top of page

Moonfall

W sobotni wieczór postanowiliśmy odwiedzić Imax żeby zobaczyć Moonfall w reżyserii Rolanda Emmericha.

Emmerich jako reżyser dał się poznać takimi filmami jak Dzień Niepodległości, Uniwersalny Żołnierz, Gwiezdne Wrota, Godzilla, Pojutrze, 10 000 BC, 2012.

Biorąc pod uwagę jego wcześniejsze dokonania byłem ciekaw najnowszego wchodzącego na ekrany filmu.

Obsada również zachęca, ponieważ w roli głównej występują Halle Berry, Patrick Wilson i John Bradley.

Jeśli chodzi o fabułę to mamy wyświechtaną już wielokrotnie misję ratowania świata tym razem przed lecącym na nią na kursie kolizyjnym Księżycem. Jak widać nic odkrywczego.

Jeśli chodzi o scenariusz to również nic odkrywczego tam nie znajdziemy.

Wszystko właściwie już było.

Mamy skończonego zawodowo astronautę ale tym razem o dziwo nie pije, mamy jego syna, który ma standardowo konflikt z prawem, mamy żonę która go zostawiła i jej drugiego męża, mamy jego koleżankę astronautkę, która rownież już jest po rozwodzie, ogólnie wszystko takie różowiutkie, milusie ale z lekką nutką goryczy ale tylko lekką, aby broń boże u widza nie wywoływać rozterek.

Mamy oczywiście misję ratowania świata, przy pomocy wyciągniętego z muzeum i transportowanego ulicami wahadłowca, mamy jego start, tankowanie, znajdziemy w tym filmie troszkę Pojutrze, troszkę Armageddonu, nutkę Dnia Niepodległości a nawet elementy Świata Dysku Larrego Nivena.

Krótko mówiąc niczego odkrywczego tam nie ma. Ale ogólnie film ogląda się zaskakująco dobrze, kawał dobrej rozrywki, właściwie siada się wygodnie, i po prostu patrzy bez jakichś większych przemyśleń bo skomplikowanie fabuły przypomina metr prostego drutu. Po prostu film podąża jak po gierkówce, z punktu a do punktu b, z jedną bramką na wejściu. Dobra wieczorna rozrywka na zimową, ciemną sobotę. Jednak nie jest to obraz do którego ktokolwiek będzie chciał wracać. Film w sam raz na jeden raz.


22 wyświetlenia0 komentarzy
bottom of page