top of page

Tragizm polityki mocarstw – John Mearsheimer

„Wojna to kontynuacja polityki z użyciem innych środków” – Carl von Clausewitz

„Mocarstwa są jak kule na stole bilardowym, różniące się jedynie wielkością.” – John Mearsheimer

„W polityce międzynarodowej Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają. Zasada polegania na sobie (self help) nie wyklucza zawierania sojuszy, lecz każdy sojusz jest tylko przejściowym małżeństwem z rozsądku, dzisiejszy sojusznik jutro może stać się wrogiem, a wróg sojusznikiem.” - John Mearsheimer

„Współzawodnictwo między państwami ma charakter gry o sumie zerowej, co czasem czyni je zaciekłym i bezlitosnym. Państwa mogą współpracować ze sobą w poszczególnych sprawach, lecz ich podstawowe interesy są wzajemnie sprzeczne.” –John Mearsheimer

„Powodem zaangażowania militarnego mocarstw, takich jak USA, w odległych regionach nie jest utrzymywanie pokoju, lecz powstrzymywanie potencjalnych hegemonów. Dlatego ważne jest, by Polacy zrozumieli, z jaką wyjątkową sytuacją mamy do czynienia.” – John Mearsheimer

Profesor Mearsheimer z Uniwersytetu w Chicago jest jednym z głównych geopolityków w Stanach. Jego książka „Tragizm polityki mocarstw” jest jedną z najważniejszych książek poświęconych polityce międzynarodowej napisanych po zakończeniu zimnej wojny. Mearsheimer opisuje w niej istotę polityki prowadzonej przez mocarstwa na przestrzeni ostatnich dwustu lat, odziera ją z naiwnego idealistycznego pojmowania i wskazuje na prawdziwe motywy, którymi te się kierują. W polityce międzynarodowej bowiem nie ma czegoś takiego jak dobro i zło, jest tylko i wyłącznie własny interes. Szkoda, że tak niewielu to rozumie.

Istotą koncepcji Mearsheimer’a jest realizm ofensywny. Moim zdaniem jest to najbardziej kompleksowa koncepcja geopolityczna z jaką miałem do czynienia. Zgodnie z koncepcją realizmu mocarstwa toczą ze sobą wojny z powodu lęku przed innymi, a ponieważ jedynie hegemonia zapewnia przetrwanie, to w chwili kiedy pojawia się nowy potencjalny hegemon musi dojść do wojny. Mearsheimer rozprawia się już na samym wstępie z trzema głównymi teoriami liberalnymi, pierwsza z nich zakłada, że współzależność gospodarcza powoduje, że państwa nie są skłonne prowadzić ze sobą wojen, co więcej państwa bogate mają być rzekomo bardziej nastawione pokojowo. Zgodnie z drugą, tzw. teorią demokratycznego pokoju, demokracje nie prowadzą wojen z innymi demokracjami, czyli wystarczy zaprowadzić demokrację we wszystkich państwach świata i uzyskamy wieczny pokój. Zgodnie z trzecią teorią, kluczem do ograniczenia liczby wojen są instytucje międzynarodowe. W koncepcjach liberalnych mamy siłą rzeczy manicheizm geopolityczny, mamy państwa rzekomo dobre, miłujące pokój i państwa rzekomo złe, zaburzające międzynarodową sielankę. Natomiast „realiści unikają dzielenia państw na „dobre” i „złe”, ponieważ wszystkie mocarstwa kierują się taką samą logiką, niezależnie od swojej kultury, ustroju czy tego, kto akurat sprawuje w nich władzę. Jedyną więc przydatną kategorią, wedle której można klasyfikować państwa, jest ich relatywna potęga.”

„Myślenie państw jest zdominowane przez kalkulacje związane z potęgą, zaś sama potęga stanowi przedmiot współzawodnictwa między państwami. Współzawodnictwo czasami prowadzi do wojny, którą realiści uznają za akceptowalny instrument sztuki rządzenia.”

