W powyższym kanonie nie mogło zabraknąć Tadeusza Dołęgi Mostowicza i jego Kariery Nikodema Dyzmy. Kochanowski swojego czasu powiedział „mówi się, że Polak mądry po szkodzie, a Polak jednako przed jak i po szkodzie głupi”. Nie sposób nie oddać mu racji. Polacy jako naród uosabiają jakiś swoisty syndrom bitej żony, która po każdym łomocie zebranym od pijanego męża, szybko z powrotem do niego wraca przekupiona jednym zmarniałym tulipanem, by ponownie przeżyć kolejne lanie. Jako naród uwielbiamy na swoich reprezentantów wybierać miernoty zupełnie jakbyśmy bali się osób wykraczających poza poziom zarówno intelektem jak i kwalifikacjami. Bycie miernotą stało się w naszym kraju największą zaletą narodową, czymś niesłychanie nobilitującym, właściwie powinniśmy stawiać pomniki ku czci Bycia Zerem w każdym parku. Kariera Nikodema Dyzmy nie powinna być lekturą ona powinna być katechizmem każdego Polaka tak długo, aż wyrwalibyśmy z korzeniami ten narodowy i powszechny kult błazna.
Tadeusz Dołęga Mostowicz pierwotnie pracował jako dziennikarz śledczy w Rzeczypospolitej, tropiąc tajemnice związane z zamknięciem gen. Malczewskiego oraz zaginięciem gen. Zagórskiego. Ostatnia sprawa do dzisiaj nie jest wyjaśniona. Mostowicz napisał o tym: „Generałowie w Polsce mają to do siebie, że umieją znikać. Ta kamforyczna właściwość może oddać podczas wojny wielkie usługi naszej armii. Podczas pokoju zaś daje miłą rozrywkę społeczeństwu. Cóż milszego, jak siedząc przy czarnej kawie, emocjonować się pytaniem: Gdzie on może być?”. Wskutek tego 8 września 1927 r. sam został porwany w centrum Warszawy, a następnie wywieziony poza Warszawę i skatowany. Mostowicz dochodził do siebie prawie trzy miesiące. Stracił słuch w jednym uchu, rozchorował się na serce. Po trzech latach napisał „Karierę Nikodema Dyzmy”.
O kim jest ta książka? O bezrobotnym Nikodemie Dyzmie, bez jakiegokolwiek wykształcenia, który zaczyna zawrotną karierę od opieprzenia konkurencyjnego polityka na raucie, na który wszedł z kradzionym zaproszeniem, żeby się najeść. O Dyzmie, który nie posiadając żadnych kwalifikacji zostaje prezesem Banku Zbożowego a następnie uzyskuje nominację na premiera.
Książka została dwukrotnie zekranizowana, po raz pierwszy w serialu z genialną rolą Romana Wilhelmiego, po raz drugi w komedii z rolą Cezarego Pazury.
W całej powieści najbardziej lubię koniec, koniec oddający sedno naszych wyborów przez ostatnie 100 lat.
„Z czego Pan się śmieje? – obrażonym tonem zapytał wojewoda. - Z czego? Nie z czego, moi Państwo, tylko z kogo?! Z Was się smieje, z was!. Z całego społeczeństwa, z wszystkich kochanych rodaków! - Panie!.. - Milczeć! – wrzasnął Ponimirski […] – Milczeć! Z Was się śmieję! Z Was! Elita! Cha, cha, cha… Otóż oświadczam wam, że wasz mąż stanu, wasz Cincinnatus, wasz wielki człowiek, wasz Nikodem Dyzma to zwykły oszust, co was za nos wodzi, to sprytny łajdak, fałszerz i jednocześnie kompletny kretyn! Idiota, nie mający zielonego pojęcia nie tylko o ekonomii ale również o ortografii. To cham, bez cienia kindersztuby, bez najmniejszego okrzesania! Przyjrzyjcie się jego manierom! Skończony tuman, kompletne zero! Daję słowo honoru, że nie tylko w żadnym Oksfordzie nie był, lecz żadnego języka nie zna! Wulgarna figura spod ciemnej gwiazdy o moralności rzezimieszka. Czy Wy tego nie widzicie? To Wy sami wywindowaliście to bydlę na piedestał Wy! Ludzie pozbawieni wszelkich rozumnych kryteriów! Z Was się śmieję, głuptasy! Z Was! Motłoch…! Obrzucił wszystkich pogardliwym spojrzeniem i wyszedł, trzaskając drzwiami. - Co to znaczy? Kto to ten pan? - To wariat – wyjaśnił wojewoda - Acha, no, oczywiście, wariat.”
Comments