Miałem wątpliwą przyjemność być w kinie na Zakochanym Mickiewiczu. Cóż mam powiedzieć, w całym filmie podobała mi się jedynie jedna scena, napisy końcowe. Dawno takiego shitu nie widziałem. Film opowiada o pobycie młodego Adasia we dworku Wereszczaków, gdzie poznaje Marylę Wereszczakównę, a poza nim przebywają w nim jeszcze Tomasz Zan, Michał Wereszczaka, jakiś tam Gąska, matka Maryli i Michała, a później pojawia się narzeczony Maryli, hrabia Puttkamer.
Oglądając ten film nie mogłem powstrzymać się od porównywania go, z dziejącym się w tym samym czasie filmem Gotyk, opowiadającym o spotkaniu w czerwcu 1816 roku w willi Diotati nad Jeziorem Genewskim. Gdzie George Byron zaprosił swoich przyjaciół: Percy’ego Shelley’a wraz z żoną Mary, wspólną kochankę, jej przyrodnią siostrę oraz młodego włoskiego lekarza. Gotyk był genialnym obrazem, to właśnie w tej atmosferze ogromnej burzy, dewiacji seksualnych (wszyscy byli swoimi kochankami), narkotyków, grozy, Mary Shelley wymyśliła postać Frankensteina. Oglądając ten film poczuć można niemal namacalnie istotę i ducha romantyzmu.
W przypadku Niepewności, dostajemy przesłodzony aż do bólu obraz, po którym miałem mdłości przez kilka godzin. Serio, trudno mi znaleźć w pamięci film, aż tak bardzo beznadziejny.
Po pierwsze dialogi, nie wiem co za młot pisał te dialogi, ale dosłownie są na poziomie telewizyjnych idiotyzmów, typu „Dlaczego Ja?”. Po pięciu minutach ma się nieodparte wrażenie, że oni wszyscy byli skończonymi idiotami.
Mickiewicz urasta do rangi wioskowego przygłupa, wierszoklety, strzelającego na lewo i prawo częstochowskimi rymami. Wrażenie pogłębia wieśniacki makijaż na jego zniewieściałej twarzy. Gościa nie traktują poważnie nawet właśni przyjaciele.
Maryla, zachowuje się jak rozpuszczona nastolatka, po kilkumiesięcznej lekturze Wysokich obcasów, bardzo chętnie wlezie z każdym do łóżka, aczkolwiek kocha tylko Mickiewicza.
Łysiejący, wysokoczoły Tomasz Zan, to kolejna osoba niezrównoważona psychicznie, raz beczy, raz jest zakochany, raz leje Mickiewicza po mordzie a chwilę później jest jego przyjacielem.
Michał Wereszczaka w tym psychiatryku jest oazą normalności, poza tym, że na początku filmu ni z tego, ni z owego, w środku dnia, przy wszystkich, bierze pokojówkę na siano aby z nią sex machen.
Matka Wereszczaków wygląda jak wariatka w archaicznej peruce sprzed rewolucji francuskiej.
Potem pojawia się hrabia Puttkamer, który miał być postacią bohaterską a jest ukazany jako naiwny rogacz, mitoman i lekko mówiąc, przygłup. Jego opis strzelania do Kozaków podczas osłony Napoleona pod Berezyną, przypomina stand upowy występ kabaretowy.
Myślicie, że to wszystko?
No niestety nie. Wiem, że trudno w to uwierzyć ale scenariusz jest jeszcze gorszy. Chciałbym poznać iloraz inteligencji jego twórcy.
Co my tam nie mamy.
Mamy romans, na poziomie patusów z budki spod piwem. Mamy akcenty patriotyczne. Co jakiś czas ni z gruchy, ni z pietruchy, pojawia się wątek filaretów, i dziwnym trafem Mickiewicza wszyscy traktują jak jakiegoś niepewnego kabla. Pojawia się nawet car Aleksander I podróżujący w osłonie sześciu kirasjerów !! Pojawia się ruski szpieg, żeby nawet największy debil wiedział czym się zajmuje, ma nic nie mówiącą ksywę Saper. Pojawiają się masoni, Zan ma nawet 17 stopień. Słychać nawet argument, że Puttrament nic nie zrobi, bo to dobry człowiek, mason. Pojawia się religijność, Mickiewicz przy odjeździe ostrzega Zana przed masonami, powołując się na Boga, po czym się żegna przed przydrożnym krzyżem.
Myślicie, że to koniec?
Usiądźcie wygodniej, bo to dopiero początek.
Mamy jeszcze rusałkę. Serio !!! A może to syrena, no nie wiem, cycki pokazali z łuskami, ale płetw nie było widać. Mamy Dziady, w środku lata !!!. W sieci, w którą chcą złapać rusałkę materializuje się Maryla, skąd się tam wzięła tego nikt nie wie. Potem Maryla chce z miłości popełnić samobója i się utopić, kto ją uratował nie wiem, bo musiałem wyjść do kibla.
To nie wszystko.
Mamy knajpę w środku lasu, celowo piszę knajpę bo to karczma nie była, w której chłopstwo kulturalnie siedzi i pije.. hmm.. no nie wiem… ale chyba kakao. Knajpa jest oświetlona świecami jak galeria handlowa, oczywiście nikt nie zauważa Maryli i Adasia. W knajpie przygrywa żydowska mała symfoniczna, orkiestra kameralna. Serio !! W ogóle Żyd stylizowany na Jankiela jest poza tym, że karczmarzem, melomanem i dyrygentem, no i jeszcze gra na skrzypcach. Pojawia się ojciec Robak, tylko że nie ma imienia, który w imię ojczyzny strzela w ruski wóz z prochem. Na początku miałem wrażenie, że rozwalił cały ruski proch, ale potem się okazało, że uratował Aleksandra I przed zamachem Ruskich. W knajpie mamy motyw rodem z Władcy Pierścieni. W jasnym świetle siedzi ruski agent w kapturze na głowie. Nikomu to nie podpada.
Uwierzcie, to nie wszystko, ale ciężko spamiętać te wszystkie kretynizmy.
Muzyka miała być mocnym punktem. Niestety jak ze wszystkim, jest jej za dużo, i w nieodpowiednich miejscach, w efekcie Requiem zamiast robić nastrój przyprawia o ból głowy.
Gra aktorska jest na poziomie gimbazy, brakuje tylko tych wstawek, żeby osoby mówiły jak w tureckich tasiemcach co myślą.
Ostatecznie dostajemy twór kiczowaty, głupawy, męczący i urągający intelektowi. Ocena krytyków na poziomie 2,8 na 10 jest stanowczo zawyżona. Za oglądanie tego filmu powinni wypłacać szkodliwe.
Comments