Strefa czytelnika. Sąsiedzi. Tom II. - Jacek Międlar
- Dariusz Zdebel
- 2 lip
- 13 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 7 lip
„Dlaczego Ukraińcy tak mordowali?
No chcieli Ukrainę samostijną.”
„Unia z Polakami? Nieśmieszne żarty. No przecież Ukraińcy mają co chcieli. Otrzymali w podarku od ZSRR terytorium niemal dwa razy większe od terenów Rzeczypospolitej, przytulając równocześnie ziemie od wieków przynależące do narodu polskiego. Chcieli, to mają. A że nie potrafią utrzymać tego, o co z tasakiem w ręku zabiegali, to już nie nasza sprawa, prawda?” - Jacek Międlar
„Tyle się mówi o „Ukraińcach, którzy pomagali Polakom”. Ja mówię: proszę podać nazwiska i liczbę tych Ukraińców, którzy ratowali. To można na palcach policzyć tych, którzy naprawdę uratowali. A jak już ratowali, to ograniczali się do przestrogi „Uciekaj, bo dzisiaj w nocy przyjdą po ciebie”. - Janina Johnson
„I uciekliśmy do tej Grabiny. Przejeżdżaliśmy przez spalone wsie. Leżały trupy ludzkie. Leżały trupy bydła, opalone boki aż do mięsa, do krwi. Zwierzęta jeszcze biegały takie osmalone, opalone, z wypalonym bokiem, grzbietem. Ryczało to wszystko, wyło. Jak zobaczyły, że my jedziemy, to ruszyły na nas. Więc musieli je odganiać, żeby przejechać, bo te zwierzęta ratunku chyba szukały.” - Janina Johnson
„To był koniec czerwca 1943 roku. Mieliśmy iść do kościoła. Tego dnia miałam mieć Pierwszą Komunię Świętą, a naokoło było już pogromy. Mama ubrała mi sukienkę i mówi: „Chociaż cię w tę sukienkę ubiorę.” I wyszły my. Mama, tata, malutka Krysia i ja. I jak już mówiłam, naokoło zaczęli Ukraińcy mordować i zaczęłyśmy uciekać. Ja się może dwa kroki przesunęłam, a w mamę granat uderzył, tu. Co zobaczyłam? Że ona leży, z wnętrznościami, z krwią, dziecko gdzieś odrzucone jest.
„A Krysia nogi miała urwane, tu, tu. Ojciec schodzi do niej, a ona płacze „mamo, mamo” i „mamo”, i „mamo”. Ojciec nic do mnie nie mówi, płacze i ją niesie, a ona nogi pokrwawione, niby owinięta, ale ta krew się leje. Pamiętam, że siedzielismy w jakiś bagnach, grzęzawiskach. A ja w tej sukience, pokrwawionej….” - Alfreda Gajdzik
„Wie Pan, gdyby nie wojska okupacyjne, to by nas wszystkich Ukraińcy wymordowali. A te wojska stacjonowały w miastach czy w takich miejscach jak stacje kolejowe. Na wioskach nie było wojska, dlatego tam mordowali wszystkich Polaków.” - Genowefa Skowronek
„Niemcy nas ratowali przed Ukraińcami, zwłaszcza, że to byli takie Niemcy ze Czechosłowacji, ze Śląska, po polsku rozmawiali wszystko. Mówili, żeby przychodzić na noc bliżej nich, że oni nie dopuszczą tutaj do mordu.” - Ryszard Sobczyk
To drugi tom, w którym Jacek Międlar wyręcza IPN w zbieraniu relacji od ostatnich żyjących świadków. IPN jak i reszta oficjalnych czynników przyjął taktykę wyczekiwania. Wyczekiwania aż ostatni ocaleli z rzezi dokonywanych przez Ukraińców umrą, a wtedy temat również ma umrzeć niejako śmierci naturalną i naszym nierozerwalnym więziom przyjaźni z bratnią Ukrainą nic już nie będzie zagrażać. Dlatego tak bardzo trzeba docenić pracę Międlara i jemu podobnych, którzy tracą własny prywatny czas, własne pieniądze aby odwiedzić przed śmiercią jak najwięcej ocalałych, aby zapisać ich relacje, tak aby nie zniknęły w mrokach czasu. Tom drugi zbiera relacje z ziem obecnej Polski, z Zamojszczyzny, Małopolski Wschodniej i Podkarpacia.