Mearsheimer wyróżnia dwa rodzaje realizmów: klasyczny oraz defensywny. W myśl tych koncepcji państwa zaczynają walczyć dopiero gdy są fizycznie zaatakowane, sam jednak jest autorem koncepcji realizmu ofensywnego, zgodnie z którą mocarstwa stosują atak z wyprzedzania jak tylko zauważają, że zaczyna wzrastać potęga, która może w przyszłości stać się dla nich zagrożeniem.

Ponieważ jednak „samolubne dążenie do potęgi nie porywa tłumów” a „większość tłumów woli postrzegać konflikty między własną ojczyzną a innymi państwami jako walkę dobra ze złem, w której oni sami stają po stronie aniołów, zaś ich wrogowie są sprzymierzeńcami diabła. Nic więc dziwnego, że przywódcy starają się opisać wojnę raczej jako krucjatę przeciwko złu lub spór o zasady, a nie jako sposób na wzmocnienie państwa.”

„Amerykanów trudno przekonać do realizmu, ponieważ stoi on w sprzeczności z wyznawanymi przez nich wartościami, a także z ich samooceną oraz sposobem postrzegania otaczającego ich świata. Dla większości Amerykanów wojna jest czymś nagannym, zjawiskiem, które powinno zostać z czasem całkowicie wyrugowane. Można ją usprawiedliwić, jeśli służy szczytnym liberalnym celom, jak szerzenie demokracji lub obalenie tyranii, lecz moralnie nie do obrony jest sięganie po ten instrument dla zmiany lub utrwalenia równowagi sił.” Dlatego tak istotnym jest wskazanie kto jest dobrym a kto złym.

„Dobre państwa i złe państwa wyróżniają oczywiście teoretycy liberalizmu, za najlepsze podając z reguły liberalne demokracje z gospodarką wolnorynkową.” W świetle takiego podziału Stany stają zawsze w pierwszym szeregu sił dobra a każdy ich przeciwnik siłą rzeczy musi być przedstawicielem imperium zła. Jak wskazuje Mearsheimer, w praktyce za zamkniętymi drzwiami kończą się wzniosłe zasady a zaczyna się prawdziwa Realpolitik.

„Krótko mówiąc, nie sposób nie dostrzec różnicy między retoryką a faktycznymi działaniami amerykańskiej demokracji. Dla każdego inteligentnego obserwatora powinno być oczywiste, że Stany Zjednoczone mówią jedno, a czynią drugie.”

Mearsheimer zadaje pytanie: Dlaczego państwa dążą do potęgi? Przede wszystkim system międzynarodowy ma charakter anarchiczny co oznacza brak rządu nad rządami. Po drugie, ponieważ każde państwo dysponuje określonym potencjałem militarnym, oznacza to, że państwa są dla siebie wzajemnie niebezpieczne. Założenie trzecie opiera się na braku pewności co do intencji innych państw, oznacza to, że żadne państwo nie może być pewne tego, że inne państwa nie wykorzystają przeciwko niemu swojego potencjału militarnego. „Co więcej, intencje mogą ulegać gwałtownym zmianom; państwo, które dziś jest przyjacielem, jutro może stać się wrogiem.” Założenie czwarte mówi, że głównym celem mocarstw jest przetrwanie. Piąte założenie mówi, że mocarstwa zachowują się racjonalnie. Biorą przy tym pod uwagę zarówno długofalowe jak i bezpośrednie skutki swoich działań.

Czytając kolejne słowa Mearsheimera trudno zrozumieć polską politykę zagraniczną, zresztą czytając jakąkolwiek poważną książkę nie sposób zrozumieć polityki polskiej, która jest nie dosyć, że naiwna to całkowicie oderwana od rzeczywistości i polega na zawieszaniu się na szyi kolejnym przypadkowym alfonsom.

