top of page

Shogun vs Shogun

Na Disney+ właśnie obejrzałem nową wersję nieśmiertelnego Szoguna będącego adaptacją powieści Jamesa Clavella. Ponieważ coś mi nie pasowało w obrazie, który widziałem, z rozpędu obejrzałem wersję tego samego serialu z 1980 roku.


I niestety kolejny raz muszę przyznać, że obecne wersje wcześniejszych filmów niestety się nie umywają do ich pierwowzorów.

Ale po kolei, w 1980 roku w głównej roli angielskiego pilota Johna Blackthorna wystąpił Richard Chamberlein, w nowej wersji tą rolę zagrał Cosmo Jarvis. Cóż mam powiedzieć, niezgrabny, ze szpotawymi nogami, Jarvis wygląda jak pół dupy zza krzaka. Blackthorn zagrany przez Chamberleina miał kaliber, ten obecny ma głębię jak obrazek na kartce papieru.

 

Jeszcze gorzej  jest w przypadku postaci Toranagi, ten zagrany przez Toshiro Mifune rzeczywiście symbolizował potęgę, honor i dumę wielkiego feudalnego pana, obecny zagrany przez Hiroyuki Sanadę to wielka pipa, nie mogąca podjąć decyzji, nie umiejąca przewidzieć posunięć  przeciwników i wiecznie niezdecydowana na to co robić dalej. Zamiast szacunku wzbudza jedynie rozdrażnienie i politowanie.

 

I teraz to co mnie najbardziej drażniło to postacie kobiet: Mariko Toda i Ochiba No Kata. Zgodnie z duchem prawilności Disney dostarczył nam dwie twarde, męskie baby z jajami. Nie dosyć, że podejmują wszystkie kluczowe decyzje, wszyscy panowie feudalni się ich słuchają, to dodatkowo walczą lepiej jak faceci i wyrzynają wyszkolonych samurajów w pień. Brakowało tylko tego, żeby były Murzynkami trans. Jak to zobaczyłem o mało się kawą nie polałem z wrażenia, tym bardziej,  że nawet ninja była kobietą. Zastanowiło mnie tylko to, jak Japończycy mogli się przyłożyć do nakręcenia takich bzdur.

 

Nie wiem czy naprawdę już Japończycy nie znają swojej historii? Jak to możliwe, że w serialu nakręconym 40 lat temu o wiele lepiej przedstawiono specyfikę kulturową Japonii?  Jak można było tak chamsko pożenić prymitywny feminizm z typowo męską kulturą średniowiecznej Japonii. A narada Toranagi ze swoim przyrodnim bratem była już w ogóle żałosna, ta chwila gdy ten obrzuca Toranagę obelgami, że się zesrał podczas bitwy ze strachu, a Toranaga nie reaguje. W rzeczywistości w tym momencie oddzieliłby mu głowę od tułowia w jednej sekundzie. Całe przedstawienie fabuły jest alogiczne, jak np. rozterki Toranagi przed wojną domową z powodu zabitych. Jak się prześledzi prawdziwą historię Japonii to się okaże, że akurat zabitymi Japończycy się nigdy nie przejmowali. Równie absurdalny był wątek z seppuku Hiromatsu.

Ogólnie serial Disney’a niby trzyma się fabuły Clavella ale w dziwaczny sposób ją przekręca.

 



Osobną kwestią są lokacje. W filmie z 1980 roku, wszystkie sceny kręcono w Japonii, mogliśmy poznać budowę zamku w Osace, zobaczyć jak wyglądały ogrody i pałace japońskie. Film Disney’a nakręcono w Kanadzie, zamki to zwykła scenografia będąca jakąś luźną wariacją na temat Japonii a nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością.

 

Już zbliżając się do końca, w serialu z 1980 mamy obraz miłości łączącej Mariko z Blackthornem, w nowej wersji mamy jakżeby inaczej, napakowanie prymitywnym seksem, co trochę mamy poduszkowanie, seks w trójkę. Gdy w starej wersji na wspomnienie homoseksualizmu Blackthorne się wścieka i wykazuje obrzydzenie, w nowej wersji wszystko już jest dopuszczalne.

 

Obydwa seriale mają po dziesięć odcinków, jednak gdy serial z 1980 roku wciąga i nie pozwala się oderwać, to serial Disney’a jest nużący aż do bólu. Ogólnie film to prawilny gniot nie warty straty ani minuty cennego czasu, jak ktoś chce zagłębić się w specyfikę średniowiecznej Japonii to polecam film z Chamberleinem.

 

Szczerze polecić mogę jedynie ścieżkę dźwiękową z tego filmu. Muzyka autorstwa Atticusa Rosa, Leopolda Rossa i Nicka Chuba jest niesamowita. Szczególnie otwierający płytę Erasmus jest genialny. Muzyka jest wartością samą w sobie.



27 wyświetleń0 komentarzy

Comments


bottom of page