Św. Jan
„Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie. Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości. To powiedział Jezus i odszedł, i ukrył się przed nimi. Chociaż jednak uczynił On przed nimi tak wielkie znaki, nie uwierzyli w Niego, aby się spełniło słowo proroka Izajasza, który rzekł: Panie, któż uwierzył naszemu głosowi? A ramię Pańskie komu zostało objawione? Dlatego nie mogli uwierzyć, ponieważ znów rzekł Izajasz: Zaślepił ich oczy i twardym uczynił ich serce, żeby nie widzieli oczami oraz nie poznali sercem i nie nawrócili się, ażebym ich uzdrowił. Tak powiedział Izajasz, ponieważ ujrzał chwałę Jego i o Nim mówił. Niemniej jednak i spośród przywódców wielu w Niego uwierzyło, ale z obawy przed faryzeuszami nie przyznawali się, aby ich nie wyłączono z synagogi. Bardziej bowiem umiłowali chwałę ludzką aniżeli chwałę Bożą.
Jezus zaś tak wołał: Ten, kto we Mnie wierzy, wierzy nie we Mnie, lecz w Tego, który Mnie posłał. A kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał. Ja przyszedłem na świat jako światło, aby każdy, kto we Mnie wierzy, nie pozostawał w ciemności. A jeżeli ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić. Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym”.
Na pierwszy dzień Wielkiego Tygodnia wybrałem Moby Dicka z 1956 roku. Genialna ekranizacja w reżyserii Johna Hustona z Gregory Peck’iem w niesamowitej roli kapitana Achaba i Orsonem Wellesem w roli Ojca Mapple’a.
Dlaczego akurat ten film? Ponieważ Moby Dick jest moim zdaniem jednym z największych filmów religijnych, jakie zostały nakręcone. Film pod pretekstem pościgu ludzi za białym wielorybem dotyka sedna istoty człowieczeństwa i w gruncie rzeczy podporządkowania jego działań Bogu.
Ta ekranizacja jest zupełnie inna od wszystkich pozostałych, jest najbliższa dziełu Melville’a. Trzecia scena filmu jest majstersztykiem. Przedstawia Ojca Mapple’a głoszącego kazanie w ambonie w kształcie łodzi. Z podobnej ambony gdy byłem dzieckiem słuchałem kazań w piekarskiej Bazylice. Gdy słuchałem filmowego kazania żałowałem, że nie było mi dane nigdy usłyszeć czegoś podobnego. Te kazania, które słyszałem, w ogromnej większości to gramoty bez polotu i wizji, robione na odczepnego i nie wywołujące u wiernych grama odczuć i przemyśleń, będące smutnym świadectwem lenistwa albo deficytów intelektualnych autorów. Kazanie Ojca Mapple natomiast jest niesamowite. Jego kanwą są dzieje Jonasza, ale istotą podporządkowanie rozkazom Boga.
Początek kazania jest jakby przepowiednią obecnej sytuacji w Kościele.
„Biada temu jak powiada Paweł, kto nauczając innych sam zostaje rozbitkiem”
Następnie Mapple opisuje istotę grzechu Jonasza.
„Grzechem Jonasza było to, że przeciwstawił się Bogu, rozkazowi Boga, uważając go za zbyt uciążliwy.
„Jeśli słuchamy Boga nie możemy słuchać siebie”
„Jonasz chciał uciec od Boga, wierzył, że statkiem zbudowanym przez ludzi uda mu się umknąć do kraju, w którym nie włada Bóg”
Nie da się uciec od wyznaczonego nam losu, nie ważne jakbyśmy je nazwali, czy rozkazem Boga, czy przeznaczeniem, celem naszego istnienia jest głoszenie prawdy. Nie będzie ono łatwe, nie będzie przyjemne i nie przyniesie korzyści. Ludzie podświadomie uwielbiają fałsz, fałsz daje im wygodę, psychiczne bezpieczeństwo, ale fałsz zawsze będzie tylko i wyłącznie fałszem, celem naszego istnienia jest natomiast głoszenie i dążenie do prawdy.
