Celem napisania książki było ukazanie zbieżności ideologii neoliberalnej reprezentującej interesy międzynarodowego kapitału finansowego z dzisiejszymi nurtami marksistowskimi i neomarksistowskimi. Dla jednej i drugiej ideologii wrogiem są pojęcie narodu, państwa narodowego i klasy średniej. Wielomski zwraca uwagę, że obecni neomarksiści nie przypominają dawnych przywódców partii komunistycznych, dzisiaj to „sprawnie posługujący się piórem ideolodzy globalizacji i globalizmu, którzy poszli na kolaborację z wielkim kapitałem”.
Jestem jednak tą książką rozczarowany. Już we wstępie Wielomski podważa pojęcie marksizmu kulturowego, podważa powiązanie z nim ruchów aborcyjnych, feministycznych i reprezentujących mniejszości rasowe. Idzie dalej wyśmiewając dr Rozwadowskiego za to, że napisał książkę o jego zdaniem wymyślonym marksizmie kulturowym.
Wielomski przypomina w tym miejscu Kołodziejczaka krzyczącego: „Cicho !!!, cicho!!! Ja.. mówię.” Ja wiem, że Wielomski swoim zdaniem jest jedynym we wszechświecie specjalistą od prądów ideologicznych ale w ten sposób zachowuje się tak samo, jak ci, którzy jego atakują.
Teza Wielomskiego o tym, że nie ma czegoś takiego jak marksizm kulturowy i brak powiązań z agresywnymi lewackimi ideologiami, wskazuje albo na brak wiedzy Wielomskiego albo specjalne fałszowanie rzeczywistości.
Nie chce mi się wierzyć, że nie słyszał o komunistycznej Szkole Frankfurckiej, że nie słyszał o Georgy Lukacs, którego zdaniem aby rewolucja się dokonała najpierw trzeba unicestwić stare wartości a na ich miejsce stworzyć nowe. Lukacs jako ludowy komisarz ds. kultury w rządzie Beli Kuna w ramach terroryzmu kulturalnego wprowadził do szkół program edukacji seksualnej, dzieci uczono o wolnej miłości, stosunku seksualnym, nieaktualności monogamii i bezsensowności odbierającej człowiekowi przyjemności religii.
Kolejnym marksistą był Antonio Gramsci, który w 1922 roku uciekł do ZSRR. Na miejscu zauważył, że Rosjanie komunizmu nienawidzą a posłuszeństwo jest egzekwowane jedynie terrorem. W wyniku tego doszedł do wniosku, że to religia spowodowała, że Rosjanie nie nawrócili się na komunizm, więc aby zwyciężyć, marksiści muszą najpierw zdechrystianizować Zachód. Po powrocie do Włoch, w napisanych w więzieniu „Notatkach więziennych” przedstawił plan działania. Aby zdobyć władzę, marksiści muszą zmienić kulturę, lecz aby tego dokonać należy przeprowadzić „długi marsz przez instytucje”. Trzeba przechwycić sztukę, kino, szkoły, uczelnie, seminaria, media. Każde z nich musi stać się agenturą rewolucji. Jego przesłanie brzmiało: „Po pierwsze kultura, durnie !!”
W 1923 roku Lukacs i inni niemieccy komuniści założyli na Uniwersytecie Frankfurckim Instytut Marksizmu, który nazwali Instytutem Badań Społecznych. Jak pisze von Mises został on sfinansowany przez bardzo bogatego Żyda. Wkrótce stał się on znany jako Szkoła frankfurcka. W 1930 roku jego kierownikiem stał się Max Horkheimer pod którego kierownictwem nastąpiły zmiany. Dla pierwotnych marksistów wrogiem był kapitalizm, dla nowych marksistów była nim zachodnia kultura. Nie zakładali oni zdobycia władzy siłą, na jej miejsce wstawiali długoletnią pracę. Celem miał być upadek wiary chrześcijańskiej, aby do tego doszło najpierw miały być opanowane instytucje kultury i edukacji.
Do Szkoły Frankfurckiej przyłączyli się Teodor Adorno, Erich Fromm i Wilhelm Reich. Gdy w 1933 roku do władzy doszedł Hitler, Szkoła Frankfurcka uciekła do Ameryki.
Narzędziem do ataku na kulturę zachodnią miała być Teoria Krytyczna, jest to „niszczycielski krytycyzm wobec wszystkich głównych elementów zachodniej kultury, łącznie z chrześcijaństwem, kapitalizmem, władzą, rodziną, hierarchią, moralnością, ograniczeniami w sferze seksualnej, lojalnością, patriotyzmem, nacjonalizmem, dziedzicznością, konwenansami i konserwatyzmem”. Dla Szkoły Frankfurckiej największymi przestępcami była klasa średnia a wylęgarnią faszyzmu rodziny patriarchalne. Zdaniem Adorno „podatność na faszyzm jest najbardziej charakterystyczna dla klasy średniej, zawiera się ona w jej kulturze”.
Horkheimer i Adorno zrozumieli jeszcze jedną istotną sprawę; drogą do zdobycia hegemonii kulturowej nie są dyskusje filozoficzne lecz formowanie psychologiczne. Trzeba tak wychować dzieci w szkole, aby odrzuciły przekonania swych rodziców jako rasistowskie, seksistowskie, homofobiczne i przyjęły nową moralność. W szkole mniej ważna jest nauka faktów oraz konkretnych umiejętności, najważniejsze jest to, aby opuszczając szkołę uczniowie byli odpowiedni ukształtowani.