Międlar zaczyna ten tom od tajemniczego dokumentu, który miał zostać wydany po powstaniu Ukrainy, w kanadyjskiej diasporze znanej z silnych związków z SS Galizien i OUN-UPA. Miała to być Uchwała Krajowego Prowidu OUN. Dokument jest tajemniczy, ponieważ część Ukraińców go potwierdza a część mu zaprzecza. Warto jednak poznać jego postulaty, ponieważ jeśli nawet tego dokumentu nie ma, to właśnie te postulaty podnoszą obecnie neobanderowcy na Ukrainie.
O jakich postulatach mówimy?
Przede wszystkim wezwanie do szerzenia kultu Bandery, Szuchewycza i abp. Szeptyckiego.
Podkreślane jest prawo do niepodległości Białorusi, jednak zwraca się uwagę, że powinna wrócić do ukraińskiego gniazda, z którego się wywodzi.
Bardzo szczegółowo opisane są relację z obecną Polską.
“Z postkomunistyczną Polską należy utrzymywać stosunki przyjazne i na zasadach wzajemności. Aby nie drażnić Polaków i rządu należy przyznać im na Ukrainie pewne uprawnienia [...] bacząc równocześnie, aby te koncesje nie poszły za daleko. Wykluczyć organizowanie się Polaków pod względem politycznym. Przede wszystkim należy narzucić Polakom nasz punkt widzenia na historię i na stosunki ukraińsko - polskie.
Młodzież polską wciągać do patriotycznych akcji związanych z rocznicami patriotycznymi - w tym związanymi ze sławnymi dziejami UPA. Pozwoli to nie tylko zachwiać wiarę w polską propagandę państwową, ale także doprowadzić do rychłej ukrainizacji polskiej młodzieży zrażonej kłamstwami polskiej propagandy odnośnie UPA.
[…]
Sporządzać i systematycznie uzupełniać spisy Polaków mieszkających na Ukrainie a przede wszystkim na Ukrainie Zachodniej. Spisy te oraz adresy służyć będą sprawie ścisłej kontroli ich poczynań.
Nie można też wykluczyć, że znajdą się w Polsce siły rewizjonistyczne, które zechcą odebrać Ukraińcom Lwów. Dlatego w najbliższej przyszłości, gdy Ukraina pozbędzie się swoich własnych komunistów, ujawniani Polacy powinni złożyć przysięgę wierności i lojalności samostijnej Ukrainie. Nie utrudniać Polakom wyjazdów do Polski na pobyt stały, lecz je ułatwiać. Młodym, którzy odwiedzają krewnych w Polsce lub znajomych, utrudniać dostęp na wyższe uczelnie. W ogóle ograniczyć studia Polakom i nie dopuszczać do powstania silnej warstwy inteligenckiej.
[…]
Wykazywać, że we wspólnej walce z komuną Ukraińcy byli stroną aktywną i inspirującą. Innymi słowy, aby Polacy uznawali przywódczą rolę Ukraińców. Eliminować wszelkie polskie próby zmierzające do potępienia UPA za rzekome znęcanie się jej nad Polakami, ale przeciwnie, podkreślać, że brała ich w obronę przed hitlerowcami i bolszewikami. Mordy, którym zaprzeczać nie można, były dziełem sowieckiej partyzantki lub luźnych band, z którymi UPA nie miała nic wspólnego, pomniejszanie roli wyzwoleńczej UPA w skali europejskiej jest niedopuszczalne. Wszelkimi siłami dążyć do tego, żeby w różnych naszych kontaktach z Polakami strona polska iż były to przykłady palenia wsi ukraińskich i mordowania Ukraińców przez AK, wykazywać podobieństwo pomiędzy UPA i AK, podkreślając wyższość pod każdym względem UPA nad AK. Wymuszać na Polakach przyznawanie się do antyukraińskich akcji, potępienia przez nich pacyfikacji i rewindykacji przed wojną i haniebnej operacji Wisła po wojnie.
