top of page

Covidianizm – ewolucja kultu.


Wojciech Gadowski w ostatnim feliotonie w Do Rzeczy pt. „Homo covidus odrzuca już nie tylko wolność, ale i logikę” zauważa z goryczą „okres diagnozy i oczekiwania minął. – Wiemy już, do czego to wszystko zmierza i musimy się zastanowić, co możemy zrobić, jeżeli się na to nie zgadzamy. Niestety zauważyłem zjawisko takie jak „człowiek covidowy”. Tak jak kiedyś Aleksander Zinowjew bardzo trafnie określił nowy rodzaj ludzki jako „homo sovieticus”. Dziś został stworzony homo-covidus. Człowiek, który jest wystraszony i przez to agresywny wobec tych, którzy myślą inaczej. Chce bezrefleksyjnie stosować wszelkie procedury sanitarne, bo tak każe władza.

Orwell przewidział wiele rzeczy, ale nie zakładał, że ludzie będą się sami chcieli lockdownować. –Człowiek covidowy, to człowiek zlockdownowany wewnętrznie. On już sam założył sobie kraty w swoim myśleniu, tego typu człowiek w imię pozornego bezpieczeństwa, odrzuca już nie tylko wolność, ale także logikę”.



Oczywiście zgadzam się z Gadowskim, że możemy zaobserwować coraz więcej obok nas „homo covidus” będących produktem obecnego, niemal już dwuletniego prania mózgu, widzimy „człowieka nowej rzeczywistości” wytworzonego w podobny sposób jak niegdyś wspomnianego przez Gadowskiego „homo sovieticus” czyli „człowieka radzieckiego”, czy „człowieka zlagrowanego” opisywanego przez Borowskiego w jego opowiadaniach. Moim zdaniem jednak Gadowski nie docenia aspektu quasi religijnego tej całej sytuacji.


Psycholog Abraham Maslov w 1943 roku przedstawił swoją słynną piramidę potrzeb, w której wyróżnił pierwotnie takie poziomy jak potrzeby fizjologiczne, następnie bezpieczeństwa, potem przynależności, powyżej nich potrzebę uznania i na samej górze potrzebę samorealizacji. Potrzeba samorealizacji ukazywała człowieka nowoczesnego, uwolnionego z więzów zabobonów i ciemnoty religii. Zgodnie z jego teorią, żeby przejść do spełnienia potrzeby wyższego rzędu, człowiek choć raz musi spełnić potrzebę, która jest jeden szczebel niżej. Moim skromnym zdaniem koncepcja Maslova jest genialną odpowiedzią na zachowania ludzi i ich pragnienia.

Przed śmiercią jednak, Maslov swoją piramidę potrzeb rozszerzył, o tym fakcie światła lewica przytomnie woli nie mówić ponieważ pojawiła się potrzeba na wskroś nie lewicowa i burząca ogólnie przyjęty obraz człowieka jako istoty jedynie biologicznej i wolnej od kajdanów religii. W rozszerzonej piramidzie potrzeb Maslov pojawiła się zupełnie nowa potrzeba będąca zwieńczeniem całej piramidy a mianowicie potrzeba transcendencji. Jest to potrzeba dążenia do absolutu, do nieskończoności. Trudno się teraz dziwić konsternacji całej amerykańskiej lewicy, że ich guru przed śmiercią dokonał takiej ideologicznej herezji.



Dlaczego o tym piszę?

Dlatego, że zgodnie z Maslovem w pewnej chwili każdy człowiek, który spełni wszystkie potrzeby niższego rzędu stanie przed wewnętrznym i prawdopodobnie niezrozumiałym dla niego pragnieniem spełnienia potrzeby transcendencji. W przypadku ludzi tradycyjnie religijnych jej realizacja zostanie osadzona w danej religii. Odpowiada to również na pytanie, dlaczego w świecie Zachodu, tak dobrze rozwijają się wszystkie sekty, jak łatwo można zauważyć nie przystępują do nich prości, niewykształceni ludzie, lecz młode osoby, z zamożnych lub w miarę zamożnych rodzin, wychowane w dobrobycie, z dobrym wykształceniem. Po prostu nie znajdując możliwości spełnienia potrzeby transcendencji w swojej zinstytucjonalizowanej religii poszukują nowych lądów, co w sumie też jest czymś naturalnym.