W latach 50-tych jednym z liderów Szkoły Frankfurckiej stał się Herbert Marcuse, były oficer amerykańskiego wywiadu. Jego zdaniem rolę proletariatu obecnie miały pełnić mniejszości: feministki, czarni, homoseksualiści, ludzie aspołeczni. Na społeczeństwo powinno się oddziaływać za pomocą seksu i narkotyków. Główną zasadą miała być Zasada Przyjemności.
Najważniejszym celem dla marksistów kulturowych zawsze była likwidacja rodziny.
Serio Wielomski tego wszystkiego nie wie? I w dodatku wyśmiewa wszystkich, którzy o tym piszą?
Te ruchy nie wyrosły z lewicującego liberalizmu a nawet jeśli wyrosły to bardzo szybko zostały przycięte na odpowiedni wzorzec przez marksistów kulturowych o czym jeden z nich, czyli Marcuse pisze wprost.
Wielomski pisząc dalej zajmuje się liberalizmem. Twórcy liberalizmu to John Locke, Adam Smith, David Rickardo i inni. Wszyscy byli leseferystami czyli zwolennikami pełnej wolności gospodarczej. Opisując sytuację polityczną Niemiec po zjednoczeniu, twierdzi, że dominującym prądem politycznym był program liberalno-nacjonalistyczny, natomiast będący bliżej wydarzeń zarówno czasowo jak i geograficznie von Mises pisze, że właśnie liberalizm w Niemczech poniósł klęskę, przestał odgrywać jakiekolwiek znaczenie, a ster przejął dziwaczny sojusz socjalizmu z nacjonalizmem.
Snując dalej swoje rozważania stwierdza, że Anglosasi byli leseferystami do wielkiego kryzysu w roku 1929. W tym miejscu dochodzimy do kolejnego słabego punktu tej książki. Wielomski wielokrotnie pisze, że nie ma pojęcia o ekonomii, mimo tego stwierdzenia cały czas o niej pisze i zajmuje określone stanowisko. Pisze o sobie: „Autor tej książki nie jest ani ekonomistą, ani historykiem ekonomii”.
Niestety muszę przyznać mu rację, o ekonomii nie ma zielonego pojęcia, nie rozumie podstawowych zagadnień ekonomicznych a poziom jego wiedzy w tej kwestii jest na poziomie sztancowych podręczników. W przypadku Wielkiego Kryzysu kompletnie nie rozumie jego przyczyn, nie rozumie skutków interwencjonizmu zarówno Hoovera jak i Roosevelta a jedyne co wie to powtarzanie komunałów Keynesa o braku konsumpcji z powodu braku kredytów.
Wielomski jest piewcą keynesizmu, który polega na ciągłej ekspansji kredytowej i generowaniu inflacji w celu zmniejszenia realnych płac. Efektem tego podejścia jest obecna katastrofa finansów publicznych całego świata, ogromne zadłużenie i wzrastająca pauperyzacja klasy średniej. Zaskakujące, że Wielomski tego nie wie. Zasad Keynesa nie nadużyli socjaliści, te zasady są błędne w swej istocie.
Idąc dalej widać, że Wielomski ewidentnie myli działania leseferystów z działaniami obecnych wielkich korporacji, nie znosi ich ponieważ chcą zlikwidować narodową politykę ekonomiczną, pochwala protekcjonizm i nacjonalizm gospodarczy. Gdyby pogłębił swoją wiedzę ekonomiczną to dowiedziałby się, że to właśnie protekcjonizm spowodował katastrofalne pogłębienie i wydłużenie Wielkiego Kryzysu, a leseferyzm nie ma nic wspólnego z globalizmem. Gdyby natomiast poczytał Suttona to dowiedziałby się, że korporacje uwielbiają wszelki interwencjonizm i protekcjonizm, gdyż monopole państwowe i regulacje pozwalają im się szybko rozwijać. O czym zresztą pisze von Mises i Hayek.
Jako wroga upatrzył sobie szkołę austriacką w postaciach Friedricha von Hayeka, Ludwiga von Misesa oraz szkołę chicagowską w postaci Miltona Friedmana. Jego zdaniem oni wszyscy „są dziś uważani za ojców założycieli neoliberalizmu”. Większej bzdury dawno nie czytałem. Po pierwsze, szkoła austriacka z chicagowską nie ma nic wspólnego, mają zupełnie inne wizje odnośnie teorii pieniądza. Po drugie, szkoła austriacka jest ignorowana przez wszystkie oficjalne czynniki ponieważ w kwestii pieniądza krytykuje ekspansję kredytową, potępia inflację i obwinia keynesistów o wywoływanie kryzysów.
Kolejną bzdurę możemy przeczytać zaraz na początku kolejnego rozdziału. Jak pisze Wielomski „Jak już wspomnieliśmy, keynesizm nigdy nie zdominował w pełni nauk ekonomicznych”. Właśnie, że niestety tak. Cała obecna polityka ekonomiczna prowadzona przez rządy, cała polityka monetarna prowadzona przez banki centralne, cała nauka ekonomii prowadzona na uczelniach jest oparta tylko i wyłącznie na keynesizmie.
Autor ewidentnie nie rozróżnia szkoły austriackiej od szkoły chicagowskiej, dla niego to praktycznie jedno i to samo, a nienawidzi ich dlatego, że krytykują wielbiony przez niego aczkolwiek też mu nie znany keynesizm i państwowy interwencjonizm (etatyzm). Wielomski dokonuje tu swoistego salta ideologicznego atakując tych, którzy byli z gruntu przeciwni takim działaniom jak obecnie podejmuje rzekomo krytykowana przez niego UE a broniąc tych, na których wzoruje się obecna UE. Pytanie, które w tym miejscu trzeba zadać, to czy rzeczywiście Wielomski ma aż tak podstawowe braki w wiedzy czy raczej robi to specjalnie, wzorem dawnych komunistów, czy też może Wielomski reaguje paranoicznie na każde zdanie mające w swym składzie termin liberalizm.
