„Polskie władze tylko wtedy interesują się mordowaniem Polaków, jeśli mordercami są Niemcy. Gdy chodzi o Ukraińców, uważa się wiadomości o mordach za niesprawdzone” – raport podziemia z Kresów
„Doszło do tego, że dziś zadaje sobie ona (ludność) rozpaczliwe pytanie: „Czy my w ogóle jesteśmy Polsce potrzebni? Czy nie jesteśmy dla niej nie tylko przykrym kłopotem, przyczyną konfliktu z ukochanymi słowiańskimi braćmi – Ukraińcami oraz z Rosją” - meldunek lwowskiego podziemia
„Państwo polskie musi mieć dla buntowników, morderców i zdrajców nie fotel i stół konferencyjny, ale gałąź lub więzienie” – Lwowskie Stronnictwo Narodowe
„Społeczeństwo polskie w Małopolsce Wschodniej przeciwne jest składaniu przez czynniki miarodajne polskie deklaracji wobec Ukraińców zawierających ustępstwa, gdyż z wszelką pewnością takie wystąpienia byłby oceniane przez Ukraińców jako dowód słabości. Do Ukraińców przemawia przede wszystkim siła” – Delagatura Rządu na Kraj
Rzeź wołyńska od chwili jej dokonania aż do dzisiaj jest sprawą niewygodną nie tylko dla kolejnych rządów, ale również i dla różnych środowisk politycznych. Niewygodna jest przede wszystkim z tego powodu, że może zakłócić nasze „braterskie” stosunki z Ukrainą. Obecna neobanderowska Ukraina mogłaby się na nas obrazić gdybyśmy zaczęli mówić, o tym ze Ukraińcy w bestialski sposób wymordowali 200 tysięcy dzieci, kobiet, starców i mężczyzn, tylko dlatego, że byli Polakami. Dlatego nasze kolejne rządy próbują przeczekać temat licząc na to, że gdy umrą ostatni świadkowie temat Wołynia sam naturalnie zniknie. Sprawą równie niewygodną jest to, że wyrzynani piłami i siekierami ludzie zostali zostawieni przez Polskie Państwo Podziemne i Armię Krajową sami sobie, co więcej AK zabierała tym ludziom jeszcze broń, aby przygotować się do idiotycznego planu Burza, nie licząc się z tym, że w wyniku tego zostaną zmasakrowani przez Ukraińców. Jeszcze bardziej niewygodną sprawą jest to, że Polakom pomagali Niemcy i partyzancka sowiecka, a już całkiem niewybaczalne jest to, że Polacy w desperacji zaciągali się do zmilitaryzowanej policji niemieckiej, a przecież ogólnonarodowy mit mówi, że Polacy byli jedynym narodem w Europie, który nigdy nie współpracował z Niemcami. Właśnie temat tych niewygodnych kwestii podjął w swojej książce Zychowicz.
Przede wszystkim głównym mitem dotyczącym okupacji ziem polskich podczas II wojny, jest mit o potędze i niezwyciężoności Armii Krajowej. Tak naprawdę nawet nie wiemy ilu członków liczyła AK, o ile w kraju jej dowództwo podawało liczbę 250 tysięcy, to Naczelny Wódz, gen. Sosnkowski podawał liczbę 100 tysięcy, abstrahując od tego jedynie 35 tysięcy było w cokolwiek uzbrojona. Podczas cały czas Rząd Polski w Londynie z powodów politycznych wyolbrzymiał siłę AK, która w rzeczywistości co pokazał Plan Burza była słaba. I to jest odpowiedź na pierwsze pytanie z kilku, które stawia Zychowicz.
Autor pyta „Skoro Armia Krajowa była tak potężna, to jak mogła dopuścić do takiego ludobójstwa?
Dlaczego pozwolono na to, aby luźne watahy uzbrojone w cepy i siekiery przez wiele miesięcy całkowicie bezkarnie wycinały w pień polskie wioski?
Dlaczego nikt nie przyszedł na odsiecz Wołyniowi? Gdzie byli ci wszyscy malowani chłopcy z AK o dziarskich, groźnie brzmiących pseudonimach? Gdzie były te wszystkie „Wilki”, „Błyskawice” i „Gromy”?
Dlaczego wielka wojskowa organizacja dowodzona przez zawodowych oficerów, pompowana przez brytyjskiego sojusznika dolarami, sprzętem i bronią, w lipcu 1943 roku nie podjęła żadnych poważniejszych działań wymierzonych w morderców z UPA?”
Na pierwsze pytanie odpowiedziałem. Jeśli chodzi o czwarte, to wbrew kolejnym mitom wcale nie było tak różowo, AK i rząd polski musieli dosłownie żebrać o zrzuty sprzętu i broni u Anglików, ponieważ ci, nie chcieli wzmacniać AK z powodu obaw o reakcję Stalina. A im bliżej Sowieci byli granic przedwojennej Polski tym zrzutów było mniej.
