Rosja nas zaatakowała. Zaatakowała?
- Dariusz Zdebel
- 10 wrz
- 4 minut(y) czytania
Od rana jak tylko włączyłem neta zostałem zbombardowany doniesieniami o ataku dronów.
Rosyjskich, jakżeby inaczej.
Ale najpierw kontekst w ogóle nie związany z dronami.
Trump kilka dni temu jasno stwierdził, że pomoc amerykańska dla Ukrainy się kończy. Najwyraźniej traci cierpliwość do Żeleńskiego wyraźnie chcącego przedłużać wojnę z Rosją i tym samym swoje dyktatorskie rządy w nieskończoność.
Następnie koalicja chętnych przemilczała ukraińskie dej dotyczące obrony powietrznej Ukrainy przez kraje NATO.
W międzyczasie niejaki Duda w wywiadzie powiedział, że o tym, że rakiety w Przewodowie były ukraińskie wszyscy wiedzieli od samego początku, a celem Ukrainy było wciągnięcie nas w wojnę.
Wczoraj prezydent Nawrocki powiedział wyraźnie, że nie zgodzi się na wysłanie polskich żołnierzy na Ukrainę. Wcześniej taką deklarację złożył kanclerz Merz.
Dwa dni temu obywatel Tusk oznajmił, że Polska zadłuża się na kolejne 43,7 miliarda euro w ramach programy SAFE dotyczącego obrony, dronów i systemów antydronowych. Ten kredyt mamy spłacać przez kolejne 45 lat.
W tym czasie w kraju wszystko się sypie, szpitale bankrutują, deficyt przebije 300 mld a w przyszłym roku optymistycznie ma być taki sam, nasze całkowite zadłużenie przebiło PKB, rating mamy negatywny co spowoduje jeszcze większe koszty zadłużenia, energetyka się wali, wszystkie inwestycje zostały wstrzymane i zaczyna powoli póki co rosnąć bezrobocie. Krótko mówiąc zaczynamy się zbliżać do sytuacji, w której albo splajtujemy, albo będziemy mieli drugi Nepal i tak naprawdę wojna mogłaby wszystko rozwiązać.
I nagle jak na zawołanie mamy atak ruskich dronów.
Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia czyje to są drony, ale zanim do tego przejdę jakie mamy potencjalne odpowiedzi.
Rosyjski atak. Putin postanowił przetestować naszą obronę przeciwlotniczą. Z tej wersji jednak wycofali się już nawet Ukraińcy.
Atak był przypadkowy ponieważ na skutek zakłóceń elektroniki dronów te urwały się ze smyczy i poleciały przed siebie, czyli do Polski.
Ukraińska false flag. Ukraińcy mając nóż na gardle postanowili powtórzyć scenariusz z Przewodowa, tylko tym razem z dronami.
Pojawia się jednak pewien problem, użyte drony.
Sami Ruscy mówią, że drony które wysłali na Ukrainę miały maksymalny zasięg 700 km, czyli nad Ukrainą musiałoby być co najmniej jedno tankowanie.
Jednak rzekomo zestrzelone drony to Gerbery, których zasięg wynosi 300 km, czyli musiałyby ze trzy razy tankować aby dolecieć pod Łódź.
Kolejną zagadką jest to, że drony nie mają głowic bojowych. W ogóle. Czyli Rosjanie by atakowali Ukrainę samym styropianem? Oczywiście jeżeli to Gerbery, to ich zadaniem jest nie bombardowanie a po prostu przeciążenie obrony przeciwlotniczej, no ale one mają zasięg realny jedynie 300 km.
W ogóle drony to nie rakiety, lecą z prędkością 160 km/h i przelot przez Ukrainę zajął im kilka godzin.
Dziwnie wyglądają również same zestrzelone drony. Nie widać dziur po pociskach, a w przypadku trafienia rakietą styropianowy dron musi się rozlecieć w drobny mak. Mało tego leżą sobie spokojnie na zaoranym polu, na którym nie ma żadnych śladów upadku, a jeden z nich przecież rozwalił betonowy strop w domu, po tym jak rzekomo przeleciał przez dach.
Wszystko wygląda tak, jakby te drony miały tak wyglądać aby można było wszystko na nich odczytać, żeby nie było wątpliwości, że to ruski towar.
Pikanterii dodaje fakt, iż na stronach ukraińskich można te drony kupić.