[…]
Przenikać do polskich organizacji tam, gdzie jest to możliwe i lansować nasz punkt widzenia cierpliwie, ale uparcie, zyskiwać zwolenników wśród Polaków, a tam gdzie to najbardziej celowe, nie żałować środków z Funduszu Wyzwolenia Ukrainy. Kupować audycje w polskim radiu oraz miejsce w polskich gazetach.
[…]
Podkreślać z całą mocą, że pełne wyzwolenie Polski nie jest możliwe bez samostijnej Ukrainy. Oznacza to pełne zaufanie Polaków do antymoskiewskiej polityki Ukraińców, pozwoli na ich zupełny bezkrytycyzm i na pełne zaangażowanie po naszej stronie. Zaangażowanie to ma pomóc do umocnienia pozycji Ukrainy i osłabienia Polski, co pozwoli w przyszłości podporządkować państwo polskie ukraińskim interesom narodowym.
[…]
Stanowczo rozprawić się z antyukraińskimi poglądami na historię UPA. Najlepiej robić to piórem samych Polaków, wśród których znajdą się osoby sprzedajne (obiecać wysokie honoraria i stypendia zagraniczne). Przeszkadzać w zbieraniu obciążających Ukraińców materiałów z wydarzeń drugiej wojny światowej, nie dopuszczać do publikowania materiałów obciążających ukraiński nacjonalizm rewolucyjny OUN.
[…]
Nigdy nie zależało nam na sile Polski i teraz nie zależy, wręcz przeciwnie, na jej osłabieniu wewnętrznym i międzynarodowym. Zależy nam na tym, że w Polsce istniała słaba służba wewnętrzna (i kierowana przez ludzi nam życzliwych) i słaba nieliczna armia. Zależy nam, także na rozbiciu narodu polskiego i osłabieniu Solidarności. Zależy zatem podsycać w łonie narodu polskiego separatyzmy regionalne: Górnoślązaków, Kaszubów, Górali.”
Trudno powiedzieć czy dokument jest prawdziwy czy nie, faktem jednak jest to, że to co obserwujemy jest dziwnie zbieżne z jego wytycznymi. A ich realizacja gwałtownie przyspieszyła podczas ostatnich trzech lat.
Kolejne strony zapełniają wstrząsające relacje ostatnich świadków:
Janina Johnson wspomina:
„Ojciec był leśniczym i bardzo łagodnie obchodził się z Ukraińcami, był dla nich naprawdę dobry. […] Zaraz jak tylko wybuchła wojna, to Ukraińcy zaczęli donosić, skarżyć się na Polaków. Ukraińcy chcieli przejąć nasze gospodarstwo i zrabować wszystko. A ojcu oczy ciagle mydlili, jaki to dobry człowiek z niego, że ich nie karze, tylko im upomnienia daje, a nie zabiera tych jagód czy grzybów. I jak donieśli na nas wyznaczono nam termin na wywózkę.”
„Ten naród nie ma takiej tradycji jak my, nie ma takiej przeszłości i kultury, to zlepek różnych narodów. Ukraińcy nie byli gorzej traktowani. Mieli prawo do nauki w szkołach, nawet na najwyższych uczelniach. Niejeden banderowiec skończył wyższe studia w Polsce.”
Przy okazji relacji dotyczących stosunków pomiędzy Ukraińcami a Polakami, pojawia się temat trzeciej nacji zamieszkującej te tereny, Żydów. To co łączy te relacje, to kwestia zmonopolizowania przez nich handlu, osiągnięta na drodze niszczenia polskich sklepów poprzez zmowy cenowe i ceny dumpingowe powodujące ich bankructwo. Do tego dochodzą nieuczciwe praktyki na targach.