Krytykując pracę von Misesa, Wielomski używa prymitywnej i infantylnej argumentacji, że Hitler napadł w 1939 r. na Polskę, bo w 1880 r. Bismarck wprowadził emerytury w Niemczech. Wielomski reprezentuje postawę typowego lewaka, który zamiast rzeczowej argumentacji stara się ośmieszyć adwersarzy. Nie rozumie również samej książki „Rząd wszechmogący”. Ludwig von Mises był ekonomistą więc zajmował się stricte ekonomią, niestety Wielomski nie potrafi znieść tego, że von Mises łączy nacjonalizm z protekcjonizmem. Ja wiem, że to może trudno zrozumieć, ale nie wszyscy non stop ględzą o świadomości narodowej. Również opisując pracę noblisty Hayeka, widać, że Wielomski nie bardzo ją zrozumiał. Wbrew temu co pisze, von Mises jasno i logicznie wskazuje na przyczyny różnic w socjalizmie bolszewickim a niemieckim za Hitlera. W Rosji z powodu autarkii wprowadzili komunizm, w Niemczech z powodu braku samowystarczalności wprowadzono zwangswirtschaft czyli gospodarkę wymuszoną. Von Mises ani Hayek, wbrew temu co pisze nie postulują zniesienia państw narodowych, lecz konsekwentnie opowiadają się za pełną wolnością gospodarczą. Ludzie wybiorą te państwo gdzie im się będzie lepiej żyć, nikt nie chce mieszkać w państwie – poprawczaku. Nie bardzo rozumiem co się Wielomskiemu nie podoba w świecie opisywanym przez von Misesa: prywatna własność środków produkcji, równość wszystkich mieszkańców wobec prawa, brak granic, wojna przestaje się opłacać więc zanika, ludność ma pełną wolność do samookreślenia, nie ma barier handlowych, jest swobodny przepływ pracowników i towarów. Co w tym świecie jest złe?
To czego nie może znieść Wielomski to, to, że „takiemu państwo nie wolno realizować celów ogólnospołecznych, strzec dobra wspólnego czy interesu narodowego”. Pytanie co to są cele ogólnospołeczne, dobro narodowe czy interes narodowy? Historia uczy nas, że te trzy idee były bezczelnie wykorzystywane przez rządzących do tresowania własnych narodów.
Idąc dalej Wielomski ponownie dokonuje przekłamania książek Hayeka i von Misesa pisząc, że postawili oni znak równości między gospodarką III Rzeszy i Związku Radzieckiego. Przecież obydwaj a szczególnie von Mises cały czas podkreślają różnice pomiędzy gospodarką narodowych socjalistów a bolszewików. Wielomski nadal mentalnie tkwi w dawnej epoce, krytykując Hayeka za to, że uważał, że III Rzesza i ZSRR mimo dogłębnych różnic ideologicznych, były identyczne jako typ państwa. Serio to tak ciężko zauważyć?
Idąc dalej Wielomski krytykuje to, że von Mises uważa narodowy socjalizm za socjalizm rasistowski, a komunizm za socjalizm klasowy. Przecież nawet Yuval Harari wyróżnia dwa rodzaje humanizmu: ewolucyjny i socjalistyczny. I co by Wielomski nie napisał, von Mises ma rację pisząc, że każdy socjalizm jest taki sam: etatystyczny, antywolnościowy i nacjonalistyczny.
Pisząc dalej znowu przekręca tezy Austriaków, gdy oni rzeczywiście piszą, że każdy socjalista jest kolektywistą, to teza, że każdy socjalista „ostatecznie staje się nacjonalistą” jest ideą dodaną przez Wielomskiego.
Wielomski oskarża zarówno Hayeka jak i von Misesa o skłonność do symplifikacji czyli uproszczenia i uogólnień, jednak to właśnie on dokonuje skrajnej symplifikacji opisując ich poglądy. W żadnym miejscu Austriacy nie stawiają znaku równości pomiędzy nazistowskim zwangswirtschaft a całkowicie znacjonalizowaną gospodarką ZSRR, wręcz przeciwnie podkreślają występujące pomiędzy nimi różnice. Czytając dalej książkę znowu widzimy braki wiedzy autora w przypadku rooseveltowskiego New Deal, serio nie rozumie krytyki interwencjonizmu pogłębiającego kryzys gospodarczy?
Opisując politykę keynesowską powtarza komunały, że dodruk pieniądza pozwala sztucznie podnieść płace w sektorze publicznym, co pozwala na zwiększyć zamówienia rządowe i załatać deficyty budżetowe kosztem rentierów. Wielomski w ogóle nie rozumie jak widać cykli koniunkturalnych, hossy i bessy, nie rozumie istoty i przyczyn inflacji, ponownie miesza poglądy Austriaków domagających się waluty opartej na złocie z poglądami monetarystów z Chicago, dodatkowo doklejając do tego Balcerowicza aby wzmocnić siłę rażenia wywodu.
Na kolejnych stronach znowu pada infantylny argument mający ośmieszyć Austriaków: „Skoro neoliberałowie tak często krytykują Hitlera i nazizm, to niech nam wytłumaczą na jakiej podstawie twierdzą, że konsument w sklepie zachowuje się całkowicie racjonalnie, gdy ten sam człowiek, już jako konsument polityczny (wyborca) oddaje głos na NSDAP. Ludzie są albo racjonalni w każdej sferze, albo bywając nieracjonalni zarówno w akcie wyborczym, jak i w akcie kupna towaru.”
