top of page

Strefa czytelnika. Radosne i smutne - Kornel Makuszyński

  • Dariusz Zdebel
  • 26 cze
  • 12 minut(y) czytania

“Dante był tylko w piekle, nie było go na Ukrainie. (...) Krew była na niebie i ziemi.”


„Kiedyś, jakiś nowy Szewczenko, opisze w balladzie tych męczenników idei, którym chytry Lach spreparował wódkę, aby się w niej spalili na węgiel. I jakiś nowy Wyspiański, rozpamiętując owe dni, z których następny był bardziej od poprzedniego krwawy, napisze owe polskie: „myśmy wszystko zapomnieli…”


“Niech mnie dobry, polski Pan Bóg chroni, iżbym miał opisywać to wszystko, na co patrzyły zdumione oczy moje w tych czasach, kiedy zdawało się, że “bogi i ludzie szaleją”. Tylko zawodowy, rutynowy wariat zdołałby to wszystko minione pojąć i ująć w oszalałą całość. Człowiek, który nałogowo wiąże przyczynę ze skutkiem, został zmiażdżony i wytrącony z kolei prawowitego myślenia, pobladł, osłabnął, potem z pogardliwym grymasem człowieka, którego już nic na świecie zdziwić nie potrafi, ze śmiertelnym spokojem filozofa, który poznał tysiąc czterdzieści trzy rodzaje śmierci  patrzył w niebo, które w każdej chwili również mogło oszaleć. Wielu już uczciwych ludzi osiwiało, czytając o tem, co się działo u naszych nieszczęsnych sąsiadów za owych dni, kiedym w roku 1918 w starym, złoconym Kijowie wiódł przez długie dni pogodny dyskurs ze śmiercią na temat: jak umrzeć najwygodniej i bez bólu?”


“Teraz się po nic lała smugą krew ludzka. Ukrainiec bowiem w ciągu roku dojrzał politycznie i mordował z lubością, z coraz większą wprawą, cieniutki pokost kiepskiej imitacji kultury obmył się we krwi i stanął w bydlęcej swej nagości, śmierdzący wódką i juchtem, zabłocony i opluty, ohydnem zrządzeniem losu podobny jednakże do człowieka. Zwycięski rezun przypomniał sobie dobre czasy, więc nie dość mu było, że zamordował, prawdziwą rozkosz sprawiło mu dopiero wyłupywanie oczów, wycinanie języków, rozpruwanie brzuchów kobiecych. Historia najnieszczęśliwszych ludzi na świecie, Polaków na Ukrainie, Wołyniu i Podolu, potem krwawa opresja Galicji, była wielkim rozszerzeniem ówczesnych historyj kijowskich. Przywykło się w owym czasie do rzeczy strasznych dusza ludzka nie może jednak znieść już nawet nie widoku, lecz słuchu o tem czego dokazać potrafił dziki łotr ukraiński. Płakać się chciało wówczas nad zhańbieniem człowieczeństwa, zgrzytało się zaś później zębami, kiedy rozumni wielcy egoiści ententy rozmawiać zaczęli ze zwierzem, dzikszym od najdzikszego kafra, lecz chytrym, jak plugawy wąż, z okrwawionym opryszkiem, który przeniesiony na bezludną wyspę zdemoralizowałby uczciwie mordujące tygrysy.”


„Ostatecznie pojąć można szał zniszczenia i człowieka, dotkniętego zbrodniczym obłędem, któremu widok pożaru pałacu sprawia sadystyczną rozkosz. Wtedy jednak zaczynają się znów rzeczy niepojęte; ludzi już wymordowano, morderczy szał zaś woła o ofiarę. Wtedy ten syn ziemi, którego po strasznej śmierci ziemia w siebie przyjąć nie zechce, rozwija całą łotrowską pomysłowość i z dworskiej stajni wyprowadza krowę. Nieszczęsne zwierzę zawieszono na drzewie, pod niem zaś rozpalono ognisko i „pańska” krowa, oszalała z bólu, pieczona żywcem, wydaje z siebie rzężenia i jęki potworne ku obłąkanej radości tych ludzi, którzy w „spokojnem” życiu codziennem uważają za obowiązek kopnięcia przy każdem spotkaniu najprzyjaźniejszego psa, pewnie z głuchej wściekłości, że nieszczęsny, ukraiński pies uczciwszą ma duszę.”