Największy jednak problem mają zadeklarowani ateiści i osoby, które z różnych powodów zaprzeczają wszelkim religiom. Powstaje poważny problem psychologiczny ponieważ z jednej strony mamy rosnącą potrzebę o podłożu religijnym a z drugiej całkowitą jej negację. Wyjściem z tego mentalnego oksymoronu jest zatopienie się w jakimś świeckim kulcie, jak to się mówi u nas na Śląsku „trzeba znaleźć ersatz”, czyli jakiś zamiennik. Do tej pory taką świecką religią był kult globalnego ocieplenia, obecnie jest nim covidianizm.


O covidianizmie jako quasi świeckiej religii pisałem kilka miesięcy temu.

Nowy kult szybko posiadł wszelkie cechy normalnej religii.

Był zapowiadany przez proroków. Od wielu lat Gates i spółka zapowiadali nadejście pandemii i ostrzegali ludzkość, „nawróćcie się”, apelowano o depopulację, ale grzesznicy pozostali głusi na nawoływania proroków.


Kolejnym krokiem był Zwiastowanie. W 2019 roku w Davos, nastąpiło Zwiastowanie, Prawi dowiedzieli się, że Chwila nadchodzi, szybko wypracowali procedury na czas gdy Wirus nadejdzie. Przygotowali mirrę, złoto i kadzidło, czyli lockdown, maseczki i dystans społeczny.

Potem zupełnie jak w chrześcijaństwie, narodził się covidiański Mesjasz. Świecki Mesjasz urodził się na targu zwierzęcym w dalekim Wuhan. Nawet jego pojawienie przypomina w jakiejś formie karykaturalne niepokalane poczęcie, nikt nie potrafił do końca bowiem wyjaśnić jak i dlaczego akurat wtedy wirus przeskoczył z nietoperza na człowieka. Do końca nie wskazano pośrednika, po prostu stało się. Nadszedł.


I przyszedł czas cudów. I jak zawsze to bywa z cudami, odbyły się tylko na początku, potem jak w każdej religii limit cudów się wyczerpał.

Pierwsze cuda były w Wuhan. Tajemnicze szpitale, zaspawane drzwi, chlorowanie dróg, tajemnicze zgony. Ale grzesznicy na Zachodzie nadal nie wierzyli więc cuda pojawiły się również w Europie i Stanach. Najpierw Włochy, Bergamo, sala z setkami trumien, ciężarówki jeżdzące w nocy i w tajemnicy ze zmarłymi. Nikomu nie podpadło, że skoro to taka tajemnica to dlaczego zawsze przypadkiem obok były media. Równolegle z Europą cud pojawił się w Nowym Jorku. Zmarłych grzebano na wyspie Hart Island. I potem już nie miało znaczenia, że w Bergamo wykorzystano zdjęcia z katastrofy z przed kilku lat, gdy utonęli imigranci, że wielkie ciężarówki wojskowe jeździły puste lub z dwoma lub jedną trumną, a w Nowym Jorku wykorzystano ciała bezdomnych i kadry z filmu Contagion. To wszystko już było nieistotne, cuda się stały. Oczywiście akolici nowego kultu cudom dopomogli, więc w Bergamo jak i w Nowym Jorku zrobiono wszystko aby zmarłych było jak najwięcej, do domów starości specjalnie przenoszono chorych aby zarażali jak najwięcej innych, i mimo, że obok stały puste szpitale polowe, umieszczano ich wśród zdrowych, w wyniku czego choroba zaczęła roznosić się jak ogień w suchym lesie.


A potem już jak każdy kult, który trafi na odpowiednią pożywkę, tak i ten rozprzestrzenił się na całym świecie. I jak każdy inny kult tak i i ten ma swoje jasno określone zasady.

Ta religia jak wszystkie inne ma swoje przykazania: maseczki, dystans społeczny, lockdown.


Ma swoje dogmaty i jak we wszystkie dogmaty, w te również się nie wątpi, tylko przyjmuje na wiarę. Dogmatem jest jego pochodzenie, dogmatem jest brak lekarstwa i dogmatem jest skuteczność lockdownów, maseczek i tzw. szczepionek.