„Żydzi sprzedawali także na targach. Czasami ojciec z mamą jechali na targ. Sprzedawali coś, a kupowali cukier, sól, takie produkty potrzebne w gospodarce, których sami nie mogli wyprodukować. I Żydzi co robili? Obniżali cenę. Nie chcieli płacić tyle, ile coś było warte, tylko jak najniższą cenę. Trzymali tych sprzedających do popołudnia. Wreszcie już ludzie zdenerwowani oddawali za bezcen prawie i wracali. A Żydzi potem to przyjmowali i sprzedawali po dużo wyższych cenach.”
„Ukraińcy strzelali tylko wtedy, kiedy Polak uciekał. A tak to zabijali kosami, sierpami, siekierami, nożami, widłami kłuli.. Ciała były zmasakrowane, w całości okrwawione, pokaleczone. A byli tacy z odrąbanymi nogami, rękami, głową.”
„Tyle się mówi o „Ukraińcach, którzy pomagali Polakom”. Ja mówię: proszę podać nazwiska i liczbę tych Ukraińców, którzy ratowali. To można na palcach policzyć tych, którzy naprawdę uratowali. A jak już ratowali, to ograniczali się do przestrogi „Uciekaj, bo dzisiaj w nocy przyjdą po ciebie”.
„I uciekliśmy do tej Grabiny. Przejeżdżaliśmy przez spalone wsie. Leżały trupy ludzkie. Leżały trupy bydła, opalone boki aż do mięsa, do krwi. Zwierzęta jeszcze biegały takie osmalone, opalone, z wypalonym bokiem, grzbietem. Ryczało to wszystko, wyło. Jak zobaczyły, że my jedziemy, to ruszyły na nas. Więc musieli je odganiać, żeby przejechać, bo te zwierzęta ratunku chyba szukały.”
Maria Bułkowska tak jak ogromna większość ocalałych podkreśla, iż przed wojną wszyscy żyli w zgodzie.
„Bardzo sobie dobrze te ludzie żyli razem. W polskie święta zapraszali Ukraińców do siebie, bo te rodziny były skoligacone. A w święta ukraińskie to znowu zapraszali Polaków do siebie. Była też w jednym budynku szkoła: polska i ukraińska. Jeden korytarz był. Ukraińcy w jednej sali się uczyli, a my w drugiej.”
Czym się kierowali Ukraińcy mordując Polaków?
„Oni tam nie rabowali, tylko mordowali. Oni chcieli mieć Ukrainę, jak to oni mówili, samostijna Ukraina. Żeby Polaków nie było. No a co mieli robić z Polakami? Polacy nie chcieli wyjeżdżać, bo mieli domy swoje, gospodarstwa.”
Waleria Babisz wspomina:
„Mojego stryja Jana Rebizaka, który był osiedlony w okolicach Sarny wraz z całą rodziną porżnęli piłą do drzewa.”
„Jak jechaliśmy przez wioski - to wszystkie zostały spalone w nocy. Koło domu leżał gość, wyszedł z takiej piwnicy, co była na dworze wybudowana. I on z tej piwnicy wyszedł, ale miał rozciętą skórę na brzuchu tak, że jelita miał na wierzchu. A tatuś mówi, że jest Polakiem i też uciekamy. I on mówi „To mnie dobij, żebym nie cierpiał.”
Wspomnienia Zofii i Zbigniewa […] również podkreślają dobrosąsiedzkie stosunki pomiędzy Ukraińcami a Polakami.
„Bardzo dużo było mieszanych rodzin. I żyli sobie w zgodzie. Nie było takiej nienawiści. No ale to się zmieniło w 42, czy też w 43 roku. Do tego czasu nie było zatargów żadnych”
„Cały czas docierały do nas informacje o morderstwach, także masowych zbrodniach. Co z dziećmi wyrabiali, co z kobitami wyrabiali, co z mężczyznami wyrabiali. Słyszało się, że kobietom brzuchy rozcinali, czy dzieci na koły czy na sztachety nasadzali. Języki wycinali. Oczy dłubali. To wszystko jest prawda. Ale nie wszyscy Ukraińcy tacy byli. Byli też tacy, co przyszli, dali znać” „Uciekajcie bo na was napadną”.”
