top of page

Kanon lektur niepoprawnych politycznie wg. Zdebla – cz.11 –Samuel Huntington - Zderzenie cywilizacji

„W dziejach każdej cywilizacji historia kończy się co najmniej raz, a niekiedy i częściej. Gdy cywilizacja wchodzi w stadium uniwersalne, ludzi zaślepia to, co Toynbee nazywa „mirażem nieśmiertelności": są przekonani, że ich społeczeństwo stanowi najwyższą formę ewolucji rodzaju ludzkiego. Tak było z rzymskim imperium, kalifatem abbasydzkim, imperium Mogołów i imperium osmańskim. Obywatele takich państw uniwersalnych „na przekór oczywistym faktom (...) skłonni są uważać je nie za nocne schronienie na bezludziu, ale za Ziemię Obiecaną, ostateczny cel wszystkich ludzkich trudów". Społeczeństwa, które przypuszczają, że ich historia się skończyła, to przeważnie takie, które zaczynają chylić się ku upadkowi”.

W 1993 roku Huntington opublikował artykuł „Clash of civilizations”, który spowodował burzę wśród teoretyków stosunków międzynarodowych. W 1996 roku Huntington rozwinął artykuł do objętości poważnego woluminu. Mimo, że minęło ćwierć wieku pozycja nic nie straciła na aktualności, autorowi udało się bardzo trafnie przewidzieć większość wydarzeń, z którymi mamy obecnie do czynienia, zdziwienie budzi przy tym powszechna indolencja polityków, ponieważ po analizie jego książki można było uniknąć bardzo wielu błędów np. w kwestii imigracyjnej lub multikulturowości, z którymi obecnie boryka się zachodni świat a raczej stosując terminologię autora Cywilizacja Zachodu.

Autor zwraca uwagę, że w świecie, który nastał po Zimnej Wojnie najważniejsze znaczenie dla ludzi ma tożsamość kulturowa. Bardzo się liczą takie symbole jak flagi, krzyże, półksiężyce, nakrycia głowy. Ludzie potrzebują określenia swej tożsamości.

Ludzie potrzebują wrogów, ponieważ to dzięki nim mogą dokonać samokreślenia. „Bez prawdziwych wrogów nie ma prawdziwych przyjaciół. Nie istniejemy, nie możemy kochać tego, czym jesteśmy, dopóki nie znienawidzimy. Boleśnie odkrywamy te stare prawdy po stu albo więcej latach sentymentalnego miamlenia. Ci, którzy im zaprzeczają, wypierają się własnej rodziny, swojego dziedzictwa, kultury, praw nabytych z mocy urodzenia, wypierają się samych siebie. Ani mężowie stanu, ani uczeni nie mogą lekceważyć ponurej treści zawartej w tych starych prawdach. Dla ludów poszukujących swej tożsamości i na nowo odkrywających więź etniczną posiadanie wrogów jest sprawą zasadniczą, a potencjalnie najgroźniejsze wrogości rodzą się na granicach między głównymi cywilizacjami świata”.

To właśnie cywilizacje są tym kośćcem, na którym opiera się świat. Huntington wyróżnia osiem głównych cywilizacji: Zachodnią opartą na chrześcijaństwie katolickim i protestanckim i skupioną wokół Stanów Zjednoczonych i Europy, Prawosławną z centralnym miejscem Rosji, Islamską, Konfucjańską skupiającą kraje Azji z centralnym miejscem Chin, Japońską, Hinduską, Afrykańską oraz Ameryki Łacińskiej. Jego zdaniem najostrzejsze, najpoważniejsze i najgroźniejsze konflikty nie będą się teraz toczyć między klasami społecznymi, biednymi i bogatymi czy innymi grupami zdefiniowanymi w kategoriach ekonomicznych, ale między ludami należącymi do różnych kręgów kulturowych. Należy przy tym całe czas pamiętać o różnicach pomiędzy cywilizacjami, których ludzie Zachodu zdają się w ogóle nie rozumieć. Demokracja jako system rządów nie sprawdza się w ramach innych cywilizacji. „Sukcesy gospodarcze krajów Azji Wschodniej mają swoje źródło we wschodnioazjatyckiej kulturze, ona też leży u podłoża trudności, jakie napotyka w tym regionie tworzenie stabilnych systemów demokratycznych. Niepowodzenia demokracji w świecie muzułmańskim można w znacznej mierze wyjaśnić charakterem kultury islamu”

