„Większość ludzi tak naprawdę nie chce znać prawdy. Chcą tylko stałego zapewnienia, że to, w co wierzą, jest prawdą.”
„Wszyscy oni, miliardy na całym świecie - są potencjalnymi terrorystami. Nie dlatego, że są komunistami, anarchistami czy też wcielonymi diabłami, ale po prostu dlatego, że znajdują się w desperackim położeniu.”
John Perkins, przez wiele lat pełnił funkcję tzw. ekonomisty od brudnej roboty. W trakcie studiów ekonomicznych został zwerbowany przez NSA (Narodową Agencję Bezpieczeństwa), a następnie po odbyciu wolontariatu w Korpusie Pokoju, otrzymał pracę w MAIN, agencji konsultingowej wykonującej analizy ekonomiczne dla Banku Światowego potwierdzające możliwość spłaty kredytów przez państwa rozbudowujące swoją infrastrukturę.
Największą ironią naszych czasów jest to, że większość ludzi uważa, że demokratycznie wybrane, zmieniające się często rządy, mają przede wszystkim na uwadze ich dobro, że ludzie uzyskując funkcje publiczne przestają z dnia na dzień być karierowiczami, oszustami, dbającymi o swoje dobro egoistami a stają się nagle altruistami dokładnie rozważającymi swoje decyzje w trosce o dobro ogółu. Drugą ironią jest to, że ludzie serio wierzą w to, że rządy wszystkie decyzje podejmują w sposób jawny i jasny dla wszystkich, jest to dla mnie o tyle niezrozumiałe, że ci sami ludzie non stop knują, spiskują, w domu, w pracy, w swoich środowiskach i to w sprawach tak bardzo głupich i nieistotnych, że aż śmiesznych. A jeżeli ktoś podważa te dwa dziecinne podejścia oskarżany jest o szerzenie teorii spiskowych. Sam termin „teoria spiskowa”, został wymyślony o czym mało kto wie przez CIA, dla określenia wszystkich tych, którzy nie wierzyli w oficjalnie podawane wyjaśnienie zabójstwa Kennedy’ego.
Największym problemem braku podstawowej wiedzy ekonomicznej jest to, że mało kto rozumie pojęcie długu publicznego, dla ogółu ludności zrozumienie tego pojęcia jest równoznaczne ze zrozumieniem zasad fizyki kwantowej. Ludzie nie potrafią zrozumieć, że dług publiczny jak i każdy inny trzeba w końcu spłacić, a płacić go będzie państwo czyli wszyscy mieszkańcy, czy to w postaci wyższych podatków, czy to w postaci niższych emerytur, czy raczej w postaci obniżonych środków na służbę zdrowia, edukację lub naukę. Gdy państwu zabraknie środków na obsługę tego długu jest zmuszone na wyprzedawanie części swojego majątku lub na reformy ekonomiczne określane przez czynniki zewnętrzne. Dlatego zamiast cieszyć się jak dzieci z zakupu niepotrzebnych nam myśliwców F35, przepłaconych zestawów Patriot, amerykańskiego gazu z Teksasu, budowy Centralnego Portu Lotniczego i wielu innych niepotrzebnych dla rozwoju gospodarczego kraju rzeczy, powinniśmy raczej pomyśleć jakie będą źródła finansowania tych zakupów i kto je zapłaci.
Chcąc przejąć zasoby danego kraju musimy go zadłużyć, a żeby go zadłużyć musimy przekonać jego rząd do zaciągnięcia kredytów, których nie będą w stanie spłacić. I w tym miejscu pojawiają się ekonomiści od brudnej roboty.
Jak pisze Perkins: „Ekonomiści od Brudnej Roboty są wysoko opłacanymi profesjonalistami, którzy wyduszają z różnych krajówświata miliardy dolarów. Przekazują oni pieniądze pobiera z Banku Światowego, amerykańskiej Agencji Rozwoju Międzynarodowego oraz innych organizacji międzynarodowej „pomocy ekonomicznej" do skarbców wielkich korporacji i portfeli nielicznych bogatych rodzin dysponujących zasobami naturalnymi świata. Narzędziami ich pracy są fałszowane sprawozdania, oszustwa wyborcze, przekupstwa, wymuszenia, seks i morderstwa. Działają od czasów, kiedy powstało imperium, ale obecnie, w dobie globalizacji, ich działalność przybrała nową, przerażającą skalę.