Helena Partyka - Czoppa;
„Rodzina ukraińskiego księdza niedaleko od nas mieszkała. Tam były dwie dziewczynki i chłopiec i myśmy się z nimi bawili. A co ciekawe, on miał matkę i rodzinę polską. Księża też żenili się z Polkami. I te dziewczyny, ja nie mówiłam po ukraińsku, one do mnie po polsku mówiły.”
„W 1943 roku. Na Wołyniu w tym czasie to już zaczęły się mordy. U nas to łapanie po drodze był najpierw. Jeśli ktoś na rowerze jechał do Zaraża, to i rower przepadł, i on. Jak dzieci miały rower, to też te dzieci przepadały.”
Kazimiera Siwoń:
„Przed wojną byli Polacy, Ukraińcy, chociaż wtedy nazywali się Rusini i Żydzi. Handel tylko był żydowski. Nie dopuścili nikogo. Polak sobie otworzył niewielki sklep spożywczy. Natychmiast koło niego by taki sam żydowski. I było grosz, dwa grosze taniej. I wszyscy inni Żydzi składali się na tego żydowskiego sklepikarza, aby on nie miał straty. Bo taniej sprzedawał. Ten proceder trwał tak długo, aż Polak zbankrutował.”
Alfreda Gajdzik na pytanie czy osobiście widziała dzieci wrzucane do ognia:
„Tak, to Ukraińcy nabijali je na widły i wrzucali w ogień. To był dom w wiosce w Sosznikach.”
„To był koniec czerwca 1943 roku. Mieliśmy iść do kościoła. Tego dnia miałam mieć Pierwszą Komunię Świętą, a naokoło było już pogromy. Mama ubrała mi sukienkę i mówi: „Chociaż cię w tę sukienkę ubiorę.” I wyszły my. Mama, tata, malutka Krysia i ja. I jak już mówiłam, naokoło zaczęli Ukraińcy mordować i zaczęłyśmy uciekać. Ja się może dwa kroki przesunęłam, a w mamę granat uderzył, tu. Co zobaczyłam? Że ona leży, z wnętrznościami, z krwią, dziecko gdzieś odrzucone jest.
„A Krysia nogi miała urwane, tu, tu. Ojciec schodzi do niej, a ona płacze „mamo, mamo” i „mam”, i „mamo”. Ojciec nic do mnie nie mówi, płacze i ją niesie, a ona nogi pokrwawione, niby owinięta, ale ta krew się leje. Pamiętam, że siedzielismy w jakiś bagnach, grzęzawiskach. A ja w tej sukience, pokrwawionej….”
Anna Misztal:
„Ukraińcy zaczęli buszować już u nas od lata 1943 roku. Na wiosnę mój stryjek Józef Wijatyk (miał 32 lata) przyjechał wtedy z Niemiec. Przyjechał na urlop. I został, ale już 30 listopada o godzinie ósmej wieczorem wyprowadzili z domu mojego stryja i jeszcze dwóch innych: Józefa Mrozowskiego i Stanisława Gradowskiego. Zamordowali przy samej cerkwi. Sąsiedzi słyszeli, że był straszny krzyk. Tam w tej cerkwi Ukraińcy się modlili i tam mordowali. I zabili mojego stryja - szewca, co niejednemu Ukraińcowi buty zrobił. Dwa miesiące później zabili 19 letniego Michała Wijatyka. Z karabinu zabili go w sieni. W drugiej wiosce, w Kalinówce spalili żywcem innego Michała Wijatyka.”
„Ożenił się Ukrainiec z Polką, z czym nie mógł się pogodzić ojciec dziewczyny, Michał Żak. Córka wyszła za mąż, bo kochała tego Ukraińca. Ukrainiec wyjechał do Francji, a ona została w Szumlanach. To Michałowi Żakowi poźniej Ukraińcy odcięli głowę na pniaku. Ja to wszystko widziałam, te głowę, co ją odcięli, a miałam wtedy 10 lat.”