Co określa cywilizacje? Pod tym pojęciem rozumie się pewną całość kulturową. Wbrew temu co uważa Lewica w Europie i USA najważniejszą rolę wśród wszystkich obiektywnych elementów składających się na tożsamość cywilizacji odgrywa przeważnie religia. Wielkie cywilizacje w dziejach ludzkości ściśle na ogół utożsamiano z wielkimi religiami świata. Ludzie, których łączy więź etniczna i język, ale różni religia, mogą się nawzajem mordować. „Tym, co przede wszystkim odróżnia od siebie wielkie grupy ludzi, są wartości, wierzenia, instytucje i struktury społeczne, nie zaś budowa fizyczna, kształt głowy i kolor skóry”. Religia to centralny element definiujący cywilizację. Jak stwierdza Christopher Dawson, „wielkie religie są fundamentami wielkich cywilizacji”. Cywilizacje mają określony stopień integracji. „Jeśli na cywilizację składają się państwa, to będą miały nawzajem ze sobą więcej związków niż z państwami spoza danej cywilizacji”.

Cywilizacje mają swoje cykle życiowe. Zdaniem angielskiego historyka Toynbeego cywilizacja wyłania się jako odpowiedź na wyzwania, przechodzi następnie przez stadium wzrostu, kiedy to dzięki twórczej mniejszości uzyskuje coraz większą kontrolę nad swoim środowiskiem. Potem następuje czas zamieszania, powstaje państwo uniwersalne, w końcu dochodzi do dezintegracji.

W procesie określania samotożsamości i wynikających z niej współczesnych problemów bardzo pomocna może być pochodząca z psychologii społecznej „teoria odrębności”, zgodnie z którą ludzie określają się na podstawie tego, co w danym kontekście odróżnia ich od innych: „człowiek postrzega siebie w kategoriach cech, które go odróżniają od innych ludzi, zwłaszcza w środowisku społecznym, w którym zwykle przebywa. Kobieta psycholog w otoczeniu kilkunastu kobiet wykonujących inne zawody myśli o sobie jako o psychologu, w grupie kilkunastu psychologów mężczyzn postrzega siebie jako kobietę”. Ludzie określają swoją tożsamość na podstawie tego, kim nie są. W miarę jak rozwój środków łączności, handlu i coraz liczniejsze podróże prowadzą do coraz liczniejszych interakcji między cywilizacjami, ludzie coraz większą wagę zaczynają przywiązywać do swojej tożsamości cywilizacyjnej. Kiedy spotyka się dwóch Europejczyków – Niemiec i Francuz – będą się określali nawzajem jako Niemiec i Francuz. Kiedy ci sami będą mieli do czynienia z dwoma Arabami, z których jeden jest Saudyjczykiem, a drugi Egipcjaninem, jedni będą się definiowali jako Europejczycy, a drudzy jako Arabowie. Francuzi wrogo reagują na napływ imigrantów z Afryki Północnej, a jednocześnie coraz chętniej gotowi są przyjmować imigrantów z katolickiej Polski. Jasno widać, że zgodnie z tą teorią niezwykle trudne będzie zasymilowanie setek tysięcy imigrantów w Europie. Wręcz przeciwnie ich ulokowanie w środowisku zupełnie odmiennym cywilizacyjnie spowoduje wzrost ich poczucia odrębności w stosunku do autochtonów. Do zbieżnych wniosków dochodzi socjologiczna teoria globalizacji: „W coraz bardziej globalizującym się świecie, będącym widownią bezprecedensowych współzależności między cywilizacjami, społeczeństwami i w innych formach, przy coraz większej świadomości tego stanu rzeczy, następuje zaostrzenie świadomości cywilizacyjnej, społecznej i etnicznej”. Skutkiem tego jest powszechne odrodzenie religijne, jako reakcja na postrzeganie świata jako „jednego miejsca”.