„Po tych wszystkich policzkach, po tych potwornych upokorzeniach, których Niemcy nie szczędzili najlepszym wśród Ukraińców, zdawać się, że ludzie ci, haniebnie oszukani, przypomną sobie wieki współżycia i jakieś tam serce się w nich odezwie, jeśli nie stać ich na jasną i jedyną dla nich rację stanu. Nadzieje były liryczne, bo opluci przez Niemców, poszli wyrzynać Polskę do Wschodniej Galicji, razem z Niemcami.”


Kornel Makuszyński powszechnie znany jest z książek dla młodzieży: Szatan z siódmej klasy, Awantura o Basię, O dwóch takich co ukradli księżyc i przede wszystkim Koziołka Matołka, bardzo niewiele osób wie, że napisał również śmiertelnie poważne wspomnienia Radosne i smutne. Opisuje w nich wojnę polsko - bolszewicką, ale również to co się działo podczas rewolucji na Ukrainie, i co jest najbardziej ciekawe, szczególnie dla historyków ale nie tylko, to wydarzenia nie na Ukrainie Zachodniej lecz w samym Kijowie.


Dlaczego te wspomnienia są obecnie niemal zapomniane i nieznane? Z prostego powodu, Makuszyński opisuje zbrodnie dokonywane przez Ukraińców, i to na jedno pokolenie przed tym odpowiedzialnym za wymordowanie Polaków na Wołyniu i Ukrainie Zachodniej a także  za rzezie na Zamojszczyźnie i Chełmszczyźnie. Zbrodnie makabryczne, bo identyczne do tych popełnianych w 1943-1944. Tu nie chodziło o zwykłe zabicie człowieka, celem był zadanie mu jak największych cierpień. Zbrodnie cechował niespotykany w Europie, nigdzie poza Ukrainą sadyzm, sadyzm tak dziki i barbarzyński, że otrzymał własną nazwę gatunkową - Genocidum Atrox. Wspomnienia Makuszyńskiego z tego powodu były nie do przyjęcia dla władz komunistycznych propagujących nierozerwalne więzi przyjaźni polsko - radzieckiej. Po zmianie systemu w Polsce, w odróżnieniu od Katynia, również były nie do przyjęcia dla władz i oficjalnych czynników ponieważ ukazywały prawdę o rzekomym wiecznym i nierozerwalnym braterstwie pomiędzy Ukraińcami a Polakami.


W końcu po 104 latach doczekaliśmy się ich drugiego wydania, tym razem staraniem wydawnictwa “wPrawo” do czego przyczynił się niezłomny Jacek Międlar.


Zbiór opowiadań składa się, z trzech części: wspomnień Po powrocie, Szlakiem zwycięstwa oraz zbioru Cudowna podróż opisującego okres kiedy autor podczas wojny z bolszewikami był marynarzem na kanonierce Warneńczyk. W tym miejscu chciałbym zająć się przede wszystkim pierwszym.


Rewolucja zastała Makuszyńskiego w Kijowie, carska Rosja była krajem dalekim od ideału, lecz propagowany dzisiaj multikulturalizm był w niej czymś normalnym, obok siebie mieszkały różne narodowości, mówiące różnymi językami, mające różne religie i kultury, a mimo to się nawzajem tolerowały. Dlatego to, co zaczęło się dziać w 1918 roku było dla normalnych ludzi czymś niewyobrażalnym.