Rozważając możliwe opcje, pierwsza jest pozbawiona jakiejkolwiek logiki. Putin musiałby być idiotą żeby w sytuacji kiedy Jankesi odcinają pomoc dla Ukrainy zaatakować kraj NATO, co spowodowałoby jedynie wznowienie pomocy i dalszą eskalację. Wymowny w tej kwestii jest brak komentarza Trumpa, a przecież Amerykanie dokładnie dzięki systemom AWACS wiedzą co, skąd i gdzie leci.
Drugą opcję potwierdzałoby zachowanie Białorusinów, którzy ostrzegli naszą obronę przed niekontrolowanymi dronami nadlatującymi z nad Ukrainy i potwierdzili, że sami zestrzelili część z nich.
Trzecią opcję, która wcale nie wyklucza drugiej potwierdzałby niski zasięg znalezionych dronów.
Najbardziej prawdopodobną odpowiedzią jest to rozważenie tego, kto mógłby najwięcej zyskać.
Rosja oczywiście mogłaby przetestować kondycję naszego systemu plot, ale przypomnę, że już go testowała kilka razy i to nawet balonami, które zgubiliśmy, poza tym zaraz zaczynają się ćwiczenia ZAPAD, w wyniku których wszystko zostanie kompleksowo sprawdzone bez konieczność wysłania dronów. Jednocześnie Rosja mogłaby zbyt dużo stracić i wygraną wojnę ponownie zmienić w wyczerpujące walki w Donbasie.
Najwięcej mają do ugrania Ukraińcy. Mając w Polsce wyjątkowo spolegliwy rząd, który mimo zmiany partii nadal jest sługą Ukrainy, mogliby to wykorzystać do wplątania Polski do wojny, albo przynajmniej do uzyskania parasola przeciwlotniczego dla siebie ze strony Polski i Koalicji Chętnych.
Również dla rządu Tuska mogłoby to być korzystne rozwiązanie ponieważ przykryłoby całą nieudolność tej koalicji, a także nikt nie śmiałby go atakować o te kolejne 170 mld złotych długu dla programu SAFE.
Od rana towarzysze z mediów wiernie stanęli na baczność i się wzięli do działania. Szybko ulepiono narrację na temat ataku i zaczęto straszyć wierny lud.
Cel był prosty, mieliśmy być Silni, zwarci i gotowi i iść wiernie i zgodnie wraz z prowadzącymi nas towarzyszami, w imię dozgonnej przyjaźni polsko-ukraińskiej.
Problem w tym, że nic z tego nie wyszło. Propaganda się zesrała. Po prowokacji w Przewodowie, gdy Ukraińcy chcieli nas wkręcić w wojnę, co przyznał obywatel Duda, po bezczelności Żeleńskiego, Polacy już nie łykają proukraińskiego shitu serwowanego przez ściek i SBU.
Okazało się, że w Internecie 38% komentarzy uważa, że to była prowokacja ukraińska, 15% że polskiego rządu, 8% wskazuje media, a na Rosję wskazuje 34%, czyli te magiczne 34% popierające zawsze i wszędzie obywatela Tuska Donalda.
Oczywiście zauważył to niejaki Gawkowski i wskazał, że winne są ruskie cyberczołgi, wychodzi na to, że obecnie każdy w Polsce, kto myśli choć trochę samodzielnie to przebrzydła ruska onuca, czyli jakieś 66% tego narodu. Oczywiście poszedł jasny komunikat, że stwierdzenie, że Ukraina wciąga Polskę do wojny to kłamstwo. Szkoda, że tydzień wcześniej potwierdził to Duda i w Polsce już nawet najbardziej zmanipulowani wiedzą, że to akurat prawda.
Kto więc najwięcej zyskał? O ironio Putin i Rosja. Rządzą nami ludzie o inteligencji ameby, nie ma rzeczy, której by nie spieprzyli. Gdyby Putin postawił własnych agentów do rządzenia tym krajem, nie odwaliliby takiej dobrej roboty jak kolejne rządy warszawskie.
Zamiast rozegrać wszystko na spokojnie, jak zwykle Tusk i ekipa podniosła histerię, problem w tym, że to już nie działa, z każdą kolejną dramą coraz więcej Polaków nie wierzy rządzącym ani w jedno słowo, traci również Ukraina, Polacy są już zmęczeni wiecznymi kłamstwami, oszustwami i beznadziejną, siermiężną, sowiecką propagandą wywodzącego się jakby nie było z KGB, SBU. A po Przewodowie, większość Polaków wie, że Ukraina nie cofnie się przed niczym aby nas wciągnąć w swoją wojnę.

👌👍👍👍