Rozważając same cywilizacje Huntington dochodzi do smutnych wniosków na temat Cywilizacji Zachodu. Jego zdaniem „to obraz cywilizacji schyłkowej, której udział w światowej potędze politycznej, gospodarczej i militarnej względnie się zmniejsza w porównaniu z innymi cywilizacjami. Coraz bardziej jest zajęty własnymi problemami, jak powolny wzrost gospodarczy, stagnacja ludnościowa, bezrobocie, ogromne deficyty budżetów państw, zanik etyki pracy, niskie odsetki od oszczędności. W wielu państwach, ze Stanami Zjednoczonymi włącznie, dochodzi jeszcze do tego dezintegracja społeczna, narkomania i przestępczość” Miejsce Zachodu stopniowo zajmuje Azja jako nowy ośrodek potęgi ekonomicznej. Zdaniem autora upadek Zachodu jest dopiero w pierwszej, powolnej fazie, nie da się jednak wykluczyć, że w jakimś momencie proces ten nabierze gwałtownego przyspieszenia. Na upadek Zachodu duży wpływ mają czynniki demograficzne. „Ludzie z zachodniego kręgu kulturowego stanowią trochę ponad 13 procent światowej populacji. Liczba ta prawdopodobnie spadnie do 11 procent na początku następnego stulecia i do 10 procent w 2025 roku. Ludność Zachodu, Japonii i Rosji coraz bardziej się starzeje, większy odsetek populacji w wieku poprodukcyjnym staje się coraz cięższym brzemieniem dla pracujących. Dla innych cywilizacji obciążenie stanowi wielka liczba dzieci, ale to przecież przyszli pracownicy i żołnierze”.

Kolejnym problemem jest fiasko koncepcji westernizacji, zgodnie z którą społeczeństwa innych kręgów kulturowych wraz z rozwojem ekonomicznym miały się stopniowo upodabniać do społeczeństw zachodnich. Występuje wręcz przeciwne zjawisko, w miarę jak społeczeństwa niezachodnie umacniają swój potencjał gospodarczy, militarny i polityczny, zaczynają coraz bardziej wychwalać zalety rodzimych wartości, instytucji i kultury. Problem pogłębia to, że ze słabnięciem potęgi Zachodu staje się on coraz mniej zdolny do narzucenia innym cywilizacjom swoich koncepcji praw człowieka, liberalizmu i demokracji, które tracą również na atrakcyjności. Kłam koncepcji westernizacji kładą również studenci kształcący się na uczelniach zachodnich, którzy po powrocie do swoich krajów bardzo szybko wracają do korzeni, utożsamiając się z rodzimą kulturą a nie zachodnią.

„Zdolni, przenikliwi i łatwo się adaptujący liderzy upodabniają się do swoich rodaków. Trzy znamienne przykłady to Mohammad Ali Jinnah, Harry Lee i Solomon Bandaranaike. Z wyróżnieniem ukończyli zachodnie uczelnie – Oxford, Cambridge i Lincoln’s Inn, byli wybitnymi prawnikami i całkowicie zwesternizowanymi członkami elit swoich krajów. Jinnah był człowiekiem całkowicie świeckim. Lee’go pewien brytyjski minister określił mianem „najbardziej stuprocentowego Anglika na wschód od Suezu”. Bandaranaike został wychowany w wierze chrześcijańskiej. Aby doprowadzić swoje narody do niepodległości i potem im przewodzić, musieli jednak stać się na powrót tubylcami. Wrócili do kultury przodków i w trakcie tego procesu zmieniali tożsamość, imiona, stroje i przekonania. Angielski adwokat M.A. Jinnah stał się pakistańskim Quaid-i-Azam, Wodzem Najwyższym. Harry Lee przyjął imię Lee Kuan Yew. Areligijny Jinnah stał się płomiennym apostołem islamu, fundamentu pakistańskiego państwa. Zanglicyzowany Lee nauczył się mandaryńskiego i zaczął krzewić konfucjanizm. Chrześcijanin Bandaranaike nawrócił się na buddyzm i odwoływał się do syngaleskiego nacjonalizmu”.

