji mają na myśli jak w XIX wiecznym kolonializmie pokolorowanie mapy świata we własnych barwach. To bzdura. Po co komuś setki tysięcy kilometrów kwadratowych bezwartościowej gleby. Liczą się surowce. I to widać. Wojna na Ukrainie to wojna o surowce, Putin co prawda zajął jedynie 20% Ukrainy ale z 70% surowców, więcej nie potrzebuje. W Kongo jest wojna domowa ponieważ rząd Konga współpracuje z Chinami, a Amerykanie wspierają poprzez Rwandę rebeliantów aby zdestabilizować rząd i wypchnąć chińskie inwestycje. W Sudanie południowym Chiny wpierają miejscowy rząd aby przejąć kontrolę nad surowcami, w Nigrze Rosjanom udało się wyprzeć Francuzów i przejąć kontrolę nad kopalniami uranu. Teraz Trump chce przyłączyć Grenlandię aby kontrolować jej zasoby. Talibowie stali się bardzo ważni ponieważ Afganistan jest osią obrotu całej Azji i blokuje zarówno Chiny jak i Indie.
Trzecia wojna światowa właściwie już trwa, teraz kończy się zajmowanie kolejnych pól, za niedługo skończy się możliwość przesuwania figur i wtedy pojawi się eskalacja.
W tym miejscu trzeba wrócić do wojny na Ukrainie. Czyli do kolejnej rzeczy, której zarówno nasi politycy, co nie dziwi i eksperci co raczej powinno dziwić, w ogóle nie rozumieją. Dla Ameryki głównym zagrożeniem są Chiny nie Rosja. Rosja nie jest dla nich zagrożeniem i raczej już nigdy nie będzie. Fatalna demografia i słaby potencjał gospodarczy powodują, że Rosja nie jest w stanie stać się głównym graczem. Jednak wojna na Ukrainie zbyt wiele Amerykę kosztuje więc musi ją zakończyć aby mieć wolne ręce w konflikcie z Chinami, tym bardziej że cały czas musi mieszać się w kosztowny i bezsensowny konflikt na Bliskim Wschodzie.
Po drodze pojawia się kolejny rywal czyli Unia Europejska, która jednak została przez Amerykanów bardzo zręcznie wyeliminowana i sprowadzona do roli klienta. W wyniku własnych samobójczych działań lewaków w UE, gospodarka i produktywność Unii nie stanowią już dla USA żadnego zagrożenia. Mało tego politycznie kraje europejskie mają mniejsze znaczenie niż po wojnie. Amerykanie stawiają ich na baczność za każdym razem jak tylko mają na to ochotę. Francja, Niemcy, Włochy straciły podmiotowość w takim samym stopniu jak Polska. Obecnie Orban ma silniejszą pozycję niż Scholz i Macron.
Aby zmniejszyć koszty produkcji i zwiększyć produktywność Trump kasuje wszelkie programy z OZE i ogłasza poszukiwanie nowych złóż ropy i gazu. Jasno widać, że fortyfikuje gospodarkę.
Następną kwestią jest Izrael. Nie bardzo rozumiem zdziwienia posunięciami Trumpa. Przecież już za poprzedniej swojej kadencji wspierał Izrael i przeniósł ambasadę USA do Jerozolimy uznając ją tym samym za stolicę Izraela. Podczas całej swojej kampanii był wspierany przez środowiska żydowskie, stawał również jednoznacznie po stronie Izraela w konflikcie z Hamasem i Hezbollahem. Jego obecne posunięcia są konsekwencją poprzednich działań. Był również przeciwny wojnie z Iranem co również obecnie widać. Jednocześnie pomysł przejęcia kontroli nad Gazą może być powiązany z przejęciem kontroli nad nowo odkrytymi złożami gazu w tym rejonie. U nas mało kto zwrócił uwagę na Netanyahu podczas ogłoszenia przez Trumpa jego planu. Wyraźnie było widać, że nie jest zadowolony. Oznaczałoby to, że Trump chce przejąć kontrolę nad złożami gazu, na które polował Netanyahu. Wiele tłumaczą dodatkowo bardzo dobre stosunki Trumpa z następcą tronu Arabii Saudyjskiej, dzięki którym ma już gwarantowane 700 miliardów arabskich na inwestycje w USA.
I już na koniec kwestia Polski. Tu też nie rozumiem zdziwienia. Zaraz po wyborach pisałem, że Trump będzie prezydentem USA a nie Polski, więc będzie reprezentował interesy Ameryki a nie nasze. Przecież to on za poprzedniej kadencji na ambasadora wybrał Mosbacher która zachowywała się jak jego namiestnik a nie ambasador, to za jego kadencji Kongres uchwalił a on podpisał Act 447 o mieniu pożydowskim w Polsce. Czas się obudzić, jesteśmy biednym, nic nie znaczącym krajem w środkowej Europie rozdzieranym na kawałki przez własne frakcje i sprzedajnych polityków, po co ktokolwiek by się miał z nami liczyć?
Żeby zrozumieć co robi Trump trzeba przestać go oceniać z naszego polskiego zaściankowego punktu widzenia, a popatrzyć z punktu widzenia geopolityki.
Trump nie jest nowym Adolfem, nie jest również żadnym Nieskazitelnym Krzyżowcem, nie jest również agentem mrocznego spisku, jest po prostu biznesmenem, miliarderem popieranym przez innych miliarderów, który traktuje politykę jak biznes.
To jest polityka a nie ślub w Kościele Rzymskokatolickim, liczy się tylko tu i teraz, a nikt nie ślubuje nikomu miłości, uczciwości i wierności aż do śmierci.

Comments