Otóż nie. Aż wstyd, że autor o tym nie wie. Ludzie są racjonalni w sklepie i skrajnie nieracjonalni przy urnach. Cóż, wypadałoby znać „Mit racjonalnego wyborcy” Bryana Caplana.
Pisząc o monopolach Wielomski ponownie zdaje się nie znać dobrze książek von Misesa i Hayeka. Czytając „Sojusz ekstremów”, nie sposób nie zauważyć, że Wielomski jest zwolennikiem tego systemu, który krytykują Austriacy, z jego wywodów widać, że marzy mu się socjalizm połączony z nacjonalizmem. Oczywiście nie pisze tego wprost, ale cały czas przewijają się w tle wątki zarówno socjalistyczne jak i nacjonalistyczne, podlane gęsto keynesizmem, z drukiem pieniądza bez pokrycia.
Następnie żeby już całkiem zdewaluować poglądy Austriaków, pojawia się wątek z neokolonializmem, z CIA i podporządkowaniem sobie Ameryki przez kapitał amerykański. Jest to całkowite przeinaczenie poglądów von Misesa i Hayeka. I już na odlew przywalił von Misesowi oskarżeniem o rasizm. Lewacy chcąc zdyskredytować przeciwników oskarżają ich o faszyzm, Wielomski idąc tą drogą wyciągnął wątek rasistowski, przy okazji co rusz przypomina, żeby czytelnik przypadkiem nie zapomniał, że von Mises był Żydem, uderzając w nutę antysemityzmu.
Idąc dalej Wielomski znowu dokonuje konfabulacji i oskarża Hayeka.
„Hayek nie pisze tego wprost, ale w istocie jest zwolennikiem wolnorynkowej władzy dyktatorskiej sprawowanej w imieniu narodu, chociaż wbrew woli rzeczywistych ludzi” i w tym miejscu łączy Hayeka z Pinochetem.
Nie rozumiem, jak Wielomski sobie wyobraża „wolnorynkową władzę dyktatorską” w sytuacji braku granic i swobodnego przepływu zarówno ludzi jak i dóbr. Na drugi dzień po wprowadzeniu takiej władzy, w tym kraju nie byłoby ludności.
Wielomski tak bardzo nienawidzi libertarianizmu, że nie waha się przed bezpodstawnym łączeniem go z globalizmem, nazizmem a nawet z Pinochetem.
William Easterly w „Tyranii ekspertów” opisuje poglądy dwóch noblistów w dziedzinie ekonomii, Friedricha Hayeka i Gunnara Myrdala. Spór pomiędzy nimi to spór pomiędzy indywidualizmem i wolnością jednostki (gospodarczą, nie seksualną), a kolektywizmem i podporządkowaniem jednostki rzekomym interesom ogółu. Zdaniem Hayeka „prawa jednostki są zarówno celem samym w sobie, jak i sposobem, w jaki społeczeństwa uciekną od ubóstwa do dobrobytu”. Z kolei dla Myrdala, drogą do postępu były „regulacje poparte przymusem to znaczy nakładanie na ludzi obowiązków i wspieranie ich egzekwowania siłą”.
W obecnym świecie wizje Myrdala zwyciężyły, koncepcja białej karty odrzucała naukę na bazie historii głosząc, że społeczeństwa są całkowicie plastyczne i podatne na zmiany. Myrdal jak wszyscy kolektywiści nienawidził tradycyjnej rodziny, dzieci jego zdaniem powinny być wychowane przez państwo. Przyjmując ideę inżynierii społecznej, odrzucał wszystkie instytucje niezależnie od tego czy działają czy nie. Żeby to się udało, należało bezwzględnie podporządkować jednostkę autokratycznej władzy. Propagując podporządkowanie mniejszości etnicznych autorytarnej władzy, Myrdal nie wziął pod uwagę, iż wzmocni to nacjonalizm i nietolerancję. Zauważył to jednak Hayek, który dodatkowo zwrócił uwagę na to, że nacjonalizm jest pożyteczny dla autokratów, również nienawidzących grup nienarodowych, przeszkadzających w konsolidacji władzy. Nic tak nie konsoliduje grupy jak kontrast my – oni. Hayek dodatkowo zauważył, że mniejszości etniczne są bardzo podatne na nienawiść nacjonalistyczną szczególnie w biznesie i finansach.
„Cel narodowy po prostu posłużył do przykrycia faktu, iż niektóre cele pewnych grup zostały osiągnięte kosztem celów innych grup.”
W sytuacji konfliktu pomiędzy celami jednostki a państwa, dla Hayeka najważniejsza była jednostka, dla Myrdala „ugięte niepiśmienne masy mogą być pobudzane przez nacjonalistyczne apele.”
„Hayek był skandalicznie szczery, jeśli chodzi o niezdolność ekspertów do świadomego zaprojektowania społeczeństwa.”
W swoim odczycie noblowskim Hayek powiedział:
„W naukach o człowieku to, co powierzchownie wygląda jak najbardziej naukowa procedura, jest często najbardziej nienaukowe, a poza tym w tych dziedzinach istnieją określone granice tego, czego możemy oczekiwać od nauki.”
Zdaniem Hayeka „Nasza wiedza jest niewystarczająca nawet do tego, by zrozumieć, kto powinien być ekspertem, ponieważ rzadko kiedy wiemy, kto z nas wie najlepiej”.