W określaniu tożsamości bardzo istotna jest kwestia religii. „Rozum nie wystarcza ludziom do życia. Dopóki nie określą, kim właściwie są, nie mogą racjonalnie kalkulować i działać na rzecz własnych interesów. Polityka interesu zakłada istnienie tożsamości. W czasach przyspieszonych przemian społecznych rozpadają się ustalone dotąd tożsamości, trzeba znaleźć nową definicję własnego „ja” i stworzyć nową tożsamość. Ludziom, którzy czują potrzebę określenia „kim jestem” i „gdzie należę”, religia dostarcza przekonujących odpowiedzi, tworzy też małe wspólnoty społeczne na miejsce tych, które rozpadły się w trakcie urbanizacji, „wszystkie religie dostarczają ludziom poczucia tożsamości i kierunku w życiu” Religie nadają ludziom tożsamość, wprowadzając podstawowe rozróżnienie między wierzącymi i niewierzącymi, między wyższą grupą „swoją” a odrębną i niższą grupą zewnętrzną. Ruchy fundamentalistyczne stanowią zwłaszcza „sposób na uporanie się z chaosem, utratą tożsamości, poczucia sensu oraz bezpiecznych struktur społecznych, spowodowanymi przez pospieszne wprowadzenie nowoczesnych wzorców społecznych i politycznych, sekularyzację, kult nauk ścisłych i rozwój ekonomiczny”. „Ujmując rzecz bardziej ogólnie, odrodzenie religijne, jakiego widownią stał się cały świat, stanowi reakcję na sekularyzm, relatywizm moralny, egoistyczne pobłażanie sobie. Potwierdza takie wartości, jak porządek, dyscyplina, praca, pomoc wzajemna i ludzka solidarność. Grupy religijne zaspokajają społeczne potrzeby zaniedbane przez państwową biurokrację”. Bardzo złą wiadomością dla katolicyzmu jest to, że jeśli tradycyjnie dominujące wyznania nie zaspokajają emocjonalnych i społecznych potrzeb oderwanych od korzeni ludzi, czynią to inne religie, znacznie zwiększając liczbę swoich wyznawców oraz znaczenie religii w życiu społecznym i politycznym.

W przypadku islamu mamy do czynienia z całkowicie nierozumianym przez polityków czynnikiem. Wbrew powszechnej opinii działacze islamskich ugrupowań fundamentalistycznych to nie „starzejący się konserwatyści ani niepiśmienni chłopi”. Także w krajach muzułmańskich odrodzenie religijne jest fenomenem miejskim, religia przyciąga ludzi o nowoczesnej orientacji, dobrze wykształconych, robiących kariery w wolnych zawodach, administracji rządowej i handlu. Młodzi muzułmanie są religijni, ich rodzice – nie. Podobnie przedstawiają się sprawy w hinduizmie, gdzie przywódcy nowych ruchów religijnych wywodzą się z drugiego pokolenia, tego, które uległo indygenizacji. Często są to odnoszący sukcesy biznesmeni i kadra zarządzająca”. „ponowne potwierdzenie więzi z islamem, bez względu na to, który jego odłam wchodzi akurat w grę, oznacza przede wszystkim sprzeciw wobec amerykańskich i europejskich wpływów na lokalne społeczeństwo, politykę i moralność”. W takim znaczeniu odrodzenie niezachodnich religii jest najbardziej dobitnym przejawem antyzachodniości w społeczeństwach innych kręgów kulturowych. Odrodzenie to nie oznacza odrzucenia nowoczesności, jest natomiast odrzuceniem Zachodu oraz kojarzonej z nim świeckiej, relatywistycznej i zdegenerowanej kultury. To niezgoda na zjawisko, które określono mianem „westtoksyfikacji”, zatrucia Zachodem. To deklaracja kulturowej niezależności od Zachodu, dumne oznajmienie, że „staniemy się nowocześni, ale nie będziemy wami”

