Ogólnie nigdy nie narzekam na moich uczniów. Oczywiście jak w rodzinie, nie zawsze jest idealnie, są chwile kiedy oni mi podnoszą ciśnienie i kiedy jak to mówią, „czemu dziś Pan jest niemiły”, ale już samo to, że się mnie pytają o to wprost, pokazuje, że na moich lekcjach raczej staram się o swobodną wymianę myśli. Uczę w dwóch ogólniakach, w dwóch różnych miastach, uczniów z różnych środowisk, z różnych miast, o naprawdę diametralnie odmiennych światopoglądach. Na moich lekcjach zawsze mam ciszę, nie muszę się męczyć aby mi nie przeszkadzali, wręcz przeciwnie zarówno na historii, jak i na przedmiotach ekonomicznych staram się mieć dyskusję i brain storm, gdyż jak przez ponad 30 lat pracy zauważyłem, stara sokratesowska metoda nauczania, czyli rozmowa przynosi największe trwałe efekty. Fakt, faktem wymaga to ode mnie stania i gadania przez okrągłe 45 minut ale lubię te chwile, gdy koniec lekcji zarówno ja, jak i klasa zauważamy dawno po czasie. Nie męczyłem ich nigdy datami, regułkami, zawsze najważniejsze są dla mnie powiązania przyczynowo-skutkowe zarówno pomiędzy wydarzeniami jak i zjawiskami. I to przede wszystkim wałkuje. Moi uczniowie mają myśleć. W najmniejszym stopniu nie zgadzam się z niedouczoną Nowacką na temat jej chorych wizji gnojenia polskiej oświaty i masowego chowu intelektualnych ograniczonych, bezmyślnych, ale za to posłusznych hunwejbinów. Na moich lekcjach uczniowie mają telefony ponieważ bardzo często muszą szybko coś znaleźć, szczególnie na przedmiotach ekonomicznych, a jak szuka tego ponad 30 osób trwa to chwilę a nie pół godziny.
Mogę ogólnie narzekać na zetki, ale ja osobiście mam bardzo inteligentnych uczniów, którzy często potrafią mnie pozytywnie zaskoczyć. I tak właśnie było kilka dni temu.
Siódma lekcja, podstawy przedsiębiorczości, jedna z uczennic zapytała mnie co sądzę na temat planowanego zrównania wieku emerytalnego kobiet z mężczyznami. Odpowiedziałem, że z punktu widzenia równouprawnienia uważam to za sprawiedliwe. Ona na to z uśmiechem ale to niesprawiedliwe, no to zapytałem się dlaczego tak sądzi. Odpowiedziała, że przecież kobiety rodzą i karmią dzieci. Odpowiedziałem, że przecież popierała pół roku temu Lewicę, a zgodnie z tym, z czym oczywiście się zgadzam, a co mówią jej posłanka Żukowska i prof. Środa, przecież biologiczni mężczyźni nie dosyć, że mają miesiączki to jeszcze mogą rodzić dzieci tak samo jak kobiety. Gdyby obowiązywała nas stara, przestarzała biologia przyznałbym jej rację, ale ponieważ obowiązuje nas nowa, postępowa i nowoczesna biologia, więc niestety biorąc pod uwagę, że każdy mężczyzna może rodzić i karmić, jej argument już nie ma uzasadnienia. Dodam, że to była żeńska klasa z jedynie dwa męskimi rodzynkami. Nie mam pojęcia dlaczego laski nie wzięły na poważnie tego co powiedziałem.
No to przeszliśmy do poważniejszych aspektów, czyli do porównywania średniej długości życia kobiety i mężczyzny oraz przewidywalnej długości życia w obrębie obydwu płci. Zacząłem jednak od tego, że w tych wrednych komunistycznych Chinach, właśnie podwyższyli wiek emerytalny kobiet do 55 lat a facetów do 60, bo do tej pory mieli odpowiednio 50 i 55. Straszny komunistyczny wyzysk, nie to co u nas w prawdziwie liberalnej demokracji.
Analizując uzyskane wyniki, jasno widać, że kobiety na emeryturze spędzą 24 lata a faceci jedynie 14. Powiem szczerze nie zauważyłem, że zaczęło się robić coraz ciszej i bardziej poważnie.