Myrdal w pełni popierał planowanie, pod postacią którego rozumiał technokratyczne podejście od rozwoju, w ramach którego współdziałać mieli eksperci z Banku Światowego, agencji międzynarodowych, prywatne fundacje, firmy doradcze, niezależni socjologowie, dziennikarze i politycy.
Hayek potępił z kolei „arogancję pewnej grupy ludzi za to, że rościli sobie prawo do decydowania o tym, co ludzie powinni myśleć lub w co wierzyć. Brak sprzeciwu wytworzyłby stagnację myśli i upadek rozumu.”
Na jakiej podstawie więc Wielomski pisze takie wierutne bzdury, że „Hayek nie pisze tego wprost, ale w istocie jest zwolennikiem wolnorynkowej władzy dyktatorskiej sprawowanej w imieniu narodu, chociaż wbrew woli rzeczywistych ludzi”. To jest kolejny raz, kiedy Wielomski wykazuje duże braki wiedzy.
Dalej, wbrew temu co pisze Wielomski, wolność gospodarcza nie zagraża klasie średniej, ona zagraża wszelkim pasożytom społecznym, warstwie żyjącej na koszt pracujących, zagraża również intelektualistom. Wszyscy ci ludzie musieliby dać się do roboty. I w tym miejscu Wielomski ma rację pisząc:
„Mamy tutaj na myśli urzędników, nauczycieli, drobnych przedsiębiorców, rzemieślników, prawników – słowem wszystkich tych, którzy są zadowoleni ze swojego statusu, z osiągniętego poziomu życia, z kariery zawodowej, a którym neoliberałowie nagle każą porzucić stabilne życie i udać się na łowy na neoliberalnym rynku, gdzie większość straci, aby nieliczni zyskali bardzo dużo.”
To jest właśnie to, co Hayek nazywa „prawem powszechnego ciążenia ku socjalizmowi”.
Wielomski następnie atakuje Austriaków o teoretyzowanie i brak danych empirycznych.
„Pracując nad tym rozdziałem, ze zdumieniem stwierdziłem, że takich rozpraw nie ma. W tych książkach nie ma liczb przedstawiających wysokość bezrobocia, produkcji przemysłowej, wzrostu czy spadku bezrobocia, nie ma ilościowych rezultatów badań. Dlatego mamy olbrzymie wątpliwości co do tego, czy Mises, Hayek i Friedman rzeczywiście są ekonomistami, a nie twórcami mętnej metafizyki ekonomicznej, zrodzonej z namysłu teoretycznego i oderwanej od realiów.”
Po pierwsze Wielomski raz kolejny pokazuje swój brak wiedzy. Szkoda, że nie przeczytał pracy Murray’a Rothbarda „Wielki kryzys w Ameryce”, po pierwsze zobaczyłby konkretne dane liczbowe po drugie może by w końcu zrozumiał jakie były przyczyny Wielkiego kryzysu. Po drugie w odróżnieniu od niego, Hayek ma jednego nobla więcej, o którym Wielomski może jedynie pomarzyć, a po trzecie Hayeka, von Misesa i Friedmana znają wszyscy a Wielomskiego niestety bardzo wąskie grono sympatyków i studentów.
W dalszej części następuje krytyka neoliberalizmu reprezentowanego przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Tutaj autor cytuje byłego doradcę Banku Światowego, Josepha Stiglitza.
Pierwszym zagadnieniem jest antyrozwojowy monetaryzm. Stiglitz pokazuje, że MFW nie dba o rozwój gospodarczy państw, którym udziela pomocy finansowej, a następnie zmusza do zastosowania jego rujnujących zaleceń. Przykładem była Polska w okresie rządów Balcerowicza i Rosja za Jelcyna. Działanie MFW jednak to nie problem neoliberalizmu gospodarczego lecz zarówno MFW jak i Bank Światowy są ramieniem działania USA i reprezentują interesy tego kraju. Jak ten mechanizm działa naprawdę opisuje John Perkins w swoim bestsellerze „Hitman. Specjalista od brudnej roboty.”
Również w przypadku liberalizacji rynków finansowych działania MFW reprezentują stricte interesy USA. Wolny rynek jest tutaj tylko pretekstem do wejścia amerykańskiego kapitału spekulacyjnego na nowe rynki. Wielomski ponownie w tym miejscu miesza dwa różne zagadnienia zdając się nie rozumieć prostych zjawisk ekonomicznych. Atak spekulantów na papiery wartościowe danego kraju, ratowane następnie przez jego bank centralny a po wyczerpaniu środków przez kredyty przyznane przez MFW nie ma nic wspólnego ze zdaniem Harveya, „definiującym różnicę pomiędzy klasycznym liberalizmem a neoliberalizmem w sposób następujący: w liberalizmie tradycyjnym, gdy bank pożyczył pieniądze, to czynił to na swoje ryzyko. Jeśli państwo ogłosiło bankructwo i niewypłacalność, to była strata banku. W systemie neoliberalnym to kredytobiorcy są zmuszani, siłami państw i organizacji międzynarodowych do pokrywania kosztów spłaty długów.”
„Neoliberalizacja oznaczała więc, krótko mówiąc , finansjeryzację wszystkiego. Umocniła dominację finansów nad innymi sferami gospodarki, a także nad samym aparatem państwowym.”