Zychowicz jednak udziela odpowiedzi na drugie i trzecie z pytań. Nie można powiedzieć o tym, że nie wiedziano co się dzieje na Wołyniu, Delegatura Rządu na Kraj jak i Komenda Główna AK były o wszystkim doskonale poinformowane.
Zychowicz podzielił swoją pracę na cztery części. Pierwsza dotyczy ludobójstwa.
W czasie II RP, Małopolska Wschodnia została podzielona na cztery województwa: na Wołyniu mieszkało 68% Ukraińców i 17 % Polaków, w województwie tarnopolskim Ukraińców było 50% a Polaków 45%, w stanisławowskim 70% Ukraińców i 22% Polaków oraz we lwowskim 36% Ukraińców i 57% Polaków. Zychowicz w tym miejscu krytykuje Polskę za zmianę nazewnictwa z Galicji Wschodniej na Małopolskę Wschodnią, zapominając, że nazwa Galicja została wymyślona podczas rozbiorów przez Austrię. Problem etniczny zaostrzyła polityka polonizacyjna II RP, rugowanie ukraińskiego szkolnictwa, osadnictwo polskie oraz akcje pacyfikacyjne.
Muszę tutaj wskazać, że Zychowicz jak zawsze w swoich książkach pod pozorem troski atakuje Polskę, niby pisze bezstronnie jednak zawsze wydźwięk jest taki, że najwięcej zarzutów kieruje w stronę Polaków i zawsze to Polacy są winni opisywanym wydarzeniom. Krytykując brak działań Państwa Podziemnego i AK wskazuje jednak, że pierwotna przyczyna rzezi była po stronie Polaków. Pisząc o utworzeniu przez Ukraińców w 1920 roku, Ukraińskiej Organizacji Wojskowej wzorowanej na Polskiej Organizacji Wojskowej, stwierdza że metody ich działania były takie same, czyli zamachy na urzędników i policjantów, dywersja i sabotaż. Również tworzy paralelę pomiędzy UOW współpracującą z Abwehrą a Piłsudskim współpracującym z Austro – Węgrami. Pisząc o powstaniu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów umyka mu fakt, iż do 1929 roku jej pierwotna nazwa brzmiała Organizacja Ukraińskich Faszystów. W 1929 roku w Wiedniu została założona Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. „Zgodnie z doktryną sformułowaną przez Dmytra Doncowa, naród miał być podzielony na elitę i czerń, która miała służyć elicie. Elitę stanowili oczywiście nacjonaliści”.
Zychowicz zdaje się nie wiedzieć, że w 1929 roku Stepan Łenkawskij sformułował dekalog ukraińskiego nacjonalisty:
„Ja – Duch odwiecznej walki, który uchronił Ciebie od potopu tatarskiego i postawił między dwoma światami, nakazuję nowe życie:
Zdobędziesz państwo ukraińskie albo zginiesz walcząc o nie.
Nie pozwolisz nikomu plamić sławy ani czci Twego Narodu.
Pamiętaj o wielkich dniach naszej walki wyzwoleńczej.
Bądź dumny z tego, że jesteś spadkobiercą walki o chwałę Trójzęba Włodzimierzowskiego.
Pomścij śmierć Wielkich Rycerzy.
O sprawie nie rozmawiaj z kim można, ale z tym, z kim trzeba.
Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy.
Nienawiścią oraz podstępem będziesz przyjmował wrogów Twego Narodu.
Ani prośby, ani groźby, tortury, ani śmierć nie zmuszą Cię do wyjaśnienia tajemnic.
Będziesz dążyć do poszerzenia siły, chwały, bogactwa i przestrzeni państwa ukraińskiego nawet drogą ujarzmienia cudzoziemców”
To właśnie on stworzył ideologiczne warunki do wymordowania Polaków.
Kolejnym faktem, który jakoś umknął Zychowiczowi to, to, że dd 1933 roku niemiecka Abwehra zaczęła utrzymywać dobre relacje z przywódcą OUN Konowalcem. Abwehra finansowała OUN w zamian za dane wywiadowcze dotyczące Wojska Polskiego oraz dane osobowe Polaków. Gdy w 1938 roku Konowalca zastrzelił agent NKWD władzę w OUN przejęli Andrij Melnyk i Stepan Bander, który w tym czasie siedział w polskim więzieniu. W 1939 roku OUN przeprowadziło liczne zabójstwa Polaków, w tym żołnierzy wracających z wojny.
15 sierpnia 1939 roku Niemcy rozpoczęli szkolenie ukraińskich ochotników z OUN na Słowacji.
Po dokonanych przez OUN zamachach na posła T. Hołówkę a następnie na ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego, w 1930 roku Piłsudkski zarządził pacyfikację Galicji. Nastąpiły aresztowania, akty przemocy i niszczenia. Do Berezy Kartuskiej trafiło wielu działaczy OUN, w tym Szuchewycz a Bandera został skazany na karę śmierci, którą następnie zamieniono mu na dożywocie.
