top of page

Duch Śniegów – magia dzikiej natury



Ponieważ Duch Śniegów jest wyświetlany jedynie w kinach studyjnych, to wybraliśmy się do katowickiego Rialta.

Rialto to kino mojej młodości, jako nastolatek wraz z kumplami zaliczaliśmy tam kolejne części Gwiezdnych Wojen, Wejście Smoka i inne hity. Potem nastała era multipleksów i jakoś nie miałem okazji aby go odwiedzić.

Dlatego teraz, po kilkunastu latach z wielką ciekawością wchodziłem do środka.

Od razu czuć niesamowity klimat, kasa biletowa w dawnym, oldschoolowym stylu, obok niej bileterka jakby żywcem przeniesiona z dawnych lat. Jednak gdy weszliśmy na salę, szczęka mi opadła. Takiego klimatu się nie spodziewałem. Zamiast standardowych foteli, stoliki z krzesłami a przy ścianie bar a barmanem. Na wprost ekran kinowy. Wszystko w ciemno czerwono – brązowej kolorystyce. Poczułem się jak na planie Lśnienia z Nicholsonem. Niesamowite wrażenie, ta sala po prostu wciąga i kusi stylem lat dwudziestych. Zamówiliśmy kawę a następnie udaliśmy się na balkon. Znowu urok wspomnień. Przy okazji zauważyłem, że w dawnych czasach fotele były o wiele lepiej rozplanowane niż obecnie nawet w Imaxie. Każdy rząd jest dużo wyżej niż poprzedni, co powoduje, że ma się szeroki kąt widzenia i widz siedzący w rzędzie poniżej w ogóle nie przeszkadza. Szkoda, że dzisiaj już na to nie zwraca się takiej uwagi.


Po chwili zgasło światło i rozpoczął się seans.

Duch Śniegów to film dokumentalny, o kilkutygodniowej wyprawie do Tybetu francuskiego fotografa zwierząt Vincenta Muniera i jego przyjaciela Sylvaina Tessona, w celu zrobienia zdjęć panterze śnieżnej, zwierzęciu uważanemu za wymarłe.



Przepiękny, film o niemal religijnej mistyce. Nieziemskie widoki wyżyny tybetańskiej, przecinające ją pasma gór, a pośród nich ujęcia miejscowej fauny: dzikich jaków, lisów tybetańskich, antylop, orłów i niedźwiedzi.



Fotografowie na blisko trzydziestodniowym mrozie siedzą godzinami w kryjówkach czekając na wędrówkę zwierząt. Jak mówi jeden z nich, czekanie jest jak modlitwa a widok zwierzęcia jak objawienie. Film emanuje niesamowitym spokojem i oderwaniem od pędu naszego świata.

Oglądając go zazdrościłem im tej wyprawy, właściwie cały czas im zazdroszczę, Tybet jest moim wielkim niezrealizowanym marzeniem więc gdy oglądałem ujęcia robione przez autorów nie mogłem oderwać od nich oczu.

Po kilku tygodniach siedzenia w kryjówkach, w jaskiniach, gdy już zdawało się, że nie uda im się odnaleźć pantery śnieżnej, w końcu przepiękne zwierzę się pojawiło, i nie przejmując się obecnością fotografów zaczęło jeść upolowaną zdobycz.



Film jest inny niż to co zazwyczaj oglądamy w kinach, cichy, spokojny, jego mistycyzm podkreśla świetna muzyka Nick’a Cave’a szczególnie z zamykającym We are not alone i wcześniejszym Les Ours.


Naprawdę warty obejrzenia.

8 wyświetleń0 komentarzy

Comments


bottom of page