Mogę w tym miejscu tylko napisać, że gdyby zgodnie z zaleceniami Austriaków, nie było banków centralnych a w szczególności FED, gdyby waluty musiały być oparte o złoto i nie następowała niepohamowana kreacja pieniądza niemożliwe byłoby powstanie kapitału spekulacyjnego, nie możliwe byłoby również ratowanie banków przez wsparcie finansowe państwa. To właśnie keynesizm z jego kreacją pustego pieniądza jest za to wszystko odpowiedzialny.
Obarczenie przez Wielomskiego Autriaków winą za kryzys finansowy w 2008 roku jest oznaką albo całkowitego braku jakiejkolwiek wiedzy ekonomicznej lub całkowitego zaślepienia ideologicznego. Kryzys umożliwił keynesizm, zachęty ze strony rządu, łączenie toksycznych kredytów w pakiety z dobrymi oraz manipulacja rządu agencjami ratingowymi. Ten kryzys był ewidentną winą generowania pustych pieniędzy przez FED.
W kwestii wolnego handlu światowego, Stiglitz wskazuje na stosowanie cen dumpingowych i politykę protekcjonistyczną państw rozwiniętych. Nie chcę się znowu czepiać, ale czy protekcjonizm nie jest przez Austriaków wskazywany jako największe zło w gospodarce?
Dalej pojawia się kwestia dzikiej prywatyzacji. MFW zmuszał kraje do przeprowadzenia szybkiej prywatyzacji przy wykorzystaniu skorumpowanych urzędników, prokuratorów, sędziów i polityków. Nie bardzo rozumiem, co ma wspólnego z wolnością gospodarczą, zaniżanie wartości przedsiębiorstw, doprowadzanie ich do upadłości a następnie sprzedawanie ich poniżej wartości oligarchom lub dawnej nomenklaturze.
Stiglitz zwraca uwagę na to, że jedynie trzy państwa przeciwstawiły się neoliberalnej polityce MFW. Pierwszym z nich są Stany Zjednoczone, tu naprawdę nie trzeba być zbytnio odkrywczym aby zauważyć, że MFW to USA. Drugim są komunistyczne Chiny a trzecim Malezja.
Skutkiem obecnej neoliberalnej polityki jest szybko postępująca pauperyzacja klasy średniej. Co prawda wzrasta PKB per capita, jednak przeliczenie PKB na głowę nie mówi nic o prawdziwej zamożności społeczeństwa. PKB per capita, nie jest jak pisze autor, wskaźnikiem ogólnej zamożności w uśrednieniu na głowę mieszkańca. Autor najwyraźniej nie rozumie tych wskaźników, dla niego PKB to dochód, PKB to produkt krajowy brutto, który dodatkowo może być przeliczany według parytetu siły nabywczej, ale nadal to nie jest dochód jak uważa autor.
„Jakikolwiek byłby, dzięki neoliberalnym reformom, dochód PKB per capita w świecie, nie zmienia to faktu, że miliony ludzi głodują, a rozrzut dochodów cały czas wzrasta.”
Bardziej miarodajnym miernikiem sytuacji społeczeństwa jest wskaźnik Giniego opisujący rozłożenie dochodów w społeczeństwie. Im ten wskaźnik jest bliższy 0 tym dochody społeczeństwa są mniej zróżnicowane.
Druga część książki omawia marksizm i neomarksizm.
Zgodnie ze zdaniem Marxa nie ma narodów a są tylko międzynarodowe klasy społeczne, które łączą wspólne interesy. Marx uważał, że klasa posiadająca środki produkcji jest właścicielem myśli i idei panujących w państwie.
Róża Luxemburg to bardzo trafnie wyjaśniła zdanie Marxa.
„Nie ma pewniejszego i bardziej wypróbowanego środka, by wzbudzić zamęt w szeregach opozycji, osłabić ją i zdemoralizować, niż odwrócenie jej wzroku od problemów przewrotu wewnętrznego, wewnętrznych walk z absolutyzmem, wewnętrznego rozwoju klasowego i partyjnego i skierowanie go na kwestie polityki zagranicznej, interesy wspólnej ojczyzny.”
Ponieważ narody stoją na drodze rewolucji, dlatego zdaniem marksistów rewolucja musi być jedna w całym świecie kapitalistycznym.
Uczeń Marxa, Ferdinand Lassalle uważał, że jako niemiecki socjalista jest zainteresowany tylko losem robotników niemieckich. Eduard Bernstein twórca socjaldemokracji również uznawał państwo narodowe, dodatkowo był przeciwnikiem rewolucji a na jej miejsce wstawiał walkę parlamentarną.
Wielomski znowu w tym miejscu zupełnie niepotrzebnie snuje swoje fantasmagorie wyśmiewając von Misesa, na temat powiązania reform socjalistycznych Bismarcka z dojściem Hitlera do władzy i wybuchem I i II wojny światowej, zupełnie nie zauważając, że właśnie von Mises pisał o powiązania socjalizmu z nacjonalizmem i koniecznością protekcjonizmu w Niemczech aby pokryć zbyt wysokie pensje robotników, co doprowadziło do protekcjonizmu w pozostałych państwach, a czego skutkiem musiała być wojna. Fakt, Wielomski podkreśla, że na ekonomi się nie zna, ale też nie musi tego ciągle udowadniać.