Po klęsce wrześniowej Ukraińcy mordowali wracających żołnierzy i wszystkich cieszących się prestiżem społecznym. Zychowicz konfabuluje pisząc, że Wojsko Polskie w odwecie paliło ukraińskie wsie. Jest to wyssana z palca bzdura, jednocześnie nie potrafi podać ani jednej nazwy spalonej wsi. Za to faktem jest, ze Ukraińcy zaczęli mordować pierwsze polskie rodziny i wsie. Umyka mu cały okres współpracy Ukraińców z Sowietami, w czasie którego wraz z Żydami denuncjowali Polaków, którzy w wyniku tego byli mordowani przez NKWD lub wysyłani w głąb Rosji. Sytuacja zmieniła się dopiero później, gdy okazało się, że po Polakach dla Sowietów, wrogiem stali się sami Ukraińcy.
Całkowita zmiana nastąpiłą, gdy 22 czerwca 1941 roku Niemcy zaatakowali ZSRR. Ukraińcy zaraz stanęli po stronie Niemiec. 30 czerwca 1941 roku OUN ogłosiło uroczysty Akt odnowienia Państwa Ukraińskiego i powołało rząd Jarosława Stećko. Niemcy jednak szybko ten rząd rozpędzili a działaczy OUN łącznie z Banderą pozamykali w obozach. Przez kolejne dwa lata OUN w konspiracji budowało struktury cywilne i wojskowe.
W 1943 roku decyzję o wymordowaniu ludności polskiej podjął szef wołyńskich struktur OUN, Dmytro Kłaczkowski. Celem wywołanego powstania miała być walka z Niemcami i eksterminacja Polaków. Jego plan zaakceptował Powod OUN i Roman Szuchewycz. OUN postanowiło wykorzystać do tej akcji zwykłych chłopów obiecując im majątek pomordowanych.
O nadciągającej rzezi kierownictwo Polskiego Państwa Podziemnego było informowane przez Biuro Wschodnie Delegatury Rządu na Kraj, które poza tym zalecało szybką i zdecydowaną akcję w celu jej zapobieżenia. Zwracali również uwagę na to, że „nie należałoby szukać sposobów zapobieżenia rebelii na drodze jakichkolwiek pertraktacji polskich czynników z OUN”. Raporty jak zawsze zostały zlekceważone. Dowództwo AK i rząd polski całą uwagę zwróciło na walkę z Niemcami i przygotowaniach do późniejszego Planu Burza, w ramach, którego Wołyń był pierwszym rejonem gdzie miały się zacząć walki, w celu opanowania terenu i przywitania Armii Czerwonej jak gospodarze. AK na Wołyniu dowodzili oficerowie z centralnej Polski, dla których głównym dylematem było zachowanie sił zbrojnych gotowych do walki, a nie pomoc wyrzynanej ludności cywilnej. Zresztą AK na Wołyniu zaczęła rozbudowywać struktury dopiero w 1943 roku, gdy rzeź była w trakcie. Zbrojne ramię OUN, UPA była w odróżnieniu była formowana od października 1942 roku.
Problem pogłębiał konflikt o kompetencje pomiędzy dowódcą AK na Wołyniu pułkownikiem Kazimierzem Bąbińskim „Luboniem”, a wołyńskim delegatem rządu na kraj Kazimierzem Banachem „Janem Linowskim”. Obydwaj uważali, że ten drugi powinien się podporządkować. O ile jednak Banach doskonale znał specyfikę Wołynia, to Bąbinski nie miał pojęcia o miejscowych problemach. Banach od kwietnia 1943 roku przystąpił do formowania oddziałów straży obywatelskiej Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa, które miała wspierać samoobronę polską.
11 lipca 1943 roku doszło do „Krwawej niedzieli” gdy Ukraińcy przystąpili do ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej. W sobotę 10 lipca, dzień przed rzezią Banach wysłał na rozmowy z UPA, delegację na czele z podporucznikiem Zygmuntem Rumelem. Ukraińcy w odpowiedzi rozerwali ich na strzępy końmi.
Zbrodnie nacjonalistów ukraińskich charakteryzowały się tak powszechnym i tak makabrycznym okrucieństwem, że prof. Ryszard Szawłowski specjalista prawa międzynarodowego, ukuł termin genocidium atrox, czyli ludobójstwo dzikie, barbarzyńskie.
Raport komendy AK Lwów mówił:
„Akcję mordowania Polaków przeprowadzili Ukraińcy z potwornym okrucieństwem. Kobiety, nawet ciężarne przybijali bagnetami do ziemi. Dzieci rozrywali za nogi, inne nadziewali na widły i rzucali przez parkany. Inteligentów wiązali drutami i wrzucali do studni. Odrąbywali siekierami nogi, ręce, głowy, wycinali języki. Odcinali uszy i nosy, wydłubywali oczy. Wyrzynali przyrodzenie, rozpruwali brzuchy i wywlekali wnętrzności. Młotami rozbijali głowy, żywe dzieci wrzucali do płonących domów. Szał barbarii doszedł do tego stopnia, że żywych ludzi przerzynali piłami lub uśmiercali kijami. Do kryjówek podziemnych w zabudowaniach wrzucali granaty czy też pęki podpalonej słomy.”