„Mocarstwa boją się siebie nawzajem. Podchodzą do siebie podejrzliwie i obawiają się możliwości wybuchu wojny. Przewidują zagrożenia. W polityce międzynarodowej trudno o zaufanie. Z punktu widzenia danego mocarstwa wszystkie pozostałe mocarstwa są potencjalnymi wrogami. Rolę strachu jako czynnika sprawczego w polityce międzynarodowej potęgują konsekwencje padnięcia ofiarą agresji. Drastyczne konsekwencje wojen sprawiają, że państwa traktują siebie nawzajem nie tylko jako konkurentów, lecz także jako potencjalnych śmiertelnych wrogów. W polityce międzynarodowej Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają. Zasada polegania na sobie (self help) nie wyklucza zawierania sojuszy, lecz każdy sojusz jest tylko przejściowym małżeństwem z rozsądku, dzisiejszy sojusznik jutro może stać się wrogiem, a wróg sojusznikiem.”

Nic bardziej nie określa niedojrzałości tego czegoś co my w Polsce, uważamy za politykę zagraniczną niż powyższe zdania. W polityce zagranicznej liczy się tylko tu i teraz, jedynie my, Polacy,traktujemy politykę zagraniczną jak ślub w kościele rzymskokatolickim i ślubujemy miłość, uczciwość i wierność aż do śmierci, co powoduje, że wiecznie jesteśmy wykorzystywani, wiecznie obrywamy i jesteśmy największym frajerem wśród narodów świata.

„Państwa kierujące się zasadą polegania na sobie niemal zawsze postępują zgodnie z własnym interesem, nie podporządkowując go interesom innych państw ani też tzw. społeczności międzynarodowej. Przyczyna jest prosta: w świecie, w którym każdy musi dbać o siebie, egoizm przynosi korzyści.” W takim świecie, jeżeli nie chce się być przedmiotem ataku trzeba być na tyle silnym aby inne państwa nie podejmowały walki z obawy przed klęską. Zawsze lepiej być silniejszym niż słabszym.

W tym miejscu pojawia się zagadnienie „dylematu bezpieczeństwa”. Państwa starające się zabezpieczyć przed agresją wzmacniają swoją potęgę co powoduje, że inne państwa czując się zagrożone również zaczynają rozwijać swój potencjał, co powoduje dalszy wyścig.

„Najlepszą obroną jest skuteczny atak, a ponieważ wszyscy są tego świadomi, mamy do czynienia z nieustanną rywalizacją.”

Jednocześnie prof. Mearsheimer podkreśla, że mocarstwa nie są bezmyślnymi agresorami, wręcz przeciwnie, zawsze kalkulują swoje siły i siły przeciwników. W skutek tego, najbardziej agresywne mocarstwa to te, które są wyraźnie silniejsze od innych, ale nawet one, gdy przewidują wysokie straty powstrzymują się od agresji. Każda agresja wiąże się z dokładną analizą kosztów, ryzyka i korzyści, nikogo nie interesuje pyrrusowe zwycięstwo.

„Państwa nie rozpętują też wyścigów zbrojeń, które nie rokują poprawy ich pozycji, czasami ograniczają też wydatki na zbrojenia, jeżeli dodatkowe nakłady nie mają istotnego wpływu na istniejący układ sił, względnie, jeśli nadwyrężą ich gospodarkę, osłabiając je na dłuższą metę.”

Dlaczego wybuchają wojny? Nie, nie z altruistycznych powodów, wojny są niestety czymś nieuniknionym.

„Państwo, które osiągnęło hegemonię regionalną, stara się uniemożliwić pozostałym mocarstwom powtórzenie tego wyczynu w innych częściach świata. Hegemoni regionalni nie tolerują równorzędnych konkurentów. W interesie hegemona regionalnego leży więc, by w każdym z pozostałych regionów trwała rywalizacja przynajmniej dwóch mocarstw, wiążąca ich siły i powstrzymująca ekspansję w innych częściach świata.”

A ponieważ od zakończenia zimnej wojny na świecie istnieje tylko jeden hegemon regionalny, czyli USA, dlatego czekają nas kolejne wojny, teraz czas na Chiny.

W kolejnym rozdziale Mearsheimer zajmuje się kwestią strachu. Jego zdaniem jest on kluczowy dla powstawania konfliktów.