“Niech mnie dobry, polski Pan Bóg chroni, iżbym miał opisywać to wszystko, na co patrzyły zdumione oczy moje w tych czasach, kiedy zdawało się, że “bogi i ludzie szaleją”. Tylko zawodowy, rutynowy wariat zdołałby to wszystko minione pojąć i ująć w oszalałą całość. Człowiek, który nałogowy wiąże przyczynę ze skutkiem, został zmiażdżony i wytrącony z kolei prawowitego myślenia, pobladł, osłabnął, potem z pogardliwym grymasem człowieka, którego już nic na świecie zdziwić nie potrafi, ze śmiertelnym spokojem filozofa, który poznał tysiąc czterdzieści trzy rodzaje śmierci  patrzył w niebo, które w każdej chwili również mogło oszaleć. Wielu już uczciwych ludzi osiwiało, czytając o tem, co się działo u naszych nieszczęsnych sąsiadów za owych dni, kiedym w roku 1918 w starym, złoconym Kijowie wiódł przez długie dni pogodny dyskurs ze śmiercią na temat: jak umrzeć najwygodniej i bez bólu?”


Makuszyński początkowo z wyrzutem opowiada, jak Warszawiacy traktowali Polaków, którzy cudem uciekli z Ukrainy Wschodniej, uważając że są jednym wielkim problemem.


“Powszechnem było dotąd przekonanie, że świetność Kijowa ukryta jest w Złotej Bramie. Wcale piękne miasto będące pod opieką spiżowego świętego Włodzimierza, który co wieczora rozpala na spiżowym krzyżu, służącym mu jako oparcie, kilkaset elektrycznych lamp, aby było po rosyjsku ładnie; pozatem czuwa nad miastem jakiś święty nieboszczyk w Pieczerskiej Ławrze, któremu z głowy sączy się wiecznie olej. Jest to, jak dotychczas, jedyny człowiek w tamtych stronach z olejem w głowie.”


Problemy w spokojnym Kijowie zaczęły się gdy “nagle piękne miasto zaczęło szarzeć od nadmiernej liczby szarych szynelów bohaterskich dezerterów sprzedających papierosy”.

Szybko w Kijowie zaczęły się napady rabunkowe i morderstwa dokonywane przez żołdactwo.


“Kijów ożywił się nieco dopiero w czasie utworzenia Republiki ukraińskiej i po mianowaniu ministrami kilku studentów uniwersytetu, którzy przerwawszy studia, musieli uczyć się znów, przyzwoitość bowiem wymagała by ukraiński minister nauczył się ukraińskiej mowy, co dotąd nie było w modzie. Trochę tam później wśród tych wybitnych mężów stanu zaszło drobnych nieporozumień, prokurator wołał nadaremnie jednego z ministrów aby ten roztargniony człowiek oddał pięć milionów ohydnie drukowanych ukraińskich pieniędzy, ten jednakże nic mu nie odpowiedział rozumując słusznie, że człowiek, mający pięć milionów, nie będzie gadał z byle kim.”


W zimie od strony stepu naciągnęli bolszewicy i zaczęło się dwutygodniowe bombardowanie miasta. 


“Wszyscy doszli do zrozumienia bardzo prostej strategicznej sytuacji, że część ukraińskich wojsk niezadowolona, strzela z armat do wojsk zadowolonych i chce koniecznie trafić z wielkiej armaty w cały gabinet ministrów, rezydujących w brudnym hotelu Savoy. Taka piękna idea był jednakże wcale trudną do przeprowadzenia, ponieważ granaty, posyłane z za miasta, nie mogły zastać żadnego ministra, wobec czego z prostej wściekłości zawodu mordowały uczciwych ludzi.”


“Broniący bowiem miasta kryli swoje baterie za domami i strzelali ponad dachy za Dniepr, oblegający zaś rozpoczęli wyszukiwanie miejskich gniazd armatnich, tłukąc, gdzie się dało, już bez uwagi na nic.”


Jak widać dzisiejsze lokowanie obiektów wojskowych obok szkół, szpitali, centrów handlowych jest starą ukraińską tradycją wojskową.

W trakcie ostrzału jeden z pocisków trafił w mieszkanie autora, któremu cudem wraz z żoną nic się nie stało.