Jerzy Krasowski wspomina: „W pierwszym zabudowaniu znaleźliśmy wstrząsający widok. Wbitego na ostry słup przy furtce kilkuletniego chłopca. Na parkanie był napis „Litak Sikorskoho” (Samolot Sikorskiego). Przed progiem domu leżały trupy mężczyzn i dwóch kobiet okrutnie porąbanych siekierą”
Wincenty Romanowicz: „W jednej z wiosek w pobliżu Deraźnego po pogromie znaleziono w chacie małe dziecko z wyprutymi wnętrznościami. Jelita były rozpięte na ścianie w jakiś nieregularny sposób, a na jednym z gwoździ wisiała kartka z napisem „Polska od morza do morza”.
Irena Gajowczyk: „Po niedługiej chwili ponownie podbiegli banderowcy do mojej mamy i podcięli jej gardło. Jeszcze żyła, kiedy zdarli z niej szaty i poodcinali jej piersi. Mama z bólu powyrywała sobie długie włosy z głowy. Widziałam, jak naszej sąsiadce, Wasylkowskiej, odrąbywali na pieńku głowę. Jeden z banderowców bił mi nóż troszeczkę poniżej gardła. Ojciec po imieniu błagał Iwana, bo ciągle przychodził do naszego tatusia jako przyjaciel.”
Henryk Frontczak: „Zacząłem odzyskiwać przytomność bardzo powoli. Jak we śnie widziałem, jak mordują moją mamę, słyszałem jęki ojca. Dalej leżał i jęczał mój trzyletni braciszek Kazio. Miał wbity kołek w brzuch i tak konał przygwożdżony do ziemi.”
Natalia Frontczak - Walasik: „Dopiero kiedy postać znalazła zupełnie blisko nas, rozpoznałem w niej Henia, brata mojego. Był cały zmasakrowany, podźgany nożem w głowę, piersi, plecy, nogi. Miał rozpruty brzuch, z którego wychodziły kiszki, był więc przepasany ręcznikiem. Kiedy mnie zobaczył, rozpłakał się i ja też.”
Zofia Król: „Mam leżała na podłodze cała zakrwawiona z nożem w piersi. Tata leżał koło pasieki najprawdopodobniej przerżnięty piłą. W domu nie było nikogo, na podłodze leżało tylko jakieś dziecko, całe porozrywane. Głowa, nogi, ręce – osobno.”
Władysław Tołysz: „Widziałem zamordowanego swego kolegę, a jednocześnie wspaniałego ucznia. Nazywał się Prończuk. Gdy banderowcy mordowali jego matkę, rzucił się jej na pomoc. Oprawcy odrąbali mu ręce i nogi, i położyli na taborecie. Umarł z upływu krwi.”
Adam Kownacki: „Na Wielkanoc do Hermanówki na rezurekcję poszło dwudziestu chłopaków. Żaden z nich nie wrócił. Wszyscy zostali pomordowani, i to w okrutny sposób. Najstarszy z nich miał tylko głowę przekręconą w drugą stronę. Młodszych Ukraińcy męczyli w bardziej wyrafinowany sposób. Mieli obcięte języki, genitalia, obdzierano ich ze skóry”
Kazimiera Jurkowska: „Mam jeszcze przed oczyma, jak dwoje dzieci leży na leżance, jedno w jedną stronę, a drugie w drugą – z pociętymi główkami siekierą. W drugim pokoju porąbana matka. W otwartych drzwiach leżał porąbany w kawałki jak polano mężczyzna. Dziecko, może trzyletnie, leżało w łóżeczku. Miało pociętą główkę, oczka wydłubane, paluszki wykręcone.”
Po rzezi Ukraińcy rozkradali cały majątek a resztę, nawet drzewa wycinali i palili, tak aby nie został najmniejszy ślad, że na tym kiedyś mieszkali Polacy.
Polacy nie mogąc liczyć na żadną pomoc zaczęli sami tworzyć oddziały samoobrony. Do miejsce gdzie się one znajdowały uciekali okoliczni Polacy.
Dopiero 20 lipca 1943 roku komendant Okręgu Wołyń AK, pułkownik Bąbiński wydał rozkaz utworzenia lotnych oddziałów partyzanckich, liczących łącznie tysiąc żołnierzy. W zamyśle miały one współpracować z istniejącymi już samoobronami. Odziały stanowiły około 1/8 wszystkich sił AK na Wołyniu. Reszta miała czekać na Plan Burza. Zychowicz w tym miejscu zarzuca, dowództwu AK, że wydało bardzo mało broni spośród zapasów, stwarzając wrażenie, że AK było świetnie uzbrojone, jest to nieprawda. Zarówno Dąb – Komorowski jak i rząd w Londynie cały czas zwracali uwagę na bardzo małą ilość broni, będącej w posiadaniu AK. Faktem jednak jest, że Bąbiński mógł zacząć formować oddziały AK dużo wcześniej i mógł być przygotowanym na działania UPA. Jednak Banach, tak jak i obecni polscy politycy, żył złudzeniami, że można z UPA osiągnąć jakiś kompromis. Od sierpnia 1943 roku AK zaczęła podporządkowywać sobie placówki samoobrony i PKB. Banach cały czas zwracał uwagę na to, że głównym celem AK powinno nie być przygotowywanie do walki z Niemcami, lecz obrona ludności. Niestety Bąbiński i Komenda Główna AK widzieli to, całkowicie odmiennie. Co gorsze AK starało się przejąć całkowitą kontrolę nad Kresami i podporządkować sobie pion cywilny, co prowadziło do erozji i tak słabej obrony ludności polskiej.