„Poziom strachu ma ogromne znaczenie ponieważ w dużym stopniu decyduje o intensywności rywalizacji i prawdopodobieństwie wybuchu wojny. Im silniejszy strach tym większe zagrożenie konfliktem zbrojnym, w poczuciu zagrożenia państwa sięgają bowiem po wszelkie sposoby poprawy swojego bezpieczeństwa i są gotowe na duże ryzyko, by osiągnąć ten cel.”

Żeby jednak określić poziom strachu, Mearsheimer stara się odpowiedzieć na pytanie: Czym jest potęga?.

Jego zdaniem potęga państwa dzieli się na potencjalną i realną. Potęgę potencjalną tworzą populacja kraju oraz jego bogactwo. Potęgę realną tworzą jego siły zbrojne. Żeby wzrosła potęga państwa konieczny jest rozwój gospodarczy, który generuje bogactwo, a tylko bogate państwa mogą sobie pozwolić na wystawienie potężnych armii. Kolejnym koniecznym elementem jest zjednoczenie narodowe, nie może być mowy o potędze jeśli naród pozostanie rozbity.

W tym miejscu pisząc o realizacji celów pobocznych, Mearsheimer pisze o interwencjach humanitarnych i wylewa wiadro lodowatej wody na rozgorączkowane głowy amerykanofilów.

„Wbrew upowszechnionym opiniom, jakoby amerykańska polityka zagraniczna była przesiąknięta moralizmem, interwencja w Somalii w 1992 roku, pozostaje jedyną operacją humanitarną podjętą w ciągu ostatnich stu lat.” Rok później rząd USA odmówił interwencji w Rwandzie, gdzie w prosty sposób mógł bez problemu zapobiec ludobójstwu Tutsi przez Hutu.

Mearsheimer zwraca uwagę na to, że realizmu nie ograniczają żadne uwarunkowania ideologiczne, USA nie ma problemu z obalaniem demokratycznych rządów gdy te próbują realizować politykę niezgodną z ich interesami, Stalin bez problemu dogadywał się z Hitlerem gdy tego potrzebował, tak samo Stany podczas wojny nie miały zahamowań wspierając Stalina byleby pokonać Niemcy.

Odpowiadając na pytanie o słabość organizacji ponadpaństwowych, pisze z brutalną szczerością: „Mocarstwa, jeżeli nawet współpracują, to bynajmniej nie dlatego, że stawiają sobie za cel stworzenie lepszego świata. Celem każdego mocarstwa jest maksymalizacja własnej relatywnej potęgi, a to z reguły kłóci się z tworzeniem i utrzymywaniem stabilnego porządku międzynarodowego.”

Wchodząc w zagadnienia związane z potęgą, Mearsheimer podkreśla ścisłe powiązanie potęgi potencjalnej z militarną. To populacja i bogactwo są fundamentem potęgi militarnej. Bez dużej populacji żadne państwo nie może stać się potęgą. Również bogactwo jest czynnikiem koniecznym do budowy potęgi. Nie da się zbudować silnej armii bez środków i technologii pozwalających na wyposażenie, wyszkolenie i ciągłą modernizację sił zbrojnych.

W następnym rozdziale profesor Mearsheimer opisuje zasadę malejących korzyści i stara się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego bogate państwa rezygnują z rozbudowy sił zbrojnych. „Jeśli rozpędzanie wyścigu zbrojeń nie rokuje poprawy sytuacji strategicznej, państwa czekają na korzystniejsze okoliczności.” Krótko mówiąc chodzi o to aby osiągnąć jak największe efekty jak najmniejszymi kosztami. Inną ważną przyczyną rezygnacji z rozbudowy sił zbrojnych może być przekonanie, że może to zaszkodzić gospodarce kraju a w wyniku tego podkopałoby długofalowe perspektywy wzrostu jego potęgi.

