Gdy na początku lat sześćdziesiątych Frank Herbert zaczął pisać Diunę, chyba w najśmielszych marzeniach nie podejrzewał jaki odniesie sukces. Napisał arcydzieło, już w 1965 roku otrzymał nagrodę Nebula a rok później Hugo. Dwie najważniejsze nagrody jakie może otrzymać książka SF. W 1987 roku Diuna otrzymała tytuł powieści wszech czasów. Wydano ją na chyba wszelkie możliwe języki w łącznym nakładzie ponad 20 milionów egzemplarzy. Frank Herbert stworzył nowy wszechświat, wraz ze skomplikowaną siecią intryg i wzajemnych powiązań. Mamy w nim Imperatora, Padyszacha, którego siła opiera się na najlepszych żołnierzach w Galaktyce, fanatycznie mu oddanych Sardaukarach. Werbowani i szkoleni na znanej z niezwykle trudnych warunków więziennej planecie Salusa Secundus wzbudzają trwogę w całym imperium. Mamy równoważące siłę Padyszacha, wielkie rody zgrupowane w galaktycznym parlamencie Landsraadzie. Przywódcą opozycji dla Imperatora jest ród Atrydów i jego przywódca książę Leto. Po stronie Padyszacha natomiast opowiada się ród Harkonennów. Sytuację komplikuje potężny zakon kobiecy Bene Gesserit teoretycznie podporządkowany Imperatorowi lecz w rzeczywistości realizujący własną politykę, prowadząc program genetyczny mający doprowadzić do narodzenia Kwisatz Haderach, mesjasza, który będzie zdolny zapanować nad czasem. Kolejnym graczem jest potężna Gildia Kosmiczna, ogromna organizacja mająca dzięki swym nawigatorom monopol na podróże międzygwiezdne. Wszystkie te siły powiązane są niezwykle skomplikowaną siecią wzajemnych powiązań, które łączą się w jednym miejscu, pustynnej planecie Arrakis, Diunie, która jest jedynym w wszechświecie źródłem przyprawy, substancji umożliwiającej podróże międzygwiezdne. Diunie zamieszkanej przez plemiona Fremenów czekających na dzień, w którym pojawi się wśród nich Mesjasz, Mahdi.
Diuna to trudna książka do sfilmowania. Ogromna ilość kluczowych wątków, konieczność stworzenia całego świata stawia ogromną poprzeczkę zarówno pod względem stricte filmowym jak i finansowym. Do tej pory była zekranizowana tylko raz przez Davida Lyncha. Lynch nakręcił film w 1984 roku, z udziałem Kyle MacLachlana, Jurgena Prochnowa, Stinga, Virginii Madsen, Maxa von Sydowa i Francesci Annis. Mimo jednak zebrania tak wielu wybitnych aktorów, film wyszedł beznadziejnie. Po pierwsze i to mniej istotne, środki finansowe nie zabezpieczyły pełnych potrzeb tego filmu, a po drugie i to był główny powód klapy, reżyserem został Lynch. Lynch we wszystkich swoich filmach nie może się odciąć od tego swojego surrealizmu, pogmatwania fabuły, wprowadzania jakichś schizofrenicznych wątków. Czy to Miasteczko Twin Peaks, czy Blue Velvet, czy Dzikość serca, czy Zagubiona autostrada czy w końcu Mullholand Drive, oglądając jego filmy czujemy się jak w jakimś przesiąkniętym dziwną magią szpitalu psychiatrycznym. I o ile w przypadku tamtych filmów ta konwencja nawet się ciekawie sprawdziła, to w przypadku Diuny, abrakadabra na kwasie na dzień dobry położyła film. Lynch nagrał film tylko dla siebie. Dla pasjonatów Herberta ten film był kiczowatą, schizofreniczną herezją, dla zwykłych widzów, przekombinowaną, niezrozumiałą, nudnawą słabą opowieścią.
Ja z Diuną zetknąłem się zaraz jak została wydana w Polsce przez Iskry. Byłem wtedy w technikum, wziąłem ją przypadkiem w bibliotece, siadłem i przez kilka kolejnych dni nie mogłem się od niej oderwać. Dobrze, że były wakacje bo inaczej byłbym na wagarach. Moim zdaniem najlepsza powieść SF w dziejach. Dzisiaj mam dwa różne wydania i cały cykl. Przeczytałem ją już kilka razy a na pewno jeszcze do niej wrócę.