Banach we wrześniu 1943 roku wprost błagał Komendę Główną AK o przysłanie posiłków z centralnej Polski. Gen. Bór-Komorowski w raporcie wysłanym do Londynu skłamał mówiąc o wysłaniu na Wołyń kilku grup partyzanckich, w rzeczywistości nie wysłał nikogo. Zychowicz ponownie atakuje KG AK o to, że nie zapewniła większej ilości broni dla Wołynia, niż 6 tysięcy sztuk amunicji, że nie wykonała obiecanych zrzutów broni oraz że nie zabezpieczyła łączności, nie dając radiostacji. Prawda jest taka, o czym Zychowicz powinien wiedzieć, że AK była silnie uzbrojona jedynie w opowieściach, sama miała bardzo mało broni, co było widać podczas Powstania Warszawskiego, a Anglicy w obawie przed reakcją Stalina ograniczyli zrzuty broni aby AK nie była zbyt silna.
Głównym jednak powodem, dla którego AK bała się zbrojnie zareagować, był strach przed reakcją Zachodu.
Jak pisał pułkownik Jan Rzepecki „Udostępnienie potrzebnej Kresom broni, roznieciłoby ogień walki do niewyobrażalnych rozmiarów, a opinia publiczna świata uzyskałaby argument, że walka Polaków o granice z września 1939 roku była błędem politycznym”.
Zgodnie ze zdaniem rządu polskiego jak i KG AK, lepiej wobec tego było aby Polacy na Wołyniu grzecznie i cicho dali się wymordować i niestety takie podejście kolejnych rządów polskich mamy do dzisiaj. Ciągle najważniejsze jest aby nas byle cieć poklepywał po plecach.
12 października 1943 roku, po trzech miesiącach rzezi Polaków, Rada Narodowa uznała, że należy zintensyfikować rozmowy polsko-ukraińskie i dążyć do uzyskania oświadczenia ukraińskich sił politycznych, że mieszkający na tym terenie Ukraińcy chcą pozostać obywatelami polskimi. Czy jeszcze ktoś ma jakieś wątpliwości, że rządzili nami idioci?
Bano się konfliktu polsko-ukraińskiego, bo ten mógłby spowodować interwencję Rosji i spodziewano się braku poparcia krajów anglosaskich. Jedynym wyjściem jakie wobec tego widziano to wyrażana przez Ukraińców chęć pozostania obywatelami polskimi. Naprawdę trudno to skomentować. Oczywiście wszyscy nasi przywódcy żyli w świecie fantazji i w ogóle nie brali pod uwagę, że Alianci podjęli już decyzję, zgodnie z którą, granica wschodnia Polski miała przebiegać na linii Ribbentrop – Mołotow. Partie rządzące Polską Podziemną miały kompleks sanacji, zgodnie z którym grzechem głównym był jakikolwiek nacjonalizm.
30 lipca 1943 roku, dwa tygodnie po Krwawej Niedzieli, Krajowa Reprezentacja Polityczna wydała „Odezwę do Narodu Ukraińskiego”, w której obiecywano Ukraińcom równouprawnienie, swobodę polityczną, kulturalną i gospodarczą, której gwarancją miał być samorząd terytorialny.
Zychowicz zwraca jeszcze uwagę na dowódców AK nazywanych przez niego Czerwonym Lobby. Zalicza do nich pułkownika Jana Rzepeckiego i generała Stanisława Talara. Obydwaj stali na stanowisku konieczność dogadania się z Sowietami i to za cenę ustępstw terytorialnych i rezygnacji z Kresów. W 1944 roku Delegatura rozwiązała niewygodne dla niej Biuro Wschodnie.
Drugą część książki autor poświęca opcji niemieckiej.
To właśnie dzięki pomocy niemieckiej ocalały tysiące Polaków. Jest to jedna z tych spraw, o których Józef Mackiewicz, że „nie wolno głośno mówić”.
Po ataku Niemiec na ZSRR, Polacy razem z Ukraińcami witali armię niemiecką, która dawała im ocalenie przed zbrodniami sowieckimi, szczególnie że NKWD tuż przed wkroczeniem Niemców przystąpiła do mordowania wszystkich więźniów. Jednak Polacy zaczęli współpracować z Niemcami dopiero od wiosny 1943 roku, gdy doszło do pierwszych mordów Polaków przez Ukraińców. Zychowicz podkreśla, że bzdurą było stwierdzenie, że Niemcy napuścili banderowców na Polaków.