Przechodząc do opisu sił zbrojnych, Mearsheimer wyciąga bardzo ciekawe wnioski, które wyjaśniają dlaczego gospodarka rosyjska tak dobrze sobie radzi w obliczu nałożonych sankcji.

„Współczesne państwa biurokratyczne są bardzo sprawne w dostosowywaniu swoich gospodarek do funkcjonowania w warunkach blokady. Po drugie, współczesne społeczeństwa są w stanie bardzo wiele wycierpieć, nie obracając się przeciwko władzy. W historii próżno szukać choćby jednego przypadku, gdy blokada morska lub bombardowania strategiczne skierowane przeciw ludności cywilnej wywołałyby poważne protesty antyrządowe. Wydaje się wręcz, że brutalność wzmaga powszechną nienawiść do nieprzyjaciela, a nie do własnych przywódców. Po trzecie wreszcie, cierpienia ludności raczej nie skłaniają elit rządzących do zaprzestania walki. Można więc bronić tezy, że im większe straty ponosi ludność cywilna, tym trudniej podjąć decyzję o kapitulacji. Ten pozorny paradoks wynika z faktu, że po krwawej klęsce społeczeństwo będzie prawdopodobnie poszukiwało winnych wśród przywódców, którzy poprowadzili je ku zagładzie . Ci ostatni mają więc dobry powód, by ignorować straty ponoszone przez ludność i kontynuować walkę w nadziei na zwycięstwo, które pozwoli im ocalić skórę.” Jeśli ktoś nie potrafi zrozumieć tego co się obecnie dzieje na Ukrainie, powinien przeczytać te słowa kilka razy.

Dalej rozważając siły zbrojne, Mearsheimer analizuje kwestię broni nuklearnej, szczególnie w świecie MAD czyli „wzajemnym zagwarantowanym zniszczeniem” (Mutually Assured Destruction). Nie podziela naiwnego myślenia, że w świecie MAD, konflikt konwencjonalny nie przerodzi się w wojnę nuklearną.

„Wielu znakomitych badaczy nie wyklucza jednak przerodzenia się wojny konwencjonalnej w wymianę ciosów nuklearnych.”

W kolejnym rozdziale Mearsheimer stara się odpowiedzieć na pytanie jakich strategii używają mocarstwa aby zwiększyć swoją potęgę. Poza zwiększaniem swojego bogactwa i swoich sił militarnych każdy mocarstwo stosuje określone strategie aby zmienić równowagę sił na swoją korzyść. Podstawową z nich jest wojna, jest to jednak najbardziej kosztowna strategia. O wiele bardziej atrakcyjny jest szantaż, w którym występuje groźba użycia sił a nie jej faktyczne użycie. Kolejną strategią jest „sprowokować i wykrwawić”, w której mocarstwa starają się osłabić rywali poprzez prowokowanie pomiędzy nimi wyniszczającej wojny. „Jej bardziej obiecującym wariantem, jest „wykrwawienie”, tj. podejmowanie takich działań, by jakakolwiek wojna z udziałem konkurenta była możliwie długa i wyczerpująca.” Podstawowymi strategiami są „równoważenie” oraz „przerzucanie odpowiedzialności”. W pierwszym przypadku mocarstwo stara się odstraszać konkurenta. „Przerzucanie odpowiedzialności polega natomiast na zepchnięciu zadania powstrzymywania agresora na inne państwo. Mocarstwa preferują tę drugą strategię, gdyż trzymanie się z boku pozwala uniknąć kosztów ewentualnej wojny.”

Z przerzucaniem odpowiedzialności ewidentnie mamy teraz do czynienia na Ukrainie. „Przerzucanie odpowiedzialności może mieć także wymiar ofensywny, co czyni je tym bardziej atrakcyjnym: ewentualne uwikłanie agresora i buck-catchera (państwa wystawionego jako „strefę zgniotu”) w długą i kosztowną wojnę stwarza szansę na korzystną zmianę równowagi sił i zdominowanie powojennej rzeczywistości.”

Jeśli ktoś zadaje sobie pytanie o co tak naprawdę chodzi z wojną na Ukrainie, niech jeszcze raz przeczyta powyższy fragment.

