W tym tygodniu wybraliśmy się rodzinnie do Multikina. Po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć na dużym ekranie „Ruchomy zamek Hauru”.
Nakręcone w 2004 roku przez Hayao Miyazaki anime było ulubioną bajką mojej pięcioletniej córki. Myślałem, że na dwudziestoletnią baśń poza nami niewielu ludzi się wybierze. Dlatego pełnym zaskoczeniem dla mnie, było to, że kino było zapełnione i wszystkie miejsca były zajęte.
Ruchomy zamek Hauru nie jest typową bajką. Akcja toczy się w świecie przywodzącym na myśl Austro – Węgry na początku I wojny światowej. Jednak w jego uniwersum mamy zarówno elementy wcześniejsze jak i technologię nam nie znaną, w postaci różnego rodzaju sprzętu latającego i odpowiedników naszych bombowców. Fabuła toczy się w czasie wojny, widzimy bombardowania miast, zniszczone wielkie stalowe okręty i maszerujących żołnierzy. Wojna jest jednak tylko tłem. Głównym wątkiem są losy Sophie przemienionej zaklęciem w staruszkę, czarownika Hauru powiązanego z demonem ognia, Wiedźmy z Pustkowia oraz kilku dodatkowych postaci.
Akcja jest dosyć skomplikowana, muszę się przyznać, że dopiero teraz udało mi się powiązać wszystkie wątki.
To przepiękna baśń. Baśń jakich obecnie już nie ma. To opowieść o prawdziwej miłości, o poświęceniu, przyjaźni. Ten film emanuje ciepłem. Naprawdę oglądając go można wypocząć. Przez większą część to smutny obraz. Fabuła nie jest prostoliniowa, nie prowadzi z punktu a do punktu b. Tak naprawdę zaskakuje do samego końca. Sam zamek jest dziwną budowlą ożywioną przez demona ognia.
Naprawdę polecam.
Comments