Dlatego jak usłyszałem o nowej ekranizacji zacząłem nerwowo przebierać nogami. Reżyserem został Denis Villeneuve. Wcześniej nakręcił Arrival / Nowy początek z Amy Adams i Jeremym Rennerem, Sicario z Emily Blunt i Benicio del Toro, oraz nowego Blade Runnera z Ryanem Goslingiem. Do tej pory wszystkie jego filmy były bardzo dobre, więc była spora nadzieja, że w końcu zobaczę ten FILM, taki o jakim marzę od ponad 30 lat. Pierwotnie premiera miała być na wiosnę ale z powodu covida została przeniesiona na jesień. Bilety kupiłem do Imaxa, wszystko musiało być idealne. Nadszedł wyczekiwany dzień, ten dzień. O 20:50 siedliśmy w fotelach, wszystkie miejsca wysprzedane, cisza, widać, że cała sala czeka, nawet średnia wieku grubo po trzydziestce, jasno widać, że ogromna większość to fani. Reklamy i około 21 rusza film. Pod względem filmowym trudno mnie zadowolić, szczególnie jak film jest oparty na książce i to takiej książce. Zawsze szukam dziury w całym. Ale ten film jest po prostu GENIALNY. Świetna gra zarówno Timothée Chalamet’a w roli Paula Atrydy, jak i Rebecci Ferguson jako Lady Jessici, oraz Oscara Isaaca, Stellana Skarsgårda, Jasona Momoa, Josha Brolina, Javiera Bardema i innych. Nie ma przeładowania efektami specjalnymi, jest ich dokładnie tyle ile powinno być, ni mniej ni więcej. Villeneuve stworzył niesamowity klimat przesiąknięty mistycyzmem, oglądając film w pewnej chwili sami zaczynamy oczekiwać spełnienia proroctwa. Gdy widzimy jak młody następca tronu Paul Atryda stopniowo przeistacza się w przyszłego Muad’diba czujemy ten powoli narastający powiew dżihadu mającego podpalić całą galagtykę. Klimat filmu, jego unikatowość tworzy niesamowita muzyka Hansa Zimmera, zupełnie inna niż wszystko co do tej pory stworzył, bez tej muzyki ten film byłby jak bez kolorów. To był pierwszy film na jakim byłem, w którym widzowie byli zaskoczeni, że się skończył mimo, że trwał ponad dwie i pół godziny. W chwili gdy zaświeciło się światło, ogromna większość widzów nadal siedziała i nie wstawała z foteli.
Jedyne uwagi jakie mam to, że Diuna jest dopiero połową książki i to było zarówno dla mnie jak i wszystkich pozostałych zaskoczeniem. To znaczy wiedziałem, że Villeneuve nakręci cykl ale myślałem, że chodzi o kolejne powieści Herberta czyli Mesjasza Diuny i Dzieci Diuny, a tu się okazało, że pierwszy film to dopiero połowa książki. Moim zdaniem super, nie mogę się doczekać kolejnego. Druga uwaga, to pominięcie póki co, młodszego bratanka barona Harkonnena, Feyd-Rautha. W filmie Lyncha zagrał go Sting i to była jedna z niewielu moim zdaniem dobrze zagrana postać w tamtym filmie, tutaj go w ogóle nie ma, szkoda ponieważ w książce jest to jedna z ważniejszych postaci, zgodnie z planem Bene Gesserit to on miał połączyć rody Atrydów i Harkonnenów i być ojcem Kwisatz Haderaha. Mam nadzieję, że pojawi się póżniej. Ostatnia uwaga to planetolog dr Liet Kynes. Oglądając film z ciekawości czekałem na element prawilności politycznej, brakowało mi Murzyna w jednej z głównych ról i feministycznej, prawdziwej baby z jajami o poziomie testosteronu porównywalnym z nakoksowanym kulturystą. Villeneuve połączył jedno z drugim i okazało się, że Liet Kynes to Murzynka. I muszę stwierdzić, że jej rola nawet była dobra, fajnie zagrała, mnie po prostu się kłóciła z Maxem von Sydowem z filmu Lyncha. No i z tym, że w powieści Herberta planetolog, jakby tego nie próbować interpretować jest facetem. Ale jak piszę, rola była zagrana dobrze więc ogólnie aż tak bardzo się nie kłóciła z powieścią.
Kończąc te wywody, Diuna to moim zdaniem genialny film, jeden z najlepszych filmów SF jakie widziałem, świetna muzyka Zimmera, spójność scenariusza i nieprzeładowanie kiczowatymi efektami specjalnymi powodują, że od filmu nie można się oderwać i nie można się doczekać kolejnej części.
Comments