Nad kolejnym fragmentem polecałbym się zastanowić w kontekście stosunków ukraińsko – polskich po zakończeniu obecnej wojny. „W strategii przerzucania odpowiedzialności kryje się także niebezpieczeństwo: przyzwolenie na rozbudowę potencjału wojskowego państwa upatrzonego na zaporę dla innych może zakończyć się takim wzrostem jego potęgi, że ono samo zagrozi równowadze sił.”

Mearsheimer zwraca uwagę na jeszcze jedną strategię uprawianą przez Amerykanów: offshore balancers. USA zawsze reaguje gdy gdzieś na świecie pojawia się potęga aspirująca do roli hegemona regionalnego. Chcąc zachować swoją pozycję jedynego hegemona regionalnego, USA nie pozwoli aby ktoś podważył ich pozycję i stał się konkurencyjnym hegemonem.

Rozdział omawiający stosowane przez mocarstwa strategie w celu podtrzymania swojej potęgi, Mearsheimer kończy brutalnym podsumowaniem polityki Stanów Zjednoczonych. „Mocarstwom nie zależy na pokoju, lecz na maksymalizacji swojej własnej względnej potęgi. W związku z tym warto zaznaczyć, że utrzymywanie pokoju nie było bynajmniej celem przyświecającym zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych w Europie.” Tak w pierwszej jak i w drugiej wojnie światowej Amerykanom nie chodziło o pokój, bo wtedy weszliby do wojny na jej początku lecz na powstrzymaniu niebezpiecznego przeciwnika przed osiągnięciem pozycji hegemona regionalnego. „Pokój można zaś uznać za mile widziany efekt uboczny tych przedsięwzięć.” I tyle w temacie. Pokój to jedynie efekt uboczny. Warto zapamiętać te słowa.

Przerzucanie odpowiedzialności to główna strategia przyjmowana przez państwa w sytuacji naruszenia sił na ich niekorzyść. Przede wszystkim zwalnia z konieczności stoczenia bezpośredniej wojny z agresorem. „Co więcej, może nawet przynieść wzrost względnej potęgi, jeśli agresor wda się w wyniszczający i kosztowny konflikt z innym państwem.”

Warto pod tym kątem teraz spojrzeć na to co się dzieje na Ukrainy. Stany Zjednoczone przerzuciły odpowiedzialność powstrzymania Rosji na Ukrainę, i nie chodzi w tym momencie o interesy Ukrainy lecz przede wszystkim i interesy USA, które chcą powstrzymać rozwój potęgi Rosji, dlatego w interesie USA jest to, aby ta wojna była jak najdłuższa i jak najbardziej wyniszczająca dla Rosji, jaka będzie dla Ukrainy dla Stanów nie ma najmniejszego znaczenia. W tym kontekście szkoda tylko, że nasi rządzący są tak wielkimi ignorantami w sprawach geopolityki i nie są w stanie zrozumieć prawdziwych celów Amerykanów.

Na koniec Mearsheimer stara się udzielić odpowiedzi na pytanie, dlaczego wybuchają wojny. Najpierw opisuje wpływ struktury systemu międzynarodowego na prawdopodobieństwo wybuchu wojny. Systemy mogą być albo dwubiegunowe, kiedy mamy tylko dwa główne mocarstwa (tak np. było podczas zimnej wojny) albo wielobiegunowe, w sytuacji gdy mamy do czynienia z kilkoma mocarstwami. Jeśli chodzi o prawdopodobieństwo wybuchu wojny, najbardziej stabilne są systemy dwubiegunowe, w których do wojny dochodzi niezmiernie rzadko, z kolei najmniej stabilne są zachwiane systemy wielobiegunowe.

„Konflikt zbrojny jest bardziej prawdopodobny, kiedy dane państwo zbyt nisko ocenia wolę oporu przeciwnika.” Taka sytuacja, prawdopodobnie miała miejsce rok temu, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę. Autor zwraca uwagę na zmienność systemów wielobiegunowych, jest to coś czego nijak nie mogą zrozumieć nasi politycy od 100 lat.