Wiem, co mówię - sam byłem jednym z EBR-owców. Moje zadania polegały na „zachęcaniu przywódców różnych państw, by włączyli się w gigantyczną sieć promującą amerykańskie interesy handlowe. W rezultacie przywódcy ci obciążą swe kraje zadłużeniem wymuszającym ich lojalność wobec amerykańskiego kredytodawcy. W dowolnym momencie możemy zażądać zwrotu pieniędzy, by wymusić realizację naszych celów politycznych, ekonomicznych lub militarnych. W zamian oni umacniają swą pozycję polityczną dając swoim obywatelom kompleksy przemysłowe, elektrownie i lotniska. Zaś właściciele amerykańskich korporacji budowlanych osiągają gigantyczne zyski".
Widzimy dziś jak na dłoni szkodliwe skutki funkcjonowania tego systemu. Zarządcy najbardziej szanowanych koncernów amerykańskich angażują do pracy w podległych im azjatyckich przedsiębiorstwach miejscową siłę roboczą, za głodowe płace wyciskając z niej siódme poty. Koncerny naftowe w amoku wypompowują trujące substancje do rzek w lasach deszczowych, świadomie zabijając ludzi, zwierzęta i roślinność, wyniszczając do korzeni rdzenne kultury. Przemysł farmaceutyczny odmawia ratujących życie leków milionom zakażonych wirusem AIDS Afrykanów. W samych Stanach Zjednoczonych dwanaście milionów rodzin ma problemy z zapewnieniem sobie środków na wyżywienie.
Stosunek zarobków jednej piątej ludności świata zamieszkałej w najbogatszych krajach do zarobków jednej piątej ludności zamieszkałej w krajach najbiedniejszych w roku 1960 wynosił 30:1. W roku 1995 proporcja ta wyniosła już 74: 1. Stany Zjednoczone wydały ponad 87 miliardów dolarów na wojnę w Iraku, podczas gdy ONZ zakłada, iż połowa tej sumy pozwoliłaby zapewnić wszystkim mieszkańcom naszej planety czystą wodę, właściwe odżywianie, urządzenia sanitarne i podstawowe wykształcenie.
Niektórzy ludzie przypisują odpowiedzialność za nasze kłopoty jakimś grupom konspiratorskim. Chciałbym, żeby sprawy przedstawiały się tak prosto. Konspiratorów można wytropić i wydać w ręce sprawiedliwości. System, o którym mówię, ma jednak o wiele bardziej niebezpieczny charakter. Nie kieruje nim wąska grupa osób, lecz koncepcja, która zyskała niemal status aksjomatu, a która mówi, że każdy rodzaj wzrostu gospodarczego służy ludzkości, i że im wzrost większy, tym szerzej odczuwane są jego dobroczynne skutki.
Logiczną konsekwencją takiego podejścia jest przeświadczenie, że ci, którzy rozpalają ogień wzrostu gospodarczego powinni być podziwiani i nagradzani, zaś ci urodzeni na marginesie zasługują na to, by ich wykorzystywano. Koncepcja ta jest w oczywisty sposób błędna. Wiadomo przecież, że w wielu krajach rozwój ekonomiczny przynosi wzrost dochodów jedynie niewielkiej części ludności, podczas gdy warunki życia większości mogą wręcz ulec pogorszeniu. Efekt ten dodatkowo jest pogłębiany przez mylne przekonanie, że liderzy biznesu stojący na czele systemu powinni korzystać ze specjalnego statusu społecznego. Pogląd ten zrodził wiele z naszych dzisiejszych problemów i zapewne jest przyczyną popularności teorii spiskowych.
Gdy ludzie są premiowani za chciwość, staje się ona motywem do ulegania korupcji. W swoich dążeniach do budowy globalnego imperium korporacje, banki i rządy (składające się w sumie na korporacjokrację) używają swej finansowej i politycznej potęgi do takiego ukierunkowania szkolnictwa, biznesu i mediów, by umacniały dominację owego fałszywego i szkodliwego poglądu o uzasadnionym uprzywilejowaniu potentatów. Doprowadza to do przekształcenia kultury światowej w monstrualną machinę globalistyczną, domagającą się stale rosnących dostaw paliwa i zasobów. I to właśnie jest specjalność nas, EBR-owców: budowa globalnego imperium. Stanowimy elitarną grupę ekspertów wykorzystujących środki międzynarodowych organizacji finansowych do tworzenia warunków, w których inne narody zostają podporządkowane największym korporacjom, naszemu rządowi i naszym bankom.