I jak każdy nowy kult, nienawidzi wszelkiej maści heretyków i niewierzących. I nawet gdy się okazuje, że wątpiący to nobliści lub światowej sławy naukowcy, to zaraz działa covidowa inkwizycja.


Jak każda religia, covidianizm ma swoich kapłanów, wbrew pozorom nie muszą to być epidemiolodzy, mogą być programiści jak Gates, aktorzy jak Pazura, sportowcy jak Małysz ale jednak przede wszystkim lekarze, pediatrzy, reumatolodzy, interniści, nawet weterynarze. Oni wysoko nad głowami trzymają sztandar nowej wiary nie pozwalając na najmniejsze chwile zwątpienia.


I jako ukoronowanie, mamy świecką Eucharystię – „Zaszczepienie”. Nie można jej umniejszać, to ona jest formą przeistoczenia, zamiany chleba i wina w ciało i krew. To zaszczepienie jest ostatecznym dowodem na wiarę, i ono powoduje wejście do prawdziwej kowidowej wspólnoty.


Jak każdy kult tak i covidianizm musi dać jakąś obietnicę, jakąś namiastkę świeckiego raju. I ma. Obietnicą, kowidowym zbawieniem, jest mityczny „powrót do normalności”, „nawróćcie się bo bliskie jest Królestwo Niebieskie” , „zaszczepcie się, to już ostatnia prosta”.


Jednak od momentu pojawienia się szczepionek kult ewoluował. W sumie zachowuje się jak każda standardowa religia tylko, że w jego przypadku wszystko dzieje się szybciej.


Obecnie głównym obiektem kultu stały się szczepionki. Sam wirus zniknął w cieniu drugiego planu, jeżeli się pojawia to jedynie w kontekście szczepionek. To właśnie szczepionki zostały wyniesione na ołtarze. Wyznawcy covidianizmu oddają im ustawicznie pokłony zapewniając o swoim dozgonnym uwielbieniu. Jak każda wojująca religia kult szczepionek wzywa lud: „Wstańcie i głoście Ewangelię” i wysyła misjonarzy wędrująch po czeluściach Internetów, starając się nawrócić wszystkich wątpiących. Oczywiście zdarzają się ludy przekorne i utwierdzone w grzechu, tych bierze się mieczem i ogniem. Zamyka się ich na kwarantannach, w niektórych krajach wywala z roboty, w innych uprzykrza życie, nie wpuszcza do autobusów, hoteli. Wszystko to w imię nowej świeckiej miłującej ludzi religii, „To wszystko dla Waszego dobra, abyście nie zachorowali !!”. A gdy ktoś próbuje stawiać opór, kult wzorem średniowiecza wysyła Świętych Inkwizytorów, którzy stawiają heretyków przed Izbami Lekarskimi, i palą na medialnym stosie wraz z ich grzesznymi naukami. Dla szaraków kult ma prostsze rozwiązania, pały policyjne, armatki wodne, gaz i inne współczesne odpowiedniki dawnych młotów na kacerzy.


Dochodzimy teraz do problemu kluczowego.


Ponieważ mamy do czynienia z ludźmi wykształconymi, jak to możliwe że nie widzą tego, że nie działają maseczki, lockdowny i szczepionki?

To proste maseczki nie działają nie dlatego, że wirus przenosi się nie drogą kropelkową lecz aerozolami, dla których ta maseczka wygląda jak otwarte wrota. Nie. Maseczki nie działają bo są tacy, którzy ich nie noszą. Proste?

Szczepionki z pewnością by zadziałały. Nie działają dlatego, że część się nie zaszczepiła. Gdyby się zaszczepili wszyscy szczepionki by zadziałały. Proste? Proste. Logiczne? No nie bardzo.