“Trzynastego zaś dnia pod wieczór zajęto Kijów zbiedzony, wymizerowany, doprowadzony już do ostatniej rozpaczy, głodny, odarty, ze zwisającymi płatami tynku, z czerwonymi ranami na murach, z porwanymi drutami telefonów, odurzony i tej nocy oświetlony pożarem wielu domów, zapalonych przez pociski. Tejże nocy wielu, wielu ludzi widziało boży świat przy świetle tych pożarów po raz ostatni. “Bohaterzy” uciekli, mordowano tedy najniewinniejszych, każdego spotkanego na ulicy mężczyznę, którego ruchy przypominały zmechanizowane ruchy wojskowe, rozstrzeliwano bez sądu, ustawiwszy go pod najbliższym murem. Jakaś straszliwa żądza krwi zalała te ohydne, dzikie mózgi. “Graduszczyj cham” upił się krwią i brodził w niej po kolana, krwiooki, uśmiechnięty paralitycznie, rozjuszony, wściekłe bydlę, urwane z łańcucha, oszalałe w rozpędzie, przed którym padało wszystko bezwolne i bezsilne. Ci zaś z pianą krwi na ustach przed się idący, mordowali haniebnie, ponuro dla rozkoszy mordu i co straszniejsze, zabijali jak złoczyńcy. Po ulicach drętwiały, niezamkniętymi oczyma w niebo patrzące, niezliczone trupy, nagie. Sześć kul w piersi miał człowiek brat jedynie za to, że miał piękne, świecące się buty.”  


“Mordowano młodych i starych. Potulny Słowianin mordował ojca i brata na skinienie rozjuszonej czarownicy. Obok, w cesarskim pałacu rezydowały bolszewickie, rzadko ochrzczone cary.”


“Byłem w tym budynku w dni kilka po wybuchu rewolucji i abdykacji cara, kiedy w pałacu rezydował rewolucyjny komitet kijowski. Był w nim też i jeden Polak, jedyny człowiek, który nie pluł na posadzki i wchodząc zdejmował nakrycie głowy. Reszta wyglądała i zachowywała się serdecznie po ukraińsku.”


“Teraz się po nic lała smugą krew ludzka. Ukrainiec bowiem w ciągu roku dojrzał politycznie i mordował z lubością, z coraz większą wprawą, cieniutki pokost kiepskiej imitacji kultury obmył się we krwi i stanął w bydlęcej swej nagości, śmierdzący wódką i juchtem, zabłocony i opluty, ohydnem zrządzeniem losu podobny jednakże do człowieka. Zwycięski rezun przypomniał sobie dobre czasy, więc nie dość mu było, że zamordował, prawdziwą rozkosz sprawiło mu dopiero wyłupywanie oczów, wycinanie języków, rozpruwanie brzuchów kobiecych. Historia najnieszczęśliwszych ludzi na świecie, Polaków na Ukrainie, Wołyniu i Podolu, potem krwawa opresja Galicji, była wielkim rozszerzeniem ówczesnych historyj kijowskich. Przywykło się w owym czasie do rzeczy strasznych dusza ludzka nie może jednak znieść już nawet nie widoku, lecz słuchu o tem czego dokazać potrafił dziki łotr ukraiński. Płakać się chciało wówczas nad zhańbieniem człowieczeństwa, zgrzytało się zaś później zębami, kiedy rozumni wielcy egoiści ententy rozmawiać zaczęli ze zwierzem, dzikszym od najdzikszego kafra, lecz chytrym, jak plugawy wąż, z okrwawionym opryszkiem, który przeniesiony na bezludną wyspę zdemoralizowałby uczciwie mordujące tygrysy.”


“Tych jednakże rozchełstanych, krwawych upiorów nie zmieni nic nawet za lat tysiąc.”


“Nie zapomnę do końca życia fizjonomii pierwszych ukraińskich bolszewików, którzy weszli do zdobytego Kijowa [...]. Najpierw tedy powiało, jakoby morowe powietrze: to połączone wonie wódki, okropnej machorki, brudu i juchtu. Kałmuckie nosy i oczy chytre, na wsze strony biegające, podejrzliwe, a pożądliwie patrzące, każdy obwieszony pasami nabojów, każdy z karabinem i rewolwerem, który strzela niezmiernie łatwo, jeśli jego wściekłemu panu przyjdzie cokolwiek do zawszonej głowy. Na ich czele zaś, na czele tych nieszczęśliwych, bardzo nieszczęśliwych, starych, chorych na wściekłość głupców ich dowódca: czternastoletni żydek z rewolwerem w każdej ręce. Typowy żydek z kantoru, z binoklami na nosie, kędzierzawy, w ubraniu cywilnem. Chytry i sprytny wiódł tę okropną trzodę na rzeź ich własnych braci i ojców.”