„Wypełnij rozkaz Wszechmogącego głosić prawdę na przekór fałszowi”
„Szczęśliwość do tego należeć będzie, kto nieugięcie stoi na straży praw boskich, kto niszczy wszelki grzech, choćby miał go wyrwać spod tóg senatorów i sędziów”
Tak naprawdę ważne jest tylko to, aby w chwili śmierci ale nie tylko, aby w każdej chwili swojego życia mieć to przeświadczenie, że się nie poddaliśmy, że nie sprzedaliśmy się za paczkę szklanych paciorków.
„Zaś wieczysta szczęśliwość temu przypadnie, kto w chwili zgonu może powiedzieć: „Ojcze, śmiertelny czy nieśmiertelny, oto umieram. Starałem się należeć bardziej do Ciebie, niźli do świata, czyli do siebie samego. Nic to jednak nie znaczy, pozostawiam wieczność Tobie””.
Statek wypływa. Jego celem jest połów wielorybów, jednak dla kapitana Achaba celem jest zabicie Moby Dicka, ogromnego Białego Kaszalota.
Kapitan Achab, jest buntownikiem, jest być może największym buntownikiem jakim można być, ponieważ on buntuje się przeciw Bogu.
„Nie gadaj mi o bluźnierstwie, człowieku, targnąłbym się na Słońce, gdyby mnie znieważyło”.
„Wszystkie widzialne przedmioty to tylko papierowe maski. Jakaś nieznana, acz rozumna siła ukazuje nam kształt ich oblicza.
Biały wieloryb, jest dla mnie wyzwaniem, dręczy mnie. Ale to tylko maska. Najbardziej nienawidzę tego co kryje się pod maską, tej złośliwej mocy, która przerażała od początku ich istnienia. Tej siły, która dręczy ludzi, nie zabija wprost, ale pozwala nam żyć… z połową serca i połową płuca”.
Czym albo może kim jest Moby Dick. Dla Achaba wieloryb jest personifikacją istoty zła, sednem udręki rodu ludzkiego. Bluźnierstwem Achaba wobec tego nie jest bunt przeciw Bogu, lecz próba jego zastąpienia w walce dobra ze złem. Achab chce wyręczyć Boga, zająć niejako jego miejsce, dlatego musi ponieść klęskę.
Na słowa kapitana odpowiada jego zastępca:
„Niech Achab strzeże się Achaba, samego siebie strzeż się kapitanie”
„Widzę człowieka obłąkanego, który obłędem zaraził innych”
Aż dziwne, że Melville napisał swoje dzieło w 1851 roku, nie znając II wojny światowej, komunizmu, narodowego-socjalizmu, nie mając pojęcia o naszej obecnej rzeczywistości. Historia ludzkości przez ostatnie sto lat to historia ludzi obłąkanych zarażających obłędem całe narody. Achab Melville’a był marnym prototypem ludzi prowadzących ludzkość w XX i XXI wieku.
Kapitan na to odpowiada:
„Czy Achab jest Achabem, czy to ja, czy Bóg, czy to może jeszcze ktoś inny to ramię prowadzi?
Jakże małe serce mogłoby uderzać gdyby to nie Bóg był przyczyną tego uderzenia, tego myślenia, tego życia”
Niesamowity film, kręcony w czasach gdy kaliber aktora i reżysera potwierdzały jego filmy i role, a nie to, kto komu strzelił w pysk na imprezie, kiedy zło nazywano złem, a nie próbowano go usprawiedliwić psychologiczną gimnastyką, w czasach gdy bycie wierzącym było czymś normalnym, a sztuka próbowała szukać odpowiedzi a nie szokować brzydotą i dewiacją.
Achab jest odbiciem każdego nas. Jest opanowany obsesją, obsesją ocierającą się o szaleństwo, rzuca wyzwanie Bogu. On nie przeciwstawia się jak Jonasz rozkazom Boga, on go w ogóle nie chce słuchać. Ale gdy go słuchamy, widzimy tragedię jego buntu. Jego bunt jest bowiem jedynie iluzją wolnej woli, nic jak doskonale wie sam Achab, nie może się dziać bez woli Boga. Tak naprawdę bunt Achaba, jego prometeizm, wyzwania rzucone Bogu są częścią boskiego planu. Fatalizm tej sytuacji i przemyślenia samego kapitana są przygnębiające. Achab wie, że w gruncie rzeczy nie może niczego zrobić przeciw Bogu, ale mimo wszystko nie zamierza się wycofać i podporządkować. Nawet jeśli to zakończy się jego śmiercią i śmiercią równie obłąkanej załogi.
Comments