top of page

COVID-19 z punktu widzenia chorego.



W przypadku tej choroby stało się coś zupełnie niespotykanego i w pełni zasługującego na potępienie. W XXI wieku, wieku wydawałoby się rozumu i nauki, wieku w którym odnaleźliśmy odpowiedzi na tysiące pytań, dzięki wspólnej pracy polityków, mediów i części lekarzy, doszło do sytuacji kiedy chorzy czują się jak dawniej trędowaci. Z obawy przed stygmatyzacją i ostracyzmem społecznym osoby będące na kwarantannie lub chore wstydzą się do tego przyznać, obawiają się mówić o swojej chorobie zupełnie jakby to oni sami byli winni temu, że zachorowali. Okazuje się, że w tym szaleństwie jest metoda, ponieważ chorzy sami blokują informacje o swoim leczeniu dzięki czemu powstaje swoista zmowa milczenia i nikt nie wyciąga niewygodnych wniosków.

Ponieważ, wielu ludzi ma do mnie pewne zaufanie więc mają odwagę pisać mi o swojej chorobie. W sumie to smutne ponieważ stan choroby jest czymś naturalnym i tak zawsze było i tak powinien być traktowany, dopiero atmosfera napędzana w związku z Covid doprowadziła do takich aspołecznych zachowań, które obecnie możemy zaobserwować. Napiszę Wam o dwóch rodzinach i o tym jak wygląda przechodzenie tej choroby w praktyce, ale zanim do tego przejdę w oparciu o oficjalny przekaz, krótka charakterystyka tego z czym mamy do czynienia.

Po pierwsze, mamy do czynienia z niezwykle niebezpiecznym wirusem, mordercą narodów, killerem ludzkości, pandemicznym stworem, krótko mówiąc śmiertelnym zagrożeniem, z powodu którego zatrzymano gospodarki całego świata.

Po drugie, wirus jest niezwykle zaraźliwy, tak bardzo, że nawet na otwartych przestrzeniach trzeba nosić maski i omijać się w dystansie 2 metrów, a zdaniem niektórych jak ich obserwuje na ulicy przenosi się chyba również za pośrednictwem samego wzroku, ponieważ obowiązkowe maski 30-latkowie uzupełniają dodatkowo okularami przeciwsłonecznymi.

Pierwsza rodzina, On górnik, Ona własna działalność. On wiadomo przez cały ten okres praca na kopalni, Ona nieopuszczała mieszkania. 2 maja się źle poczuła, stan podgorączkowy, osłabienie, utrata smaku i węchu, wieczorami duszności. Mimo, że zgłaszała objawy wymaz zrobiono im dopiero 7 maja a kwarantannę zarządzono od 10 maja. Dobrze, że sami zachowali się przytomnie i siedzieli w domu bo gdyby czekać na reakcję Sanepidu mogli nieświadomie zarażać innych przez osiem dni. Teraz testy, dzieciom nie wykonano. Za to u rodziców wyszło trochę dziwnie. On, pamiętacie cały czas kontakt z innymi w pracy, ale wynik ujemny. Ona, cały czas w domu, ale wynik pozytywny. Pamiętacie punkt drugi? Wirus jest niewiarygodnie zjadliwy i to tak bardzo, że trzeba nosić maski na wolnym powietrzu. Małżeństwo, razem mieszka, razem śpi, korzysta z tej samej łazienki, je na tych samych talerzach i non stop przebywa razem i on nie ma a ona ma. Można to wytłumaczyć dwojako, albo testy jak już wielokrotnie wskazywano są bardzo niemiarodajne, że zacytuję doktora Grzesiowkiego „brak pewności co do wyniku”, „fałszywie ujemne, fałszywie dodatnie”, albo po prostu Chłopak ma tak niesamowitą i fenomenalną odporność, że na jego widok wirus spieprza z talerza za szafkę na drugim końcu kuchni. Albo po prostu ten wirus wcale aż tak szybko nie zaraża gdy macie choć w miarę sprawny układ odpornościowy ?