W marcu i kwietniu nastąpiła masowa dezercja ukraińskich policjantów, która była sygnałem do rebelii. UPA mordowała Polaków ale również atakowała Niemców, doprowadziła do sparaliżowania dostaw kontyngentów żywnościowych. Niemcy zostali zmuszeni do opuszczenia wsi i wycofania się do miast. W efekcie doszło do współpracy pomiędzy Polakami a Niemcami. Niemcy poza pomocą ludności, przekazali broń polskim samoobronom, sprowadzili z Generalnej Guberni polskie siły policyjne i stworzyli na miejscu polskie jednostki policji. Polskie podziemie zaraz zakazało jakiejkolwiek współpracy z Niemcami. Polacy mieli raczej dać się wymordować niż poprosić Niemców o pomoc w samoobronie. Całe szczęście Kresowiacy nie podporządkowali się tym idiotycznym zakazom. W miastach dla uciekających Polaków utworzono strefy bezpieczeństwa, skąd następnie jechali na roboty do Rzeszy. Dopóki Niemcy bronili miejscowości Ukraińcy bali się atakować, jednak gdy na przełomie 1943 i 1944 roku Niemcy zaczęli wycofywać posterunki doszło do kolejnych rzezi.
7 września 1943 roku Niemcy stoczyli bitwę w obronie setek Polaków w Zasmykach. Po bitwie znaleziono ciała żołnierzy niemieckich.
Wincenty Romanowski: „Dwadzieścia sześć zebranych z pola bitwy ciał żołnierzy niemieckich zmasakrowanych w okrutny sposób celem wzbudzenia grozy wśród Niemców. Pomordowanych żołnierzy wystawiono na widok publiczny. Leżeli w trumnach ubrani w nowe mundury, z poobcinanymi nosami i uszami. Bez oczu, z powyrywanymi językami. Przez uszy niektórych przeciągnięto kolczaste druty. Inni mieli obcięte głowy lub połamane kości.”
Niemcy gdy byli w pobliży widząc łuny zawsze wyruszali na pomoc polskim wioskom, ewakuowali ludność i uzbrajali członków polskiej samoobrony. Czyli de facto robili to co powinna robić Armia Krajowa. To dzięki otrzymywanej od Niemców broni, udało się Polakom ocalić. Na wydawaną broń Niemcy wydawali pozwolenia, co legalizowało całą broń posiadaną przez Polaków. Broni otrzymywano tyle, że potrzeba było furmanek do jej przewozu. W zamian za broń, oddziały polskiej samoobrony czasami wspierały Niemców w walkach z sowiecką partyzantką. To jest kolejny temat tabu, o którym się nie mówi.
W połowie 1943 roku na Wołyniu znalazły się oddziały Wehrmachtu, w których służyli Ślązacy, Pomorzanie i Wielkopolanie. Ogólnie do armii niemieckiej wcielono około 400 tysięcy Polaków z ziem przyłączonych do Rzeszy.
Cichociemny por. Wacław Kopisto: „Na skutek coraz większego zagrożenia ze strony Ukraińców władze niemieckie sprowadziły oddział SS składający się głównie ze śląskich autochtonów. Do Polaków odnosili się oni nie najgorzej, pałali natomiast wielką nienawiścią do Ukraińców”.
Sprawozdanie OUN z 22 maja 1943 roku: „Tysiąc polskich żandarmów ściągniętych przez Niemców ostatnio to przeważnie Ślązacy, Poznaniacy i Pomorzanie, ale jest też trochę lwowiaków. Dotąd pełnili oni służbę na wschodzie, bliżej frontu. Z radosnym uśmiechem na twarzy powiadali, że przybędzie ich na Wołyń 10 tysięcy, a nawet 30 tysięcy, i wówczas Polacy sami ostatecznie rozprawią się z Ukraińcami.”
Akcjami pacyfikacyjnymi wsławił się niestety Schutzmannschaftsbatailon 202 (Waffen SS). Został on sformowany w maju 1942 roku w Krakowie. Zgłosiło się do niego pięciuset ochotników. Po przeszkoleniu w Pustkowie pod Dębicą został zorganizowany w trzy kompanie. Dowódcą został major Antoni Kowalski, a nadzorował go kapitan Tschnadel. Od kwietnia 1943 roku batalion został skierowany do walk z partyzantką sowiecką, jednak Niemcy mieli z nim więcej problemów niż korzyści, dlatego postanowili użyć go do walki z UPA. 2 maja 1943 roku batalion dotarł do Łucka i przystąpił do walk z UPA.