Zaczęły padać kolejne pytania, czy to już jest koniec podwyższania wieku emerytalnego. Odpowiedziałem, że nie, bo nie ma innego wyjścia. Obecne zachodnie systemy emerytalne, wymyślone przez Otto von Bismarcka pod koniec XIX wieku, są schematem Ponziego, czyli krótko mówiąc piramidami finansowymi, bazującymi na coraz większej liczbie osób pracujących. Jedna z dziewczyn zapytała czy jest szansa, że wiek emerytalny zostanie kiedykolwiek obniżony. Odpowiedziałem, że nie ma takiej opcji. Rodzi się za mało dzieci, demografia od czasów Bismarcka zmieniła się w odwrócony trójkąt, poza tym pieniędzy pobranych na emerytury nie ma, bo już dawno zostały przepuszczone na bieżące wydatki państwa i ogólnie nasze wyliczone emerytury przypominają pieniądze z komunii, które były w śwince, a które mama potrzebowała, wyjęła i zamiast nich do świnki włożyła kartkę z napisaną kwotą. Nie można też liczyć na imigrantów, bo nie ma żadnego racjonalnego argumentu, aby przekonać ich żeby pracowali na białych emerytów, a jak mają wątpliwości, to niech mi odpowiedzą, czy oni sami gdyby pojechaliby do Kongo, chętnie by tam pracowali na wysokie emerytury miejscowych czarnych emerytów.
I wtedy jedna z uczennic powiedziała, że ona chciałaby dzieci, ale co państwo robi dla młodych, żeby tu się im dobrze żyło. Oni nie chcą 500+, 800+ ani 1200+, bo na tym korzystają przede wszystkim ci co nie pracują a żyją z socjalu. Dodam, że ta uczennica jak i wiele innych pracuje, ciężko zapieprza jako kelnerka na weselach w weekendy, więc ja ją rozumiem. W klasie się zrobiło nagle jak makiem zasiał.
M. mówiła dalej, rzygać jej się powoli chce w tym kraju, one chce mieć dzieci ale państwo powinno zapewnić dla nich młodych warunki, darmowe żłobki, przedszkola, które będą preferować te matki i rodziny, które pracują a nie wielodzietne niepracujące i żyjące z socjalu. Wtedy się włączyła kolejna. Powiedziała jak jej mama musi zawozić siostrę do innej dzielnicy, bo tam gdzie mieszkają pierwszeństwo miały te co nie pracują, ale mają kilkoro dzieci. Mało tego, one nic nie płacą a jej mama musi płacić gruby hajs za przedszkole. Ponownie włączyła się M. mówiąc, że państwo powinno coś zrobić w sprawie mieszkań, a nie że ona będzie miała w perspektywie rujnujący kredyt na całe życie. Państwo powinno w końcu coś zacząć robić aby normalnym, ciężko pracującym ludziom dobrze się żyło w tym kraju.
Prowadząc lekcje podstaw przedsiębiorczości od lat zauważyłem te same prawidłowości. Pomijając cwaniaków próbujących się zaczepić w NGOsach, wolontariatach, (nie wymagajcie od miażdżąc ej większości z nich opieki nad inwalidami, starcami, ludźmi obłożnie chorymi, na to się nie piszą, zresztą przy pracy z obłożnie chorym słabo selfie wychodzą) czyli ogólnie biorąc z kuźniami przyszłych kadr partyjnych, ogromna większość młodych nie ucieka od pracy, oni chcą pracować, i pracują, chcą zarabiać aby móc sobie kupić rzeczy za swoje. Oni nie chcą socjali, nie chcą 500+, 800+ ani niczego innego, ale chcą aby to oni byli najważniejsi, aby to cholerne państwo przestało ich karać za pracę, uprzykrzać życie, utrudniać i zmuszać do wyjazdu, Oni chcą mieć dzieci, normalne rodziny. Jedna dziewczyna rok temu mi powiedziała, że ją wkurzają feministki, ona osobiście chciałaby być matką, mieć dzieci, wychowywać je a żeby mąż mógł sam utrzymać rodzinę.
Następnego dnia w drugiej szkole podchodzi do mnie na przerwie inny uczeń i mówi mi o podatkach, o marnotrawieniu pieniędzy przez państwo i o KPO, które będziemy musieli spłacić.
Wczoraj ponownie w tej poprzedniej szkole, na przerwie pyta się mnie uczeń, czy nie mam wrażenia, że ogólnie wśród ludzi obniża się inteligencja co widać po tym, że nie potrafią logicznie myśleć i wiązać ze sobą faktów.
I uwierzcie mi, tak jest codziennie. Są dni, że nawet nie mam kiedy zjeść II śniadania. Uczniowie chcą rozmawiać, chcą wiedzieć i nie potrafią pojąć, że dorośli nie rozumieją rzeczy oczywistych.
Zaczyna się coraz większe niezadowolenie młodych, dlatego właśnie wśród nich Konfa miała tak wysokie poparcie. Młodzi zaczynają mieć dość tego cholernego poprawczaka, chcą po prostu pracować i żyć. Oczywiście nie zobaczycie ich w mediach, nie usłyszycie wywiadów z nimi. Do ścieku jest zapraszany margines, leniwy, rozpuszczony, odmóżdżony i zindoktrynowany przez NGOsy. Ja jednak po lekcjach takich jak ta, szczególnie po przedmiotach ekonomicznych odzyskuje nadzieję i mimo wszystko patrzę z nadzieją w przyszłość.
Comments