Podobnie jak mafia, EBR-owcy oferują swoim partnerom określone korzyści. Przybierają one formy pożyczek na rozbudowę infrastruktury - elektrowni, autostrad, portów, lotnisk, zakładów przemysłowych, a przyznawane są jedynie pod warunkiem, że wszystkie finansowane z nich obiekty zostaną zaprojektowane i wybudowane przez nasze firmy. Dzięki takiemu układowi pieniądze, tak naprawdę nigdy nie opuszczają Stanów Zjednoczonych, są po prostu przekazywane z banków w Waszyngtonie do przedsiębiorstw budowlanych w Nowym Jorku, Huston czy San Francisco.
Pomimo tego, że gotówka wraca niemal natychmiast do firm tworzących korporacjokrację (kredytodawcę), kraj otrzymujący kredyt musi spłacić go w całości wraz z odsetkami. EBR-owiec odnosi pełny sukces, gdy kredyty są tak duże, że po kilku latach kredytobiorca nie jest zdolny spłacać kolejnych rat. A wtedy my, jak mafia, zgłaszamy się po nasz łup. Przybiera on różne formy: przejęcie głosu danego kraju w głosowaniach na forum ONZ, instalacja baz wojskowych, lub uzyskanie praw do korzystania z zasobów naturalnych danego kraju, takich jak pola naftowe albo Kanał Panamski.
Oczywiście kredytobiorca nadal pozostaje naszym dłużnikiem, a kolejny kraj zostaje wchłonięty przez nasze globalne imperium. Ekwador znajduje się dziś w stanie o wiele gorszym niż go zastaliśmy przed trzydziestu pięciu laty, zanim zaimplementowaliśmy tam cuda nowoczesnej gospodarki, bankowości i inżynierii. Oficjalne statystyki podają, że w okresie tak zwanego Boomu Naftowego, od roku 1970 poczynając, odsetek ludzi żyjących w biedzie wzrósł z 50% do 70%, liczba bezrobotnych lub nie mających stałego zajęcia -z 15% do 70%, zaś zadłużenie kraju wzrosło z 240 milionów do 16 miliardów dolarów. Zmniejszyły się natomiast świadczenia na rzecz najbiedniejszych - z 20% do 6% budżetu państwa-. Niestety, Ekwador nie jest wyjątkiem. Podobny los spotkał niemal wszystkie kraje, które EBR-owcy wprowadzili do struktur globalnego imperium. Zadłużenie Trzeciego Świata sięgnęło ponad dwóch i pół bilionów dolarów, a koszt jego obsługi wynosił 375 miliardów dolarów w roku 2004 - co przekracza roczne łączne wydatki wszystkich tych krajów na służbę zdrowia i oświatę; stanowi również dwudziestokrotność kwoty międzynarodowej pomocy udzielanej corocznie krajom rozwijającym się.
Ponad połowa ludności świata żyje za równowartość niecałych dwóch dolarów dziennie - mniej więcej tyle samo mieli do dyspozycji na początku lat 70-tych. Jednocześnie jeden procent najbogatszych mieszkańców tych krajów posiada od 70% do 90% bogactw i nieruchomości - wskaźniki te układają się różnie w poszczególnych krajach.
W rezultacie projektów przeprowadzonych przez EBR-owców Ekwador został przytłoczony ciężarem zagranicznego zadłużenia i musi przeznaczać ogromną część budżetu na jego obsługę, zamiast wykorzystywać ją dla zlikwidowania nędzy, w jakiej żyją miliony jego obywateli. Jedynym sposobem umożliwiającym Ekwadorowi spłacanie zadłużenia jest odsprzedawanie koncernom naftowym znacznych obszarów lasów deszczowych. W istocie jednym z głównych powodów, dla których EBR-owcy zainteresowali się tym krajem, jest morze ropy naftowej zalegającej w regionie Amazonii - ekwadorskie złoża porównuje się z zasobami Bliskiego Wschodu. Ekwador jest typowym przykładem kraju uzależnionego politycznie i gospodarczo. Z każdych 100 dolarów płaconych za ropę wydobywaną z tamtejszych złóż, koncerny naftowe otrzymują 75 dolarów. Z pozostałych 25 dolarów trzy czwarte przeznacza się na spłatę zadłużenia. Resztkę pochłaniają niemal w całości wydatki wojskowe i rządowe - na opiekę zdrowotną, oświatę i pomoc społeczną pozostaje około 2,5 dolara. Tym sposobem z każdych 100 dolarów uzyskanych z eksploatacji złóż amazońskich mniej niż 3 dolary przeznacza się na zaspokojenie potrzeb ludzi, którym pieniądze są najbardziej potrzebne, których życie zostało zrujnowane zaporami wodnymi, szybami wiertniczymi i rurociągami, i którzy cierpią wskutek braku pożywienia i wody pitnej.