Jak wspominał jeden z jego żołnierzy:
„Pewnego razu przybiegła do nas dziewczynka dwunastoletnia z płaczem, że całe jej rodzeństwo wymordowali. Szybko przeprowadziliśmy alarm i wyruszamy furmankami na miejsce. Jest to wieś Stryłki. Tu naszym oczom przedstawia się obraz straszny. Zgliszcza dymią jeszcze. Po przybyciu naszym, zaczynają się schodzić ludzie, którzy zdołali uciec. Z lamentem przypadają do swych małych dzieci, które leżą w kałużach krwi. Większość pomordowanych spalona jest wśród gruzów. Znajdujemy też dużo ofiar leżących koło domów. Wszyscy byli w okrutny sposób męczeni. Mężczyźni z oderżniętymi genitaliami, kobietom wepchnęli flaszki, kamienie (w pochwy). Oberżnęli palce, języki, nosy, wbili kołki drewniane w mózg lub szyję.”
Po takich obrazach widzianych niemal codziennie 202 batalion zaczął pacyfikować ukraińskie wioski.
„Nie znamy litości dla Ukraińców. Obojętnie, czy to będzie kobieta czy dziecko. Krwawo znaczymy swe ślady. Wieś Podłużno została otoczona i spalona, ludność wystrzelana. Złażne – spalona do ostatniej chałupy. Wieś Japłoć – spalona, kobiety, dzieci wystrzelane. Wypadamy z lasu gwałtownie na wsie i robimy gruntowne czystki.”
Ukraińcy nazywali 202 batalion „rzeszowskim”. W trakcie walk z UPA batalion, szczególnie podczas ewakuacji ludności, ponosił duże straty, które były jednak szybko uzupełniane przez ochotników z Wołynia. Pod koniec 1943 roku część żołnierzy zdezerterowała i dołączyła do AK. Batalion został rozwiązany w maju 1944 roku po rozbiciu przez Armię Czerwoną.
Michał Wenkler: „Historia 202 Batalionu jest przykładem militarnej kolaboracji naszych rodaków z niemieckim okupantem. Choć pozostaje pytanie, czy straty ludności polskiej na Wołyniu nie byłyby w 1943 roku jeszcze większe gdyby się tam nie pojawili Polacy w hitlerowskich mundurach.”
Wiosną 1943 roku Niemcy przystąpili do formowania polskiej policji złożonej z Wołyniaków, znanej od koloru mundurów jako „zieloni”. Schutzmannschafty były zorganizowane jak jednostki wojskowe. Dowodzone były przez Polaka i Niemca. Oddziały tworzyły w małych miejscowościach i wsiach ufortyfikowane posterunki, które stanowiły bazy wypadowe zarówno do akcji przeciwbanderowskich jak i antypartyzanckich. W oddziałach policyjnych łącznie służyło 1,5 tysiąca Polaków. Zdaniem Ukraińców ich około 4 tysięcy. Do policji szczególnie zaciągali się ocaleli z rzezi ukraińskich.
Raport AK z 3 sierpnia 1943 roku:
„Obecnie na Wołyniu stoją naprzeciw siebie dwa fronty. Nacjonalistyczno-bandycki Ukraińców i niemiecki z udziałem tzw. „Sondwerdienstu” polskiego i policji granatowej z drugiej strony.”
Ryszard Torzecki: „Trzeba podkreślić, że to nie Polacy pierwsi zaatakowali. W początkach 1943 roku na Wołyniu mieszkało na wsi około 5-7% ludności polskiej, gdy przed wojną było jej tam około 14-16%. Polacy ci nie byli samobójcami, żeby podjąć tak nierówną walkę, i to w tak niesprzyjających warunkach. Kiedy im ją natomiast narzucono – bronili się. Metody walki narzucał przeciwnik, więc Polacy nie przebierali w środkach.”
Ewa Siemaszko: „Polacy piszą, że są wdzięczni policji polskiej, zawdzięczają jej życie. Gdyby nie ona, to nie zginęłoby 60 tysięcy, tylko być może 120 tysięcy osób. Te wszystkie miejscowości gdzie była zgromadzona ludność, która uciekła z wymordowanych wsi i drżała każdego dnia i nocy przed napadem, były cały czas chronione przez policję polską.”
Zychowicz podsumowując pisze bardzo niewygodne słowa, ale na wskroś prawdziwe. Niemcy zrobili dla Polaków więcej niż Polskie Państwo Podziemne. Gdy w końcu AK zaczęła walczyć z UPA, skierowała do walk 1 tysiąc żołnierzy, Niemcy skierowali do 4 tysięcy polskich policjantów. To Niemcy, a nie AK przekazywali Polakom broń do obrony.
W trzeciej części autor zajmuje się tematem odwetu.
Należy przypomnieć, że wszelkie akcje odwetowe były zakazane, a jeżeli do nich dochodziło to były sporadyczne przypadki. Odwet stosowały oddziały policji, ale one przynależały do armii niemieckiej. Według Romana Striłki do końca 1943 roku polska samoobrona i oddziały partyzanckie specyfikowały na Wołyniu 27 wsi. Jednak w tym samym czasie na Wołyniu, Ukraińcy dokonali 3259 ataków w 1721 koloniach, wsiach i miateczkach.