„W szczerze demokratycznych społeczeństwach trudno jest o kaszę, albo o cukier; nigdy jeszcze jednak nie bolała głowa o to, skąd wziąć ministra. Zjawiły się tedy jakoweś nowe chuligany, z których jeden nie umiał wcale pisać, inny umiał czytać tylko z drukowanego, ale miał rewolwer; powstała tedy nowa władza, na widok której najgłupszy nawet prokurator dostawał świerzbu palców.”


„Po kilku dniach, czerń regularna, to jest taka, która była panem życia i śmierci z racji zwycięstwa i zachowywała dość wesołe pozory władzy, pomieszała się z czernią nieregularną, która była panem życia i śmierci z tej racji, że uciekła z kryminałów, źle strzeżonych. Najbystrzejszy jednakże psycholog nie umiałby na pierwszy rzut oka odróżnić jednych od drugich.”


„Obie zaś strony uprawiały z pasją rewizje”

Czyli regularnie okradały mieszkańców.


„Regularni poczęli wycofywać się z Kijowa na wieść o zbliżaniu się głodnego sprzymierzeńca niemieckiego, a w mieście pozostali bandyci. […] Trudno było zresztą zorientować się w tym strasznym, nieszczęśliwym, krwią zalanym świecie kraju, kto kogo chce aktualnie zarżnąć, powiesić i spalić, kto ma prawo kradzieży, kto jest ministrem czynnym, kto zaś z ministrów już siedzi na kryminalnej wilegiaturze.”


„Najdzikszy, Indianin z plemienia Siouxów nie zarżnie z taką wrodzoną wprawą człowieka, jak to uczynić umie Tyrolczyk Wschodu.”


„W całym tym nieszczęśliwym kraju nastał „dzień gniewu i klęski”. Ze wszystkich zakątków, ze wszystkich dróg i gościńców waliły się rozkrzyczane wieści bieżały rozełkane echa, gonił płacz i krwią napęczniały jęk: ukraińska dzicz morduje cywilizację. Nad tą ziemią bogatą i śliczną, zapanował zwierz, nie tylko morderczy, lecz złośliwy, ohydnie złośliwy, dla którego na ziemiach cywilizowanych miejsca być nie powinno. Straszliwy rezun, wnuk Gonty i Żeleźniaka, a krewny paryskich dyplomatów, mordował szlachcica, bo uważał to za przykazanie swoje główne, mordował jego żonę, bo ta urządziła mu szpital, a kiedy dziki zwierz ukraiński skaleczył się w lesie przy kradzieży drzewa, opatrywała mu dobrymi rękami ranę, rozcinał brzuchy panienkom ze dworu, bo uczyły czytania młodych rezunów i głaskały je po wszawych głowach. Kiedy wymordował wszystkich, wtedy rabował dom wedle swojej metody, nie wiedział co czynić z jakimkolwiek sprzętem, więc go rozbijał siekierą, podpaliwszy starą bibliotekę, aby mu było widno wśród walpurgicznej nocy, z pasją tłukł zwierciadła, darł obrazy, wyrywał posadzki, tłukł marmury. Jednakże niczego nie palił z taką lubością, jak książki. Ta krwawa imitacja człowieka miała przed zbiorem książek jakiś niesamowity, niepojęty lęk.”


„Zdumiałby się członek paryskiego towarzystwa geograficznego, który ze zgrozą wspomina o tem, jak w czternastym wieku Nowozelandczycy powiesili misjonarza, kobiety wyłupiły mu oczy i zjadły mózg. Rzeczy okropniejsze działy się w środku Europy w 1918 roku. Popełniał je człowiek na pół cywilizowany, po namyśle, po przygotowaniach, z lubością i rozkoszą, chytry i czający się za węglem, lecz ohydny w swojej psiej pokorze, jeśli został rozbrojony; wtedy pada na kolana i całuje nogi i Boga woła na świadectwo, że jest niewinny. Taka jest dziwna plugawa podłość w tym strasznym rezunie, że zbrodniarz, schwytany lecz hardo idący na szubienicę, jest wobec niego, jak bohater wobec wściekłego psa.”