Kolejnym po demografii kolejnym istotnym problemem jest imigracja. Jeśli demografia rozstrzyga o losie społeczeństw, ruchy ludności stanowią siłę napędową historii. Przy czym „jeśli istnieje jakiekolwiek pojedyncze 'prawo' rządzące migracją, to wygląda ono tak, że kiedy potok ten już się zacznie, sam się potem napędza. Migranci ułatwiają wyjazd z ojczystego kraju swoim krewnym i znajomym, dostarczając im niezbędnych informacji, środków finansowych, pomagając znaleźć pracę i mieszkanie na nowym terenie". Skutkiem jest, jak to określił Weiner, „kryzys migracyjny w skali globalnej” Jeśli połączymy kryzys demograficzny z kryzysem imigracyjnym łatwo zauważymy nadchodzące poważne problemy. „Na początku lat dziewięćdziesiątych dwie trzecie imigrantów żyjących w Europie stanowili muzułmanie, a europejskie niepokoje związane z imigracją dotyczą głównie ich napływu. Jest to wyzwanie demograficzne - na imigrantów przypada 10 procent urodzeń w Europie Zachodniej, a w Brukseli na Arabów 50 procent - a także kulturowe. Społeczności muzułmańskie - czy będą to Turcy w Niemczech, czy Algierczycy we Francji – nie zasymilowały się z kulturą krajów-gospodarzy i mało wskazuje, że kiedykolwiek to nastąpi, w 1991 roku Pierre Lellouche podsumował następująco: „Historia, bliskość geograficzna i ubóstwo przesądziły los Francji i Europy, które zostaną zalane przez przybyszów z przegranych krajów południa. Europa była w przeszłości biała i judeochrześcijańska. Przyszłość będzie jednak inna" Nie chodzi tu o to, czy Europa zostanie zislamizowana, a Stany Zjednoczone staną się krajem latynoskim. Problem w tym, czy Europa i Ameryka staną się społeczeństwami rozszczepionymi, złożonymi z dwóch odrębnych i separujących się wspólnot z dwóch różnych kręgów kulturowych”.

Bardzo istotnym problemem i zupełnie nierozumianym obecnie w krajach zachodnich jest nieunikniony konflikt między zachodem a islamem, mające swe korzenie w naturze tych cywilizacji. Ironią losu, że modne na Zachodzie podejście typu poznajmy się a rozwiąże to konflikty przynosi skutek wręcz przeciwny do zamierzonego zaogniając wręcz konflikt. Tak samo demoralizacja i demontaż kultury chrześcijańskiej powodują dalsze zaognienie konfliktu.