Wszyscy oni - miliony Ekwadorczyków, miliardy na całym świecie - są potencjalnymi terrorystami. Nie dlatego, że są komunistami, anarchistami czy też wcielonymi diabłami, ale po prostu dlatego, że znajdują się w desperackim położeniu.
A wszystko zaczęło się od Iranu.
Punktem zwrotnym stał się rok 1951, kiedy Iran zbuntował się przeciw brytyjskiemu koncernowi naftowemu eksploatującemu jego zasoby naturalne i wykorzystującemu ludność. Koncernem tym był poprzednik British Petroleum, dzisiejszego BP. Demokratycznie wybrany i niezwykle popularny premier Iranu, Mohammad Mossadegh znacjonalizował wszystkie pola naftowe. Wściekła Anglia zwróciła się do Stanów Zjednoczonych. Oba kraje lękały się jednak, że interwencja wojskowa w Iranie sprowokuje Związek Radziecki do zbrojnej reakcji. Zamiast wysyłać do Iranu piechotę morską, Waszyngton skierował tam agenta CIA, Kermita Roosevelta (wnuka prezydenta Theodora). Posługując się po mistrzowsku łapówkami i szantażem spowodował serię zamieszek i brutalnych demonstracji sprawiających wrażenie, że Mossadegh jest niepopularny i nieudolny. W rezultacie premier stracił stanowisko, a resztę życia spędził w areszcie domowym. Władzę objął nastawiony proamerykańsko Mohammad Reza Szach, który rychło stał się dyktatorem. Kermit Roosevelt dał tym sposobem początek nowej profesji, której szeregi miałem właśnie zasilić.
Gambit Roosevelta zmienił historię Bliskiego Wschodu oraz uczynił przestarzałymi dawne metody budowy imperiów. Zbiegł się też w czasie z eksperymentalnymi „ograniczonymi akcjami wojskowymi bez użycia broni jądrowej", które doprowadziły do upokorzenia Ameryki w Korei i Wietnamie. W okolicach roku 1968, kiedy przechodziłem wstępne rozmowy w NSA, stało się jasne, że jeśli Stany Zjednoczone zamierzają zrealizować swe marzenia o stworzeniu globalnego imperium (jak deklarowali prezydenci Johnson i Nixon), to muszą posłużyć się strategią opartą na zastosowaniu irańskiego modelu Roosevelta. Był to jedyny sposób na pokonanie Sowietów bez ryzyka wywołania wojny atomowej. Wiązał się z tym jednak pewien problem. Roosevelt pracował dla CIA. Gdyby go przyłapano na gorącym uczynku, konsekwencje byłyby poważne. Dyrygował pierwszą amerykańską operacją mającą na celu obalenie rządu innego kraju, a ponieważ prawdopodobne było, że nastąpią kolejne działania tego typu, należało znaleźć taki sposób ich przeprowadzania, który nie angażowałby bezpośrednio Waszyngtonu.
Tak się szczęśliwie dla strategów złożyło, że w latach sześćdziesiątych XX w. dokonała się jeszcze jedna rewolucja – znaczącą rolę na świecie zaczęły odgrywać międzynarodowe koncerny oraz wielonarodowe organizacje, takie jak Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Ta druga była przede wszystkim finansowana przez Stany Zjednoczone i państwa budujące imperium w Europie. Doprowadziło to do powstania bliskich związków pomiędzy rządami, korporacjami i ponadnarodowymi organizacjami.