Wielu ludzi miało nadzieję, że jak covidianie zobaczą, że te szczepionki nie działają, że chorych mamy tyle, zgonów również, to spowoduje, że spadnie im „bielmo z oczu” i wszystko wróci do normalności. Ja wiedziałem, że nie. No Way. Nawet gdyby ten wirus uległ personifikacji i stanął na środku studia TVN mówiąc „Sorry, zrobiłem Was w konia”, to i tak nie zmieniłoby to podejścia wyznawców kultu. Po prostu powiedzieliby „Ty nie jesteś prawdziwym wirusem”


I to jest normalne, tak działa każdy kult. Bardzo dobrze opisuje to Cialdini. Takie działanie jest wynikiem społecznego dowodu słuszności. Zgodnie z tą zasadą o tym, czy coś jest poprawne czy nie, wynika z tego, co na ten temat myślą inni ludzie. A ponieważ cała telewizja, wszyscy ludzie w telewizji mówią, że to działa, więc to działa. Proste? I nawet w pokręcony sposób logiczne. Przecież te wszystkie rządy, Ci wszyscy naukowcy nie mogą się mylić. Cialdini idzie dalej, opisuje mechanizm działania sekt głoszących nadchodzący koniec świata. Wydawałoby się, że głoszenie końca świata w konkretnym terminie jest swoistym strzałem w kolano, przecież wiadomo, że końca świata nie będzie. Jedna z opisywanych przez Cialdiniego sekt, głosiła że ma kontakt z kosmitami, nazywanymi Strażnikami. Ci Strażnicy głosili, oczywiście przez liderkę grupy nadejście potopu i końca świata. W potopie mieli zginąć wszyscy ludzie poza wyznawcami, po których miały przybyć latające spodki Strażników. Musicie przyznać, że trudno było wymyśleć większe brednie. Na wieść o tym wśród wyznawców zapanował strach a poziom religijności bardzo wzrósł. Wykształceni ludzie porzucali pracę, wyrzucali lub rozdawali posiadane rzeczy, zrywali kontakty z rodziną. Cialdiniego zaskoczyło, ze nikt nie podawał w wątpliwość tych bzdur. Mało tego, zaczęła się pojawiać tajemnica wiary, tajemne znaki, sekretne hasła, zakaz notowania. W dniu kataklizmu, wszyscy wierni zebrali się razem i czekali na latające spodki powtarzając mantrę „Jestem swoim portierem, jestem swoją wskazówką” Jak widać nawet mantra była idiotyczna. Gdy nadeszła północ nic się nie wydarzyło. Spodki nie przeleciały. Wszyscy się rozpłakali, popadli w prawdziwą rozpacz. Pomyślicie zapewne, że ci ludzie się teraz w końcu obudzili i otwarli oczy. Nic z tego.


Dostali przekaz od Strażników „Ta mała grupka wyczekująca samotnie przez całą noc, roztoczyła wokół tyle światła, że Bóg ocalił świat przed zniszczeniem”. W tej chwili ta sekta, która do tej pory uprawiała wielką tajemnicę zaczęła dzwonić do stacji radiowych i telewizyjnych opowiadając o Strażnikach. Jak pisze Cialdini „ W ciągu kilku godzin zmienili się z powściągliwych i sekretnych strażników Słowa w ekspansywnych i fanatycznych jego głosicieli. Doprowadziło do tego wkradające się w ich serca poczucie niepewności. Uzmysłowienie sobie, że skoro fałszywe okazały się przepowiednie przybycia statku kosmicznego i zalania ziemi przez potop, to równie fałszywa może być ich reszta przekonań. Za daleko już zaszli, poświęcili swoim przekonaniom zbyt wiele, by narazić się teraz na ich zniszczenie – wstyd, koszty ekonomiczne i śmieszność w oczach innych byłyby po prostu nie do zniesienia”

Jedna z kobiet powiedziała „Muszę w to wierzyć”.


Dlatego moi drodzy nie liczcie, że kult się skończy, dowody empiryczne nie mają tu najmniejszego znaczenia, wykształceni ludzie za głęboko w to weszli aby się wycofać. Oni muszą w to wierzyć, w maseczki, lockdowny, mityczną skuteczność szczepionek, po prostu już muszą a to że Wy nie wierzycie codziennie uderza w ich podświadomość wewnętrznym lękiem, że jednak się mylą. Dlatego tak istotne jest aby wszystkich nawrócić na kult, żeby mieć poczucie że jednak się nie pomyliliśmy.


















104 wyświetlenia0 komentarzy

Comments


bottom of page