„Ostatecznie pojąć można szał zniszczenia i człowieka, dotkniętego zbrodniczym obłędem, któremu widok pożaru pałacu sprawia sadystyczną rozkosz. Wtedy jednak zaczynają się znów rzeczy niepojęte; ludzi już wymordowano, morderczy szał zaś woła o ofiarę. Wtedy ten syn ziemi, którego po strasznej śmierci ziemia w siebie przyjąć nie zechce, rozwija całą łotrowską pomysłowość i z dworskiej stajni wyprowadza krowę. Nieszczęsne zwierzę zawieszono na drzewie, pod niem zaś rozpalono ognisko i „pańska” krowa, oszalała z bólu, pieczona żywcem, wydaje z siebie rzężenia i jęki potworne ku obłąkanej radości tych ludzi, którzy w „spokojnem” życiu codziennem uważają za obowiązek kopnięcia przy każdem spotkaniu najprzyjaźniejszego psa, pewnie z głuchej wściekłości, że nieszczęsny, ukraiński pies uczciwszą ma duszę.”


„Cała ziemia ukraińska spłynęła męczeńską krwią; płynęła ona po pochyłych ulicach Kijowa, wsiąkała w pszeniczną ziemię wsi, w każdej zaś tliły zgliszcza odwiecznych, dobroczynnych siedzib ludzkich. Bóg się skrył w chmurach, a ziemia bez Boga oszalała, zalana łzami.”


„Wszystko to odbywało się na tle idiotycznego politycznego rozdziału, bo Kijów zajęli ukraińscy bolszewicy, reszta kraju była w mocy Ukraińców wolnościowców. Był to rozdział farsowy, w który dotychczas wierzą tylko ludzie, tak beznadziejnie naiwni jak dyplomaci. Tu i tam mordował ten sam zwierz. Cała Ukraina przepojona jest bolszewizmem, a o nomenklaturę sprzeczają się tylko łotry naczelne, dowódcy rezunów. Jedną ten kraj ma duszę zarażoną wścieklizną, która czasem dla politycznego szachrajstwa udaje podział na „szlachetną” i na bolszewicką. Chłop ukraiński, fachowy bolszewik i niefachowy bolszewik, morduje wedle tej samej metody i wedle tego samego hasła. Hasłem jest zniszczenie wszystkiego co polskie, zniszczenie aż do fundamentów. Agitator tłumaczył chłopu, że przede wszystkiem należy zrównać z ziemią dom pański, pan bowiem nie mając do czego powrócić, nie powróci.

W tem była metoda, reszta należała do nadzwyczajnych przyjemności. Jedną z najkapitalniejszych było rozbijanie gorzelni, to już było więcej niż przyjemność, to było dumne narodowe święto. Tysiączna czerń otaczała gorzelnie, drżąca i niecierpliwa, w szlachetnym tłumie nie brakło nikogo, był tam ślepy stuletni starzec i trzyletnie dziecko. […] Lud ukraiński lubi jednakże rzeczy efektowne i niecodzienne. Każdy z tych bandytów, napełniwszy naczynie nie odchodził lecz pił na miejscu. Piły kobiety, pili do nieprzytomności starzy i młodzi. Dzieci wiły się w konwulsjach. Jeden drugiego darł za włosy i kąsał.”


„Kiedyś, jakiś nowy Szewczenko, opisze w balladzie tych męczenników idei, którym chytry Lach spreparował wódkę, aby się w niej spalili na węgiel. I jakiś nowy Wyspiański, rozpamiętując owe dni, z których następny był bardziej od poprzedniego krwawy, napisze owe polskie: „myśmy wszystko zapomnieli…”


„Każdy szał przemija – przeminie tedy i ten. Dziki człowiek z ukraińskiego stepu, w nędzy swojej duchowej i z głodu umierający na najżyźniejszej ziemi świata, pojmie może w niesłychanym trudzie, że się stało za jego sprawą coś strasznego, że krwawemi rękami zabił duszę swojej ziemi, zamęczywszy ludzi i zwierzęta, splugawiwszy ziemię, poraniwszy drzewa.