W czasie, kiedy rozpocząłem studia na Boston University, rozwiązano już problem alternatywy dla agentów CIA w rodzaju Roosevelta. Agencje wywiadowcze Stanów Zjednoczonych – włącznie z NSA - zajmowały się wyszukiwaniem potencjalnych EBRowców, których następnie zatrudniały międzynarodowe korporacje. EBR-owcy nigdy nie otrzymywali pensji od rządu USA, lecz od prywatnych pracodawców. W wyniku tego zabiegu odpowiedzialność za ich brudne machinacje, jeśli by je odkryto, można było zrzucić na karb chciwości prywatnych firm, a nie na politykę rządową. Co więcej, korporacje zatrudniające EBR-owców, choć opłacane z pieniędzy podatników przez agencje rządowe i ich partnerów z międzynarodowych banków, były wyłączone spod kontroli Kongresu i publicznego nadzoru, osłaniane licznymi ustawami, jak np. ustawy o znaku towarowym, o wolnym handlu oraz o Wolności Informacji.”
Książkę Johna Perkinsa opisywałem już swojego czasu, jednak gdy czytałem jak MFW i Bank Światowy w interesie amerykańskiego biznesu zadłuża ponad możliwości spłaty rozwijające się kraje świata, czytałem ją niejako z punktu widzenia neutralnego obserwatora. Nigdy bym wtedy nie wpadł na to, że moim krajem, moją ojczyzną, będą rządzić aż tacy ignoranci, z ego tak rozdętym do granic absurdu, i z tak niską inteligencją, że w porównaniu z nimi, niepiśmienni kacykowie plemienni pełniący funkcje prezydentów krajów, których nikt nie potrafi wskazać na mapie świata będą się jawić jako prawdziwi i trzeźwo myślący mężowie stanu. W przypadku naszego „małego imperium”, Perkins i ludzie jego pokroju nie mieliby kompletni nic do roboty. Tutaj nie muszą nikogo przekonywać, nie muszą wykonywać skomplikowanych analiz ekonomicznych i gospodarczych aby wykazać, że jakaś bezsensowna inwestycja będzie przynosić jakieś iluzoryczne i wyimaginowane zyski. Nie. U nas w ogóle nic z tego nie musieliby wykonywać. Tutaj wystarczy połechtać rozdęte ego pierwszego lepszego z brzegu cymbała aby państwo kupiło wszystko nie dosyć, że od ręki to jeszcze po najwyższej z możliwych cen. Najdroższe myśliwce świata F35? Nie ma problemu, kupimy. Czołgi Ambrams? Kupimy. Wyrzutnie Himars? Kupimy. Reaktory jądrowe ? Kupimy. CPK? Zrobimy. W kraju nad Wisłą, z żadnym wydatkiem nie ma problemu, a to wszystko przy rachitycznej gospodarce, rekordowej inflacji i rekordowym spadkiem PKB. My wszystko kupimy. Jak? Na kredyt. Proste. A potem się okaże, że nie jesteśmy w stanie tych kredytów spłacić. Co się stanie wtedy? Ano o tym jest ta książka.
Książka Perkinsa przez bardzo długi czas była na szczycie listy bestsellerów „New York Timesa”. Gdy się ją przeczyta robi przerażające wrażenie, z drugiej strony można wtedy zrozumieć bardzo wiele głosowań w ONZ, gdy mocarstwa otrzymują bardzo silne wsparcie w pewnych kwestiach od zdawałoby się zupełnie niezainteresowanych małych i nic nie znaczących państewek gdzieś na Pacyfiku, państewek, które jednak posiadają w ONZ taki sam głos jak dajmy na to Chiny, czy Niemcy. Perkins tak naprawdę tłumaczy istotę nowoczesnego kolonializmu.
Tekst chciałbym zakończyć słowami Machiavellego, może to pozwali nam zrozumieć działania tych, którzy obecnie nami rządzą.
„Jeżeli podbite państwa, jak się rzekło, są przyzwyczajone do rządzenia się swoimi prawami i do wolności, są trzy sposoby, aby je utrzymać: pierwszy - to zniszczyć je, drugi, założyć tam swą siedzibę, trzeci, zostawić im ich własne prawa, czerpać stamtąd pewne dochody i stworzyć wewnątrz rząd oligarchiczny, który by ci je utrzymał w przyjaźni. Albowiem taki rząd, utworzony przez księcia, wie, że nie może obejść się bez jego przyjaźni i potęgi, i że trzeba czynić wszystko, aby go podtrzymać. I łatwiej trzyma się miasto, przyzwyczajone do wolności, za pośrednictwem jego obywateli niż w jakikolwiek inny sposób”.
Comments