Sam proces leczenia jest również wart odnotowania ponieważ wiele osób marzy o tym, że zostaną przetestowane, a gdy się okaże, że mają wynik pozytywny pojawi się jakiś Panoramix i ugotuje specjalnie dla nich kociołek magicznej mikstury, dzięki której będą bezpieczni na kolejne lata. Muszę Was zmartwić. Tak naprawdę nie ma żadnego leczenia, nie dostaniecie kompletnie nic. Jedyne zalecenie jakie otrzymali to numer 112 pod który mają dzwonić w razie katastrofy. Idąc do lekarza i chorując na zwykłą grypę dostajecie pakiet leków, tu chorując na najgroźniejszego wirusa na swiecie nie dostaniecie nawet Apapu. Cały proces leczenia tej zjadliwej i śmiertelnej choroby polega na siedzeniu w domu i liczeniu na własny układ odpornościowy. I w sumie to dla mnie byłoby zrozumiałe, ponieważ na wirusy lekarstw nie ma, gdyby ktoś powiedział jak mają stymulować odporność. Tak przy okazji to w ogóle jest ciekawe, przez te prawie trzy miesiące ani razu nie słyszałem od ani jednego lekarza ani słowa o odporności i jej wzmacnianiu. Początkowo myślałem, że mnie człowiekowi z prowincji ta informacja umknęła, ale to samo pytanie zadał mecenas Schramm na swoim ogólnopolskim profilu i okazało się, że w całej Polsce nikt nie słyszał, żeby jakikolwiek lekarz oficjalnie mówił o wzmacnianiu układu odpornościowego. Wracając do omawianej rodziny, całe szczęście okazało się, że mają kontakt z ogarniętym endokrynologiem, który po tym jak zobaczył, że poziom witaminy D3 jest nieoznaczalny z miejsca zaaplikował 20000 jednostek dziennie witaminy D3. Jednocześnie stwierdził, że prawdopodobnie to właśnie tak niski poziom tej witaminy odpowiada za zarażenie. Naprawdę mądry lekarz, dobrze że na takiego trafili. Na moim profilu dietetycznym wielokrotnie omawiałem badania naukowe, w których stwierdzono ujemną korelacją pomiędzy poziomem witaminy D3 a śmiertelnością na Covid-19, badania są prowadzone ciągle w wielu krajach dlatego dziwi mnie pomijanie jej roli w leczeniu i zapobieganiu infekcji koronawirusem.

Więc leczenie polegające na biernym siedzeniu trwa, On dostaje klaustrofobii, dzieci chodzą z nadmiaru energii po ścianach, Ona jeszcze słaba ale już wszystko wraca do normy, tylko nie mogą się doczekać na kolejny wymaz, ponieważ termin jest ciągle przesuwany.

Druga rodzina. Ona pracuje w szpitalu. 1 kwietnia testy, od razu izolacja, po pięciu dniach wynik ujemny. Mimo to, w Niedzielę Wielkanocną cała rodzina otrzymuje kwarantannę. Nikt z rodziny nie miał żadnych objawów chorobowych. 15 kwietnia zrobiono im kolejny wymaz. Teraz okazało się, że u niej wynik jest dodatni, u ojca i córki ujemny. Minął miesiąc, kwarantanna minęła, nikt z rodziny nie ma najmniejszych objawów ale ponieważ nie mogą się doczekać na kolejny wymaz nie mogą się ruszyć z domu. Na przykładzie tej rodziny widać z kolei dlaczego w Polsce jest tak mało przypadków wyzdrowienia. Po prostu ludzie siedzą w nieskończoność zamknięci w domu nie wykazując żadnych objawów choroby.

Musicie sami przyznać, że leczenie tego najgroźniejszego wirusa w dziejach ludzkości jest niezwykle dziwne i opiera się jedynie na układzie odpornościowym. Wobec tego czy nie należałoby zrobić wszystko aby go odpowiednio wzmocnić?

2 wyświetlenia0 komentarzy

Comments


bottom of page