Dalej podważa to, że Stalin był internacjonalistycznym dogmatykiem, na dowód podając to, że Stalin zamiast wcielić Polskę do ZSRR, pozostawił jej niepodległość, mało tego uczynił ją państwem narodowym o jakim zawsze marzyła endecja. Ponownie wykazuje skłonność do symplifikacji zdając się nie rozumieć, dlaczego Stalin zgodził się na zachowanie teoretycznej niezależności Polski. Nic nie tracił, ponieważ Polską rządził zależny od niego Żyd Berman, co dawało mu pełną kontrolę nad Polską tym bardziej, że bezpieka i wojsko były dowodzone przez Rosjan, wypełnił postanowienia z Jałty, w wyniku czego uzyskał nacisk propagandowy na Zachód, a jednocześnie zgodnie z zaleceniami Machiavellego nie musiał w Polsce utrzymywać armii radzieckiej a problem walki z opozycją zostawić samym Polakom. Po co miałby robić coś tak głupiego jak wcielenie Polski do ZSRR?
Trafnie wskazuje na przyczyny przejęcia kierownictwa ruchu robotniczego przez Żydów. Robotnicy byli niewykształceni, Żydzi natomiast mieli bardzo duży potencjał intelektualny, ponieważ obydwie grupy były poza nawiasem społeczeństwa, naturalną rzeczą była ich współpraca. Co do przykładu przejęcia ruchu Solidarności przez Żydów z KORu Michnika, Kuronia, Geremka, i rzekomego braku wykształcenia członków Solidarności to chyba Wielomski dokładnie powinien wiedzieć, że prawda była trochę inna. Również teza o tym, że Żydzi marksiści byli uznawani za zdrajców przez swoje rodziny i dlatego nie mieli odwrotu jest fałszywa. Sołżenicyn w „Dwieście lat razem” pisze, że sytuacja była wręcz przeciwna, bogaci ojcowie żydowscy cały czas wpierali swoich marksistowskich synów. To dzięki ich pieniądzom mogli prowadzić życie rewolucjonisty.
Bardzo trafne są jego słowa:
„Intelektualna elita socjalistyczna ma niewielką wiedzę o autentycznych robotnikach i tworzy swoje koncepcje w oderwaniu od ich poglądów i woli.”
Inny i ideolog marksizmu, Eric Hobsbawn za twórcę i propagatora nacjonalizmu uważa klasę średnią.
Duchem naszych czasów jest określanie się byłych marksistów jako liberałów. Jednak w ich pojęciu liberalizm nie ma cech systemu ekonomicznego a jedynie uwolnienia od wszelkich krępujących ich zasad.
Autor stawia tezę, czy marksistą może być ktoś kto się odżegnuje od komunizmu, z tego powodu jego zdaniem neomarksizm jest czymś podobnym do marksizmu ale nim nie jest. Oczywiście cytuje politologów popierających jego zdanie, ja jednak chciałbym zwrócić uwagę, na głównego i najbardziej poważanego polskiego ideologa marksizmu Leszka Kołakowskiego.
Jak pisze Leszek Kołakowski o Szkole frankfurckiej „szkoła uważała się rewolucyjny ruch intelektualny, głosiła potrzebę całkowitego wyjścia poza istniejące społeczeństwo, przyznając zarazem, że żadnej pozytywnej utopii nie jest w stanie przedłożyć” Innymi słowy, jej przedstawiciele chcieli i chcą podpalić cały świat bez jakiejkolwiek koncepcji na to co dalej. Trzeba przyznać, że jest to ciekawe spojrzenie na rzeczywistość.
Marcuse idzie w jeszcze innym kierunku, jak pisze Kołakowski „podstawową treść utopii Marcuse’a przekazuje w formie dziecinnej i prymitywnej ideolog amerykańskich hippisów Jerry Rubin, pisząc, że teraz na ludzi będą pracować maszyny, ludzie zaś mają kopulować, kiedy i gdzie im się podoba”.
Leszek Kołakowski uważa ich za marksistów ale zdegenerowanych.
Po zniknięciu rewolucyjnych mas, Marcuse na ich miejsce wynalazł nowe mniejszości rewolucyjne, do których zaliczył Murzynów w USA, emigrantów, feministki i mniejszości seksualne.
Zdaniem Marcuse’a celem światłych jednostek w społeczeństwie jest rozwalenie w drobny pył obecnych struktur społecznych a na ich miejsce ukształtowanie nowego typu rewolucyjnego człowieka dla którego jedynym dobrem i to dobrem samym w sobie jest nieustanna kopulacja.
Chciałbym znowu zacytować całkowicie przemilczanego przez Wielomskiego Leszka Kołakowskiego:
„Jedyną realną treścią Nowego Świata jaką możemy z pism Marcuse’a wydobyć, jest pragnienie despotyzmu sprawowanego przez Oświeconych nad resztą społeczeństwa, przy czym głównym tytułem Oświeconych do sprawowania władzy jest fakt, że zrealizowali w swych umysłach jedność Logosu i Erosu, wyzbywając się przykrej zależności od logiki, matematyki oraz nauk empirycznych.
Jedyny pozytywny wniosek płynący z tych wezwań jest taki, że wszystko, co przyczynia się do niszczenia istniejącej kultury jest godne pochwały.
Ideał Marcuse’a jest realny tylko przy założeniu, że na miejsce tyranii logiki, przyjdzie tyrania policji. Jedność Erosu i Logosu może się urzeczywistnić tylko jako społeczeństwo totalitarne, ustanowione przemocą i rządzone przemocą”.
Wielomski może dlatego przemilcza słowa Kołakowskiego ponieważ podważają one jego tezy. Gdy Kołakowski pisze, że „szkoła uważała się rewolucyjny ruch intelektualny, głosiła potrzebę całkowitego wyjścia poza istniejące społeczeństwo, przyznając zarazem, że żadnej pozytywnej utopii nie jest w stanie przedłożyć” on widzi w niej globalistyczny spisek, walczący z protekcjonizmem ekonomicznym. Gdzie on to wyczytał u Adorno, Reicha, Gramsciego lub Marcuse to tylko on jeden wie.