„W marcu 1944 roku z dziadkiem i jego szwagrem, szłam do domu cioci, Anny Wijatyk. To, co tam zobaczyliśmy, było straszne: bydło popalone, konie zabrane, siano spalone i ciało cioci leżało. Nie było rąk, była cała spalona. Nie było nóg tak do kolan. Nie wiem, czy były spalone, czy jak.”
Genowefa Skowronek:
„Bawiliśmy się z koleżankami na podwórku. I nagle widzimy, że ludzi gonią w stronę młyna i nad staw. Od tego stawu odchodziła malutka rzeczka. Patrzymy, a na desce na tym stawie pływają dwie osoby: mężczyzna i kobieta. Byli powiązane drutem kolczastym, oczy wydłubane, nosy ucięte. Kupę ran mieli w klatce piersiowej. Nagusieńkie leżały. Jemu wycięli przyrodzenie, a jej podziobali nożem w tym miejscu.”
„Ten Ukrainiec mówił do taty, że zamordowali mieszkającego w Rożnowie jego brata, a jak brat chciał uciec przez okno, to ucięli mu głowę, głowa za oknem, a tułów w mieszkaniu. Żonę jego podziobali nożem, dwóch synów bili hakiem, jednego powiesili w jednym końcu, drugiego syna na drugim końcu na haku. „A teraz kolej jest na ciebie.””
„Wie Pan, gdyby nie wojska okupacyjne, to by nas wszystkich Ukraińcy wymordowali. A te wojska stacjonowały w miastach czy w takich miejscach jak stacje kolejowe. Na wioskach nie było wojska, dlatego tam mordowali wszystkich Polaków.”
„Za okupacji sowieckiej już, Rosjanie mówili, żeby Polacy się organizowali, bo będą nas pociągiem wywozić, tylko najpierw musi przybyć bardzo dużo wojska rosyjskiego - mówili na szalon. „Dlatego, żeby was obronili, bo mamy taką informację, że jak was wsadzimy do pociągu, to banderowcy na koniach przyjdą i was w tych wagonach wymordują.” I faktycznie wieczorem przyjechało bardzo mnogo tego wojska. I na trzeci dzień Polaków wsadzali do tych wagonów towarowych. W naszym wagonie było dużo wojska rosyjskiego i za pociągiem też wojsko na koniach było.
Bardzo wolno jechaliśmy. I nagle usłyszeliśmy strzały. To Ukraińce strzelali do rosyjskiego wojska… Rosjanie dużo nie myśleli, mieli taką broń automatyczną, że jak poszedł do posiekał tych Ukraińców, ile się tylko dało. Pociąg jechał, a oni strzelali. W każdym razie tych Ukraińców wymordowali w pień.”
Kolejne relacje pochodzą z Zamojszczyzny. Rzeź Zamojska jest praktycznie nie znana, nie ma o niej ani słowa w podręcznikach do historii. Relacjami ocalałych świadków nie interesuje się ani IPN, ani żaden historyk, wszyscy liczą, że wraz z odejściem ostatnich świadków, również ta rzeź odejdzie w niepamięć i nie będzie przesłaniać nierozerwalnych więzów przyjaźni polsko - ukraińskiej.
Stanisław Krzaczek przypomina, że do 1938 roku, stosunki pomiędzy Polakami a Ukraińcami były dobre. Problemy zaczęły się gdy w 1938 roku rusofobiczne władze sanacyjne zaczęły wyburzać cerkwie prawosławne. W sumie zburzono 90 cerkwi. Stanisław Krzaczek walczył w AK w Kompani Żelaznej. Stan jednostki wahał się od 70 do 120 osób.