„Wypływają one z natury obu religii i opartych na nich cywilizacji. Z jednej strony, konflikt wynikał z różnicy przede wszystkim między muzułmańską koncepcją islamu jako stylu życia jednoczącego religię i politykę i wykraczającego poza nie a chrześcijańskim pojęciem odrębnych domen Boga i cesarza. Konflikt miał także swoje źródło w podobieństwach. Obie religie są monoteistyczne, takie zaś, w odróżnieniu od politeistycznych, niełatwo przyjmują dodatkowe bóstwa. Ujmują też świat w kategoriach dualistycznych – „oni” i „my”. Obie są uniwersalistyczne, każda pretenduje do miana tej jedynej prawdziwej, odpowiedniej dla wszystkich ludzi. Obie mają misjonarski charakter – wyznawcy są zobowiązani do nawracania innowierców na prawdziwą wiarę. Islam od samego początku dokonywał ekspansji w drodze podbojów, chrześcijaństwo czyniło to samo przy nadarzających się okazjach. Paralelne koncepcje „dżihadu” i „krucjaty” nie tylko są do siebie podobne, ale i odróżniają obie religie od innych głównych światowych wierzeń. Islam i chrześcijaństwo, a także judaizm, mają poza tym teleologiczną wizję historii, w odróżnieniu od wizji cyklicznej lub statycznej przeważającej w innych cywilizacjach. Podobne czynniki doprowadziły do nasilenia konfliktu między islamem a Zachodem pod koniec XX wieku. Po pierwsze, wskutek przyrostu ludności w krajach muzułmańskich pojawiła się wielka rzesza bezrobotnych, młodych „ludzi luźnych”, którzy stali się bazą rekrutacyjną dla organizacji islamskich, wywierali presję na sąsiednie kraje i migrowali na Zachód. Po drugie, za sprawą Odrodzenia Islamu muzułmanie na nowo uwierzyli w wyjątkowość swojej cywilizacji i wyższość jej systemu wartości nad zachodnim. Po trzecie, podejmowane jednocześnie przez Zachód starania o nadanie swym wartościom i instytucjom wymiaru uniwersalnego, zachowanie militarnej i ekonomicznej przewagi oraz interweniowanie przezeń w konflikty rozgrywające się w świecie muzułmańskim, wywołały wśród muzułmanów silne resentymenty. Po czwarte, z upadkiem komunizmu zniknął wspólny wróg Zachodu i islamu, oba więc zaczęły się nawzajem uznawać za wrogów. Po piąte, coraz intensywniejsze kontakty ludzi Zachodu i muzułmanów na nowo pogłębiły w każdej ze stron poczucie tożsamości i odrębności od drugiej strony. Wzajemne kontakty zaostrzyły również różnice poglądów na temat praw ludzi z jednego kręgu kulturowego w kraju zdominowanym przez tę drugą cywilizację. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych wzajemna tolerancja chrześcijan i muzułmanów bardzo osłabła. Muzułmanie obawiają się jego potęgi, wobec której żywią negatywne uczucia, boją się zagrożenia, jakie niesie ich społeczeństwu i przekonaniom. Postrzegają kulturę Zachodu jako materialistyczną, skorumpowaną, dekadencką i niemoralną. W ich pojęciu jest ona także uwodzicielska, stąd coraz większy nacisk kładą na stawianie oporu jej wpływom na ich styl życia. W coraz większym stopniu muzułmanie krytykują Zachód nie tyle za wyznawanie ułomnej, błędnej religii, będącej pomimo to „religią Księgi”, ale za niewyznawanie żadnej religii. W ich oczach zachodni sekularyzm, areligijność i biorąca się stąd amoralność są gorsze od zachodniego chrześcijaństwa, które je zrodziło. „i chcą, żebyśmy byli tacy jak oni. Nie mają pojęcia o naszych wartościach i naszej kulturze”. „Jesteśmy inni” – przyznaje egipski dziennikarz – „Mamy odrębne zaplecze, inną historię. W związku z tym mamy prawo do odrębnej przyszłości”. Zarówno popularne, jak i intelektualnie pogłębione publikacje ukazujące się w świecie muzułmańskim bez przerwy opisują tak zwane spiski i plany Zachodu mające na celu podporządkowanie, upokorzenie i zniszczenie instytucji i kultury islamu Dla islamu problemem nie jest CIA ani amerykański Departament Obrony, lecz Zachód, odmienna cywilizacja, przekonana o wyższości swojej kultury i o tym, że jej przeważająca, choć słabnąca potęga zobowiązuje ją do szerzenia tej kultury na całym świecie. To właśnie te czynniki podsycają konflikt między islamem a Zachodem”. Bardzo istotne są również spostrzeżenia autora dotyczące schyłku cywilizacji.

Zachód stał się więc dojrzałym społeczeństwem, wkraczającym w fazę, którą przyszłe pokolenia uważać będą za „wiek złoty", okres pokoju, który, według Quigleya, wynika z tego, że „w obrębie danej cywilizacji nie ma żadnych rywalizujących ze sobą jednostek, a walki ze społeczeństwami zewnętrznymi toczą się gdzieś daleko albo w ogóle do nich nie dochodzi". Jest to również okres rozkwitu, który nastał dzięki „zakończeniu wewnętrznych wojen i destrukcji, obniżeniu barier handlowych, ustanowieniu wspólnego systemu wag, miar i pieniądza oraz powstaniu rozbudowanego systemu wydatków rządowych, czemu towarzyszy utworzenie uniwersalnego imperium".

W cywilizacjach, które przeszły do historii, owa faza wspaniałego złotego wieku i wizji nieśmiertelności kończyła się albo szybko i boleśnie, wraz ze zwycięstwem najeźdźców z zewnątrz, albo w długich i powolnych mękach towarzyszących procesowi wewnętrznej dezintegracji. To, co się dzieje wewnątrz cywilizacji, ma równie zasadnicze znaczenie dla jej zdolności przeciwstawienia się destrukcji zagrażającej z zewnątrz, jak i powstrzymania wewnętrznego rozkładu. Cywilizacje zaczynają chylić się ku upadkowi, kiedy „przestają wykorzystywać nadwyżkę w celach innowacyjnych.