I znowu trzeba będzie zapomnieć wszystko i znowu trzeba będzie budować ochronki i szpitale w imię świętego ducha polskiego, który zawsze „wszystko zapomina”.


„Petlura zwąchał się z Niemcami i wiedzie ich do Kijowa na pohybel braciom bolszewikom ukraińskim. Pobiło się dwóch małych bandytów detalistów i zawołało trzeciego, grosistę aby ich rozsądził. Stary bandyta był bardzo głodny, więc usłuchał wezwania bez namysłu. Bohaterscy bolszewicy, porwawszy, co się tylko unieść dało, cofnęli się za Dniepr.

A jednego plugawego wieczora, weszli do miasta Niemcy, ku największej przede wszystkim radości Żydów, najmędrszego szczepu na świecie, gdyż nigdy się nie smuci, a cieszy się z jednym wyjątkiem zawsze. Kiedy gabinet ukraiński, dzierżąc w rękach hajdawery kozackie, uciekał z Kijowa, Żydzi się cieszyli. Kiedy potem wchodzili bolszewicy, Żydzi się cieszyli. Kiedy wchodzili Niemcy, Żydzi się cieszyli. Kiedy wejdą do Kijowa Polacy – Żydzi się nie ucieszą.”


„Na ogół ogarnął mołojców niebywały zapał, kiedy nazajutrz urządzili Niemcy pod starym, przepięknym soborem Św. Zofii paradę wojskową, gdzie po pokazaniu rezunom uprzejmych fizjognomii generalskich, ukazano im również stalowe kły karabinów maszynowych.”


„Uprzejmości trwały niesłychanie krótko, zresztą były to uprzejmości w stylu mocno drwiącym. Zaproszony na ukraiński obiad niemiecki przyjaciel uważał Ukraińca za coś niesłychanie mało podobnego do człowieka, że nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Trzeba było Niemcom zboża, brali zboże, trzeba było cukru – brali cukier i długie, nieskończone pociągi woziły to wszystko do Niemiec, z radości wyjących, że głupi, straszliwie głupi Słowianin pobił się w domu.”


„Niemiecki przyjaciel przestał się wtedy uśmiechać, otoczył kilka wsi żelaznym pierścieniem i z karabinów maszynowych, na świadectwo wiernego przymierza, wystrzelał chłopów, baby i dzieci, spalił wszystko do cna i zadowolony patrzył na efekt.

Przetarł oczy krwawy rezun i pomyślał w zalękłej duszy, że przecież ten Polak ze dworu, to był zacny człowiek. Strach go obleciał ohydny, więc się przyczaił i słuchał niemieckiego rozkazu, jak pokorny pies, nad którym wisi okrutnie nielitościwy bat. W haniebnej swojej przewrotnej małości nieszczęśliwi ci ludzie, bici i rozstrzeliwani, mścili się bardzo rzadko, kiedy się bezkarna do tego nadarzyła sposobność. Tu i ówdzie zginął niemiecki żołnierz, pochowany gdzieś w gnojówce, tu i ówdzie ktoś strzelał do patrolu.”


„Po tych wszystkich policzkach, po tych potwornych upokorzeniach, których Niemcy nie szczędzili najlepszym wśród Ukraińców, zdawać się, że ludzie ci, haniebnie oszukani, przypomną sobie wieki współżycia i jakieś tam serce się w nich odezwie, jeśli nie stać ich na jasną i jedyną dla nich rację stanu. Nadzieje były liryczne, bo opluci przez Niemców, poszli wyrzynać Polskę do Wschodniej Galicji, razem z Niemcami.”

Okładka książki Kornel Makuszyński: Radosne i smutne

コメント


Kontakt

Thanks for submitting!

© 2023 by Train of Thoughts. Proudly created with Wix.com

bottom of page