Polskie obozy śmierci, polscy naziści i polski udział w Holocauście - gdzie do jasnej cholery są polscy historycy.
- Dariusz Zdebel
- 5 dni temu
- 4 minut(y) czytania
Z każdym dniem w przestrzeni medialnej pojawia się coraz więcej już nie przekłamań a zwykłych kłamstw historycznych. Zaczęło się od tercetu Gross, Grabowski vel Abrahamer i Engelking i pierwszego kłamstwa historycznego, Polacy nagle stali się współwinnymi Holocaustu. Okazało się, że Żydzi bardziej obawiali się polskich sąsiadów niż Niemców. Potem do tego doszła kwestia Jedwabnego, które nasze władze oficjalnie uznały za zbrodnię dokonaną przez Polaków. Następnie mogliśmy usłyszeń od Obamy o polskich obozach śmierci. Kolejne kłamstwa pojawiły się wraz z wojną na Ukrainie, w myśl jednych za wyrżnięcie polskich dzieci odpowiedzialne było NKWD, w myśl drugich to była bratobójcza wojna domowa, bez możliwości wskazania jednoznacznego winnego. Później mogliśmy usłyszeć od polskiej poślicy, dla hecy mianowanej ministrem edukacji narodowej, że Auschwitz - Birkenau wybudowali polscy naziści. Póżniej volksdeutsch z Rybnika zaczął głosić, że Ślązacy byli mordowani przez swoich polskich sąsiadów, a gdy już wszyscy myśleli, że już większego kłamstwa nie mogą wymyślić, wylazł Appelbaum i zaserwował tekst o tym, że Polska w rzeczywistości skorzystała na II wojnie światowej ponieważ dostała Śląsk i Pomorze Zachodnie.
Jak widać Polska i Polacy stali się taką tanią dziwką, której już nikt nie chce a każdy jej może przylać, ot tak po prostu, bez konsekwencji. To, że te kłamstwa głoszą Żydzi i Ukraińcy można zrozumieć, ale to, że na Polskę plują polscy ministrowie i polscy politycy, to już jest niewybaczalne. To, że niemieckie media dla Polaków je powtarzają też nie powinno nikogo dziwić. Dziwić może natomiast brak reakcji ze strony historyków. Moim zdaniem jednak nie powinno to być dla nikogo zaskoczeniem.
Żadna inna kategoria naukowców tak bardzo się nie sprostytuowała jak historycy. Ta prostytucja naukowa sięga już czasów powojennych. Gdy porówna się historyków szkoły krakowskiej, warszawskiej i okresu międzywojennego z tymi rzemieślnikami, z którymi mamy do czynienia w okresie powojennym widać diametralną różnicę. Polska historiografia po 1945 roku nie ma żadnego znaczenia na świecie. Polscy historycy nie prowadzą badań, nie stawiają hipotez, nie analizują faktów, nie starają się syntetyzować procesów a jedynie przelewają z pustego w próżne. Przez cały okres PRL, historycy w rzeczywistości byli politrukami na usługach władzy. Ich prace to nie były analizy lecz apologezy działań komunistycznych władz. Co gorsza większość z nich była jakimiś tam współpracownikami bezpieki, dzięki czemu ich bezwartościowe gnioty miały wielotysięczne nakłady, były podręcznikami akademickimi a oni sami mogli błyszczeć na komunistycznych salonach. Efektem było to, że po upadku komuny wszystkie książki historyczne napisane w tamtym okresie a nie dotyczące średniowiecza można było wyrzucić bez mrugnięcia okiem na śmietnik bo i tak z nich nie było żadnego pożytku.
Myślałem, że zmieni się to po powstaniu rzekomo wolnej Polski. Nic bardziej błędnego. Oficjalni historycy, że zacytuje Suworowa po prostu się „zsuczyli”. Żeby nie podpaść kolejnej władzy gremialnie zaczęli unikać problematycznych tematów: stosunków polsko-żydowskich, stosunków polsko-ukraińskich, struktury etnicznej polskiej bezpieki, analizy okresu przeobrażeń ustrojowych, korzeni agenturalnych polskich polityków, Jedwabnego, Wołynia itd. To są tematy, które polscy historycy omijają szerokim łukiem, a jeśli się już nimi zajmują to przepisują komunały.
Żaden z szanownych profesorów nie odważa się nawet na delikatne potępienie żydowskiej trójcy, czyli Grossa, Engelking i Abrahamera, tzn. Grabowskiego. Żaden z nich nie reaguje na bzdury Tokarczuk o kolonializmie polskim na Ukrainie. Żaden nie zareagował na bełkot Nowackiej a teraz Sikorskiego o polskich nazistach i zysku z II wojny światowej. Jakoś nikt nie próbował powiedzieć Kohutowi jaki był profil etniczny tych co katowali Ślązaków po wojnie. NIkt z nich nie próbuje napisać słowa prawdy o Jedwabnem. Mało tego gdy już pojawia się problem, zawsze, ale to zawsze szacowni profesorowie zajmują stanowiska antypolskie. Mieliśmy tak w przypadku Brauna, gdy w obronie chanuki nasi historycy aż się zgrzali, mieliśmy również przykład w przypadku Wołynia, gdy nasi historycy tak się zsuczyli, że poparli stanowisko banderowców o współwinie Polaków za rzeź własnych dzieci. Do dzisiaj nie doczekaliśmy się prac analizujących profil etniczny bezpieki, szczególnie do 1956 roku, nie wiemy dokładnie jaki był przekrój etniczny PPR i PZPR do 1956 roku, co gorsza z przestrzeni publicznej zniknęły nawet oficjalne dokumenty komunistyczne, nie doczekaliśmy się dokładnych badań Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, a to jej działacze tworzyli i tworzą zręby najpierw PRL a później III RP. To co nam serwują nadworni historycy, to klonowane od siebie komunały nie odpowiadające na żadne kluczowe pytania. To co jest najważniejsze dla dzisiejszych historyków mogliśmy zauważyć po postawie niejakiego Dudka, który prowadził osobistą wendettą na Nawrockim, za to, że to on został prezesem IPN a nie tenże Dudek. Podobną postawę prezentował również Piotrowski, który również nad prawdę historyczną przekłada osobistą wendettą na Kaczyńskim i PISie. Gdy pominiemy historyków piszących poza Polską i historyków z de facto drugiego obiegu, okazuje się, że nasza historiografia jak nie miała, tak nadal nie ma najmniejszego znaczenia w świecie. Polskich historyków można by bez problemu zwolnić w stu procentach bo i tak z nich nie ma najmniejszego pożytku a do przepisania komunałów nie potrzeba dobrze opłacanego profesora. Kto jak kto, ale jeśli historycy zawodowo zajmujący się historią nie są w stanie walczyć o dobre imię Polski, głosić prawdziwych faktów, a jedyne co potrafią to suczyć się kolejnym władzom dla materialnych korzyści, to powinni zostać wszyscy zwolnieni bo i tak nie ma z nich najmniejszego pożytku dla narodu i państwa.

Comentarios