Używając współczesnej terminologii, obniża się stopa inwestycji". Staje się tak dlatego, że grupy społeczne dysponujące nadwyżką są przede wszystkim zainteresowane w wykorzystywaniu jej do celów „nieprodukcyjnych, lecz zaspokajających ich własne potrzeby. Nadwyżka przeznaczana jest na konsumpcję, nie służy rozwojowi skuteczniejszych metod produkcji". Ludzie przejadają nagromadzony kapitał, a cywilizacja ze stadium państwa uniwersalnego wkracza w fazę rozkładu. Jest to okres „ostrego kryzysu ekonomicznego, obniżania się poziomu życia, 'wojen domowych między różnymi grupami interesów, narastającego analfabetyzmu. Społeczeństwo coraz bardziej słabnie. Podejmowane są daremne wysiłki, by za pomocą ustawodawstwa powstrzymać proces dewastacji. Elity religijne, intelektualne, społeczne i polityczne zaczynają na szeroką skalę tracić więź z ludem.

Szerzą się nowe ruchy religijne. Ludzie są coraz mniej chętni, by walczyć za swój kraj czy nawet wspierać go przez płacenie podatków". W wyniku rozkładu następuje inwazja, „gdy cywilizacja, niezdolna już do samoobrony, bo nie ma chęci się bronić", otwarta jest na ataki „barbarzyńskich najeźdźców" wywodzących się często „z innej, młodszej i silniejszej cywilizacji" Zasadnicza dla Zachodu kwestia sprowadza się do pytania, czy, bez względu na wyzwania zewnętrzne, jest on w stanie powstrzymać i odwrócić wewnętrzne procesy rozkładu. Czy Zachód może się odnowić, czy też utrzymująca się zgnilizna wewnętrzna przyspieszy jego koniec i/lub uzależnienie od innych cywilizacji, bardziej dynamicznych pod względem ekonomicznym i demograficznym?

W połowie lat dziewięćdziesiątych Zachód wykazywał wiele cech typowych, według Quigleya, dla cywilizacji dojrzałej wkraczającej w stadium rozkładu. Pod względem ekonomicznym był o wiele zamożniejszy niż jakakolwiek inna cywilizacja, ale wskaźniki wzrostu gospodarczego, oszczędności i inwestycji miał niskie, zwłaszcza w porównaniu z krajami Azji Wschodniej. Konsumpcja indywidualna i zbiorowa miała priorytet przed tworzeniem podstaw pod przyszłą potęgę ekonomiczną i militarną. Przyrost naturalny był niski, szczególnie w porównaniu z krajami islamskimi.

O wiele poważniejsze od kwestii ekonomicznych i demograficznych są problemy wynikające z upadku moralności, kulturowego samobójstwa i braku jedności politycznej Zachodu. Do często wymienianych przejawów upadku moralności należą między innymi: 1. Narastanie zachowań antyspołecznych - przestępczości, narkomanii i w ogóle przemocy. 2. Rozkład rodziny, w tym rosnące wskaźniki rozwodów, dzieci nieślubnych, ciąż u nastolatek oraz rodzin niepełnych. 3. Zanik „kapitału społecznego", typowy przynajmniej dla Stanów Zjednoczonych, czyli coraz mniejsze angażowanie się w działalność organizacji społecznych i słabnięcie wzajemnego zaufania związanego z taką działalnością. 4. Ogólny upadek „etosu pracy" i kult folgowania własnym potrzebom. 5. Słabnące zainteresowanie nauką i aktywnością intelektualną, co w Stanach Zjednoczonych przejawia się obniżeniem poziomu szkolnictwa.

Cywilizacja zachodnia w Europie może także zostać podkopana przez słabnięcie chrześcijaństwa, będącego jej centralnym składnikiem. Coraz mniej Europejczyków wierzy, praktykuje, przestrzega nakazów religii. Tendencja ta świadczy nie tyle o wrogości wobec religii, co obojętności. Chrześcijańskie ideały, wartości i zwyczaje przenikają jednak europejską cywilizację. Amerykańscy rzecznicy wielokulturowości podobnie odrzucają spuściznę kulturową swojego kraju, tylko że zamiast podjąć próbę umieszczenia Stanów Zjednoczonych w innym kręgu kulturowym, chcą stworzyć kraj wielu cywilizacji, czyli nie należący do żadnej i pozbawiony kulturowego jądra. Historia dowodzi, iż żaden kraj o takiej strukturze nie przetrwa długo jako spójne społeczeństwo.


Comments


bottom of page