Na początku 1944 roku AK przeprowadziła bój o poszerzenie bazy operacyjnej. Chodziło o oczyszczenie terenów, na których stacjonowała Wołyńska Dywizja AK z odziałów UPA i ludności ukraińskiej. Zakazano jednak mordów kobiet i dzieci pod groźbą sądu polowego. Zakaz nie dotyczył mężczyzn w wyniku czego, w części z wsi doszło do rozstrzeliwań. Zdaniem historyków na Wołyniu z rąk polskich zginęło 1454 ukraińskich cywilów.
W czwartej części Zychowicz analizuje opcję sowiecką.
Wiosną 1943 roku, gdy Polaków nikt nie bronił, często jedyną obroną była partyzantka sowiecka. Sowieci pomagali Polakom, w wyniku czego w części miejscowości powstały bazy sowieckiej partyzantki. Gdy nasiliły się mordy ukraińskie, polska młodzież zaczęła wstępować do radzieckich oddziałów partyzanckich. Było ich na tyle dużo, że Chruszczow nakazał tworzenie odrębnych polskich oddziałów. Dochodziło jednak do mordowania żołnierzy z AK przez partyzantów sowieckich, z drugiej jednak strony część oficerów z AK bratała się z bolszewikami i chodziła na wspólne, zakrapiane bimbrem bankiety.
Z 3 na 4 stycznia 1944 roku Armia Czerwona przekroczyła dawne granice Polski. 11 stycznia ZSRR oficjalnie poinformował, że ziemie za linią Curzona zostaną przyłączone do Związku Radzieckiego. Nie zważając na to, 7 stycznia AK na Wołyniu przystąpiła do realizacji Planu Burza i wyszła z podziemia. 15 stycznia płk Bąbiński wydał rozkaz mobilizacji. Ogłoszono powstanie 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Zamiast ją zmobilizować rok wcześniej i chronić mordowanych cywilów, AK pozostawiło ich samym sobie, bo dla niej ważniejsza była demonstracja dla Rosjan i AngloAmerykanów, którzy i tak nie zwrócili na nią uwagi. Dodatkowo zamiast zgodnie z pierwotnym planem stworzenie wielu małych oddziałów partyzanckich, sformowano wielką formację, wskutek czego musiały się zaraz pojawić problemy z aprowizacją i przemieszczaniem. AK w celu stworzenia tak wielkiej jednostki ogołociło ocalałe polskie miejscowości z samoobron. Nie brano w ogóle przy tym pod uwagę, że po ich odejściu zaraz zaatakuje UPA. Na początku kwietnia 1944 roku dywizja wraz z Sowietami wzięła udział w walkach o Kowel, w wyniku czego została okrążona. Dywizja chciała się wycofać za Bug, jednak Komenda Główna AK nie wyraziła na to zgody. Ostatecznie część dywizji została rozbrojona przez Sowietów, a reszta chora, w łachmanach, bez wartości bojowej przedostała się przez Bug.
Podstawowe pytanie, które można teraz zadać, to po co? Jaki był sens Planu Burza, jaki był sens wykrwawienia się, skoro w Teheranie już wszystko ustalono, a Roosevelt nie miał zamiaru ingerować przeciw Stalinowi. Również dla Churchilla ważniejsze były dobre stosunki z Rosją niż wspieranie AK. Dodatkowo słaba dywizja partyzancka nie mogła mieć większego znaczeniu podczas walk pomiędzy Niemcami a Sowietami. Brutalnie mówiąc, czy ona była, czy nie, nie miało to dla Koalicji najmniejszego znaczenia. Znaczenie jednak mogła mieć dla mordowanych Polaków, bo mogła stać się przeciwwagą dla UPA. Jak to jednak zawsze była, dla kolejnych polskich rządów, od własnego narodu zawsze są ważniejsze akcje propagandowe.
Ten tekst chciałbym zakończyć fragmentem meldunku lwowskiego podziemia:
„Ludność czuje się opuszczona przez polskie czynniki rządowe. Pominięcie sprawy wołyńskiej lub zbywanie jej krótkimi wzmiankami przez oficjalną prasę podziemną sprawia wrażenie, że polskie władze tylko wtedy interesują się mordowaniem Polaków, jeśli mordercami są Niemcy. Gdy chodzi o Ukraińców, uważa się wiadomości o mordach najpierw za niesprawdzone, a wreszcie zrzuca się winę na wszystkich z wyjątkiem oczywiście głównych sprawców: nacjonalistów ukraińskich z OUN na czele.”
„Doszło do tego, że dziś zadaje sobie ona (ludność) rozpaczliwe pytanie: „Czy my w ogóle jesteśmy Polsce potrzebni? Czy nie jesteśmy dla niej nie tylko przykrym kłopotem, przyczyną konfliktu z ukochanymi słowiańskimi braćmi – Ukraińcami oraz z Rosją””
Niestety do dzisiaj, dla kolejnych warszawskich rządów są jedynie przykrym kłopotem, przyczyną konfliktu z ukochanymi słowiańskimi braćmi – Ukraińcami.
Commenti