„ W warunkach wielobiegunowości uzgodnione reguły międzynarodowe – normy prowadzenia polityki zagranicznej, podziały wpływów i terytoriów – ulegają ciągłym zmianom. Ledwo adwersarze zdołają wypracować reguły gry między sobą, ich antagonizm może przerodzić się w przyjaźń, podczas gdy wrogiem staje się inne państwo, dotąd przyjazne lub neutralne.” Warto zapamiętać powyższe słowa, bo w chwili gdy Ukraina z Rosją zakończą wojnę, naturalnym konkurentem dla Ukrainy stanie się Polska, obym się mylił, ale może dojść do bardzo szybkiego pogorszenia stosunków pomiędzy tymi dwoma krajami, które tak naprawdę łączy jedynie strach przed Rosją.

Najczęstszym jednak powodem wojen jest strach. „Strach towarzyszy państwom stale, to on popycha je do rywalizacji o potęgę, siły własne są bowiem najpewniejszą gwarancją przetrwania. Jeśli któreś z państw grozi zdominowaniem wszystkich pozostałych, wówczas długofalowe korzyści z utrzymania pokoju schodzą na dalszy plan wobec narastających obaw o bezpieczeństwo.”

„Mocarstwo, wobec którego zastosowano taką strategię, niewątpliwie będzie w niej widział próbę okrążenia go przez rywali. Potencjalny hegemon może więc czuć się zagrożony i prawdopodobnie podejmie kroki zmierzające do zwiększenia własnego bezpieczeństwa. Krótko mówiąc, państwo dysponujące dużą przewagą nad pozostałymi, samą swoją potęgą nakręca trudną do opanowania spiralę strachu.”

Podsumowując, John J. Mearsheimer sformułował niezwykle ciekawą i co najważniejsze bardzo spójną teorię dotyczącą polityki uprawianej przez mocarstwa. Udało mu się odejść od charakterystycznego dla autorów zza Wielkiej Wody, amerykocemtryzmu. Odcina się również od propagandowego liberalizmu, dzielącego w manichejski sposób świat na siły dobra, czyli te związane z USA, oraz siły zła, które łączy tylko to, że podważają hegemonię amerykańską. Realizm ofensywny w bardzo logiczny sposób tłumaczy takie a inne zachowanie mocarstw na przestrzeni ostatnich dwustu lat. Co najważniejsze jednak, Mearsheimer wskazuje na dynamizm procesów geopolitycznych, na ich ciągłą zmienność, co również pokrywa się z tym co można zaobserwować analizując stosunki między mocarstwami przez ostatnie dwieście lat. W polityce liczy się bowiem tylko tu i teraz, nic więcej, a jakiekolwiek śluby wierności i wyznania wiecznej miłości jedynie ukazują naiwność i niedojrzałość polityków. Książka Mearsheimera powinna być lekturą obowiązkową każdego naszego polityka niestety jak wiemy nasze elity rządzące charakteryzują się głęboką awersją do wszelkiej wiedzy, co również tłumaczy nieustanne katastrofy, których doświadczamy przez ostatnie dwieście lat.

Recenzję chciałbym zakończyć słowami pochodzącymi z współczesnego chińskiego podręcznika do prowadzenia wojny: „Nieograniczone działania wojenne”:

„Poznaj naturę wojny. Zmieniała się ona z upływem czasu. Nieograniczona wojna dąży do zwycięstwa środkami niewymagającymi przemocy, ale i tymi, które jej nie wykluczają. Poznaj swojego wroga. Analizuj jego mocne i słabe strony. Porównuj je ze swoimi. Wytwarzaj siły synchronizujące. Każdy aspekt działalności wojennej i cywilnej powinien być skoordynowany. Dąż do harmonii między narodem a jego przywódcami. Spraw, aby całe społeczeństwo koncentrowało się na osiągnięciu twojego celu.”




7 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page