top of page

Moje prywatne rekolekcje. Niedziela Palmowa.

Rozpoczyna się Wielki Tydzień. Dzisiaj Niedziela Palmowa. Wzorem lat ubiegłych chciałbym zaprosić Was do udziału w moich prywatnych rekolekcjach. Dwa lata temu ich bazą były obrazy Salvadora Dali, rok temu tematem głównym były najbardziej znaczące świątynie chrześcijaństwa, w tym roku przeżywanie Wielkiego Tygodnia chciałbym oprzeć o dzieła filmowe. Wybrałem osiem filmów, nie wszystkie będą filmami religijnymi, nie wszystkie nawet będą dotyczyć religii, ale każdym z nich spróbuje przybliżyć się do najważniejszych świąt Chrześcijaństwa czyli do Święta Zmartwychwstania.

Jeżeli będziecie mi w tej drodze towarzyszyć będzie mi bardzo miło.


Niedziela Palmowa.

Św. Łukasz.

„Po tych słowach ruszył na przedzie, zdążając do Jerozolimy. Gdy jechał, słali swe płaszcze na drodze. Zbliżał się już do zboczy Góry Oliwnej, kiedy całe mnóstwo uczniów poczęło wielbić radośnie Boga za wszystkie cuda, które widzieli. I wołali głośno: Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie. Pokój w niebie i chwała na wysokościach. Lecz niektórzy faryzeusze spośród tłumu rzekli do Niego: Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom. Odrzekł: Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą”.



Na Niedzielę Palmową wybrałem Misję, w reżyserii Rolanda Joffe, z Robertem de Niro, Jeremy Ironsem oraz Ray’am McAnally w rolach głównych. Do filmu niezapomnianą ścieżkę dźwiękową skomponował Ennio Morricone.


Akcja filmu dzieje się w połowie XVIII wieku w Ameryce Południowej, na pograniczu kolonii hiszpańskich i portugalskich, w miejscu gdzie jezuici prowadzą misje nawracając miejscowych Indian. Ich działalność stwarza wiele problemów znajdującym się tam zarówno Hiszpanom jak i Portugalczykom, potrzebującym Indian jako niewolników do uprawy plantacji, jezuici bowiem tworząc misje odbierają im potencjalnych niewolników.


Film jest wielopłaszczyznowy. Problem z misjami jezuitów bowiem jest jedynie odpryskiem o wiele większego problemu tego zakonu w ówczesnej oświeceniowej Europie, problemu zagrażającemu jego bytowi. Na te kwestie nakłada się osoba łowcy niewolników Rodrigo Mendozy, szukającego odkupienia za zabójstwo brata, w pracy na misji.



Fabuła przypomina jest jakby odbiciem wydarzeń Wielkiego Tygodnia. Triumfalny wjazd do Jerozolimy, radość, szczęście a następnie zdrada, męka i ostatecznie ukrzyżowanie.


Gdy Rodrigo siedzi po zabójstwie brata w celi zakonnej, ojciec Gabriel mówi, że Bóg nas skazał na wolną wolę, każdy z nas ma wybór, a Rodrigo wybrał zbrodnię, pytanie, czy teraz ma siły na to aby wybrać odkupienie?


Rodrigo w końcu je wybiera. Początkowo w tym odkupieniu, nie widać prawdziwego żalu. To bardziej gniew, wielka, wręcz kipiąca wściekłość na samego siebie. Stopniowo ta wściekłość, ten gniew się wypala. Przychodzi uspokojenie, pokora. Aż nagle odchodzi całkowicie a wtedy na jej miejsce pojawia się żal i samo wybaczenie.


Jest to również film o zdradzie. O największej zdradzie jaka może się stać, ponieważ Kościół zdradza swoich wiernych. Trudno mi nie widzieć w tym paraleli do działalności obecnego papieża i jego hierarchów. Kościół zdradza swoich najlepszych synów w imię kultu przetrwania. W połowie XVIII wieku, Kościół znalazł się w sytuacji bardzo podobnej do dzisiejszej, ludzie tracą wiarę, kler się zeświecczył, filozofia oświecenia drąży jego pień, a w otoczeniu władców pojawiają się ateiści, starający się podciąć jego korzenie. I Kościół zdradza, zdradza w imię przetrwania. Przetrwanie Kościoła staje się wtedy, tak jak i dzisiaj nowym Złotym Cielcem, któremu składa się największe ofiary. Ale to przetrwanie tak jak i dawne, pogańskie bałwany jest mirażem, obrazem wytworzonym przez Szatana. Nic nie daje a wszystko po kawałku odbiera. I tak jak na końcu filmu mówi odpowiedzialny za likwidację misji biskup Altamirano, to nie umarli zabici księża, to umarł on sam.



Film kończy się smutno, dobro przegrywa. W prawdziwym świecie przeważnie dobro przegrywa, dobrzy i niewinni ludzie cierpią a zwycięża zło i wielcy, i bogaci. Na tym świecie nie ma sprawiedliwości, nie należy jej oczekiwać ponieważ ludzie prawdopodobnie nie są zdolni do tego aby stworzyć świat jeśli już nie dobry, to przynajmniej sprawiedliwy. Gdzieś tam w głębi nas jest skaza, która to uniemożliwia, można to nazwać grzechem pierworodnym, można to nazwać ułomnością natury ludzkiej, ale bez względu na nazwę nie jesteśmy zdolni do stworzenia sprawiedliwego świata.


Wjazd Jezusa do Jerozolimy jest nieśmiertelnym symbolem. Przeciwstawia się złu i idzie na wprost niego. Wie, że ci wszyscy ludzie, którzy go teraz tak witają za kilka dni się obrócą przeciw niemu, zdradzą go, nawet spośród uczniów część go zdradzi a część się go wyprze. Wie, że na końcu tej drogi stoi krzyż. A mimo to nie wycofuje się, idzie naprzód. To jest prawdziwe zwycięstwo wolnej woli, jedni wybierają zbrodnię a inni poświęcenie.


Nie każdy potrafi wytrwać w tym poświęceniu. Nie każdy jest jak ojciec Gabriel, część jest jak Rodrigo, nie potrafi się podporządkować lecz walczy z niesprawiedliwością, nie modlitwą i miłością lecz mieczem. Dzięki jednym i drugim ten świat się jeszcze nie rozpadł na drobne kawałki, i nie zalała go ciemność.


Wszystkich nas Bóg obdarzył wolną wolą, ale to od nas zależy co wybierzemy, również od nas zależy czy przeciwstawimy się złu, czy może zawrócimy spod bram Jerozolimy, bo tak będzie bezpieczniej a może po prostu wygodniej. Każdy z nas w końcu staje pod bramami swojej Jerozolimy i nikt za nas nie podejmie decyzji, nikt za nas nie weźmie odpowiedzialności.


Bóg skazał nas na wolną wolę, która może być przekleństwem albo błogosławieństwem.



5 wyświetleń0 komentarzy

Comments


bottom of page