„1 kwietnia 1944 roku przebywaliśmy w lasku Wasylowskim. To był początek Wielkiego Tygodnia. Wtedy przyjechał do nas konny zwiad i gada, że bałagan jest w Poturzynie. To poszliśmy tam. Widzieliśmy Ukraińca, który szedł z dzieckiem nabitym na sztylet karabinu - taka pika sowiecka. Tak się cieszył. Dziecko może dwa lata miało. Alem mu nie darował.
A następnie udaliśmy się pod folwark w Poturzynie - to był dwór. A tam z 70 osób - mężczyźni, kobiety, dzieci, starcy - wszyscy piłą przecięci na pół. Co najmniej z 70 osób porąbanych. Ani jedna osoba nie była zastrzelona. Wszystko siekierami, motykami, kosami, piłami pobite.”
Helena Lizak:
„W Poturzynie był taki aptekarz Polak. On wywiózł swoją rodzinę. Ale została jeszcze matka jego. Więc on wrócił po tą matkę. I rano do Poturzyna wpadli Ukraińcy. A potem poszli do tego aptekarza, wzięli jego matkę, ręce, nogi jej połamali, bo ona tak nie chodziła, tylko na takim wózku, balkoniku była - nie wiem jak to się nazywa. Więc nogi jej połamali i kazali jej się kołysać dalej na tym wózku. A jego wzięli, obcięli mu przyrodzenie i wsadzili mu je w kieszonkę, że to jest jego wizytówka. I trzy kilometry go pędzili, aż w końcu padł.”
Aniela Nowak:
„Był 18 marca 1944 roku. Było nad ranem, a ja się obudziłam bo zmarzłam. I zobaczyłam, że mamę zastrzelili. Siostra była jeszcze żywa. I mówiłam „Mamo, nakryj mnie”. A mama już nie żyła. Siostra jeszcze zaczęła płakać. Ja do niej mówię „Franiu, nie płacz”. Przyszedł, strzelił w siostrę i zabił. Kula przeszła mnie przez ramię.
Ja spałam z mamą i siostrą jednym łóżku. W nogach prawdopodobnie usiadł dziadek, bo zamordowany leżał potem w moim łóżku. Stryjny ciało leżało na podłodze. Mnie jedynej nie zamordowano, bo ja nie płakałam. No i jeszcze brataniec na drugim łóżku był. Jego siostrę zabili. I on też został. Nas dwoje dzieci zostało. Pięć trupów było.”
Władysław Zimoń:
„Tu taki szył ubranie w Siedliskach, u Budysa. On się nazywał Śliwiak, imienia nie pamiętam. No i do tego Budysa pojechał, bo on by dobrym krawcem. On mu to ubranie uszył i powiedział, na kiedy będzie gotowe. Umówionego dnia Śliwiak poszedł do tego krawca po zamówienie. Przyszedł tu na Jawornik i u takiego Klima go Ukraińce złapali. To, co z nim robili, przekazała taka Chabylanka, ona tu mieszkała i wszystko widziała. To Ukrainka była, ale ona ludzi nie zabijała. Więc mówiła, że jak go złapali, to taki z ognia rozżarzony drut mu do ucha wpychali jedne w tę stronę… Tak niemiłosiernie krzyczał, że ona aż zesłabła z tego.”
„I tego Kuzickiego zabili, babkę zabili i jemu żonę też zabili. I jeszcze trochę ludzi we wsi pomordowali. Siedleckiego Władka zabili razem z żoną Sławka. I dziecko ich też zabili. Natalka się nazywała. I u Dębickiego takie dziewczę było biedne, sierota, bo jej mamę wzięli co Niemiec i tam zginęła, to tą dziewczynkę, Izię, też zabili.”
Opis tej książki składającej się z przejmujących wspomnień chciałbym zakończyć słowami autora:
„Tę książkę dedykuję nie tylko Polakom, ale także Ukraińcom, którzy - daj Boże - po jej przeczytaniu, w co - być może naiwnie - ufam, zdobędą się na głębszą refleksję i masowo zaprotestują przeciwko banderowskiej polityce historycznej, która opanowała ich kraj.
Jeśli pojednanie to tylko w sprawiedliwości, miłości i prawdzie.”

Comments