Wielomski ma silną tendencję do nadinterpretacji faktów i automatycznego przypisywania poglądów. Gdy Szkoła Frankfurcka była wroga w stosunku do nacjonalizmu on automatycznie wyciąga z tego wniosek, że musiała popierać globalizm, który dla niego jest jednoznaczny nota bene z internacjonalizmem.
Wskazuje na to, że neomarksiści nie widzą różnic pomiędzy faszyzmem, narodowym socjalizmem i prawicowymi autorytaryzmami, z jednej strony tak, ale z drugiej sowieci zawsze wzywali aby wszelkich przeciwników politycznych określać mianem faszystów, ponieważ to ich dyskredytuje.
Dalej wskazuje, że wszyscy przedstawiciele Szkoły Frankfurckiej byli zlaicyzowanymi Żydami, odrzucającymi żydowską tożsamość religijną oraz tożsamość narodową. Z punktu widzenia praktycznego nie byli już Żydami a nigdy nie zasymilowali się z narodami, wśród których żyli. Ogromnym ciosem w wyniku tego było to, że w 1935 roku po Ustawach Norymberskich zostali jednak uznani za Żydów.
Jednak część neomarksistów stało się ideologami neoliberalnej globalizacji. Pytanie, czy są oni wobec tego są nadal neomarksistami skoro popierają działania wspierające międzynarodowy kapitał. Czy wspieranie federalizacji Europy, likwidacja suwerenności państw, likwidacja pojęcia narodu ale bez likwidacji korporacji i międzynarodowego kapitału ma cokolwiek wspólnego z marksizmem?
Czy ukryta „za fasadą demokratycznych sloganów wizja oligarchicznych rządów wielkiego ponadnarodowego kapitału, wspomaganego i legitymizowanego przez ideologów kosmopolityzmu , uzasadniającego tę tyranię za pomocą haseł prawo-człowieczych” nadal jest neomarksizmem?
Na koniec autor omawia rolę George’a Sorosa i jego Open Society Founddations, którego działalność sfinansował kwotą 32 mld USD. Wielomski zadaje pytanie: Dlaczego finansjera wpiera skrajną lewicę? Zgadzam się z nim, że powoduje nimi chęć powiększenia zysków w wyniku globalizacji, na drodze której stoją państwa narodowe. Zgadzam się również, że lewicę i globalistów łączy niechęć do klasy średniej. Zgadzam się także, że prawdziwy marksizm umarł, no ale przecież jak ma walczyć o klasę robotniczą skoro już jej nie ma.
Soros powtarza, że obecnie nie ma już różnic pomiędzy lewicą a prawicą. Dzisiaj świat dzieli się na zwolenników i przeciwników globalizacji.
Celem książki było pokazanie, że wizję WEF i Klausa Schwaba wspierają dwa teoretycznie sprzeczne i skłócone kierunki polityczne: neoliberałowie i neomarksiści a zdaniem autora umożliwili to swoimi pracami von Mises i Hayek. Moim zdaniem autor nie udowodnił żadnej z tez, w zamian za to nieustannie upraszcza i nadinterpretuje fakty dowodząc na siłę swoją tezę. Nie wiem gdzie w obecnym świecie widzi on leseferyzm gospodarczy a własnie na bazie tego twierdzenia buduje całą narrację. Książka Wielomskiego nie podoba mi się jeszcze z jednego powodu, jeśli wymagasz szacunku od innych, najpierw sam okazuj szacunek innym. Sposób wyśmiewania, krytykowania, przypisywania poglądów nie wyznawanych przez opisywanych ekonomistów, nie licuje z tym, że sam jest profesorem. Krytykując lewaków sam zachował się tak jak oni.
Na koniec chciałbym przypomnieć, że był jeden kraj gdzie teza Wielomskiego jest prawdziwa i doszło do sojuszu ekstremów. Krajem tym była Bolszewicka Rosja.
Ogólnie wielki kapitał i władza komunistyczna ciążą ku sobie, znajdując wiele korzyści we współdziałaniu. To socjalizm, dzięki swoim różnorakim monopolom państwowym stwarza idealne warunki do rozwoju korporacji uniemożliwiając jednocześnie działalność konkurencji, dlatego wielki biznes przez całą historię komunizmu prowadził rozliczne interesy z każdym czerwonym dyktatorem. I to jest właśnie zagadnienie, o którym piszą Austriacy, a którego Wielomski zdaje się nie rozumieć.
Jak pisze Anthony Sutton:
„Rewolucja bolszewicka stanowiła sojusz etatystów: etatystycznych rewolucjonistów i etatystycznych finansistów zjednoczonych przeciwko prawdziwie wolnościowym tendencjom w Rosji.”
Sutton opisuje stworzony wówczas Plan Marburga.
„Zgodnie z planem Marburga rządy świata miałyby zostać uspołecznione, podczas gdy najwyższa władza pozostałaby w rękach międzynarodowych finansistów, aby kontrolować światowe rady i egzekwować pokój, zapewniając remedium na wszystkie problemy ludzkości.”
Sutton zwraca uwagę, że bankierzy z Wall Street nie byli ani bolszewikami, ani komunistami, ani socjalistami, czy demokratami, nie byli nawet Amerykanami. Jedynym celem ich działalności były zyski i zmonopolizowanie światowego rynku. Dlatego w 1917 roku wspierali obydwie strony, zarówno bolszewików jak i Kołczaka i Denikina, ponieważ chcieli zmonopolizować rosyjski rynek.
Comments