top of page

Wandea. Zwycięstwo albo śmierć. – jak zawsze subiektywnie.

Na ten film czekałem od kilku miesięcy, więc naprawdę bardzo się zdziwiłem gdy od premiery, czyli od 29 grudnia nie można go zobaczyć w żadnym kinie sieciowym. Na początku myślałem, że to ja źle szukam, jednak szybko zrozumiałem, że to nie pomyłka i film jest dostępny tylko w kinach studyjnych.


No trzeba przyznać, iż mimo, że jego producentem jest Canał+, film jest wyjątkowo nieprawilny, nie ma w nim gejów, lesbijek, nie ma transów a co już w ogóle jest skandalem, to wszyscy aktorzy są Biali. Jednak już sam kościec fabuły jest najbardziej niepoprawny politycznie, bo film nie dosyć, że odwołuje się do tradycji antyrepublikańskich to jeszcze odwołuje się do wartości katolickich.


Szukając kina, okazało się, że najbliższym było kino studyjne w Pałacu Kultury Zagłębia w Dąbrowie Górniczej. No muszę przyznać, że tak daleko jeszcze na żaden film nie jechałem. Co prawda ekran nie był tak wielki jak w Imaxie, za to nikt nie żarł mi popcornu za uchem, nie siorbał coli i nie chrupał nachosów. Cisza jak makiem zasiał. Zaskoczyła mnie frekwencja, przy zerowej promocji sala była pełna, co przypomniało mi sytuację z Sound of Freedom.

Film jak mówi sam tytuł, opowiada o powstaniu w Wandei. Cała akcja jest związana z osobą jednego z dowódców powstania, François-Athanase Charette de la Contrie. Z punktu widzenia historyka, film jest bardzo dobry, z zasady jestem bardzo wymagający pod tym względem, ale w tym przypadku byłem zaskoczony na plus. Muszę jednak przyznać, że reżyser bardzo oględnie opisał eksterminację ludności Wandei i rajdy „piekielnych kolumn”, choć i tak wiele osób popłakało się podczas emisji, więc gdyby w filmie rzeczywiście pokazano skalę zezwierzęcenia, zdziczenia armii rewolucyjnej i metody jakimi mordowano kobiety, starców i dzieci, byłyby to obrazy, których widzowie nie zapomnieliby do końca życia.


Film jest dobry, aczkolwiek moim zdaniem Paul Mignot i Vincent Mottez zmarnowali potencjał jakim jest prawdziwa historia powstania w Wandei, zbytnio skupili się na osobie Charette’a, jego rozterkach i przemyśleniach i dlatego rozwodnili przekaz. Z drugiej strony gdyby rzeczywiście pokazali prawdę powstania w Wandei i pierwszego w dziejach ludzkości nowoczesnego, lewicowego ludobójstwa film mógłby być zbyt wielkim szokiem dla środowisk lewicowych. Zabrakło również wątków religijnych a przecież całe powstanie było na wskroś katolickie.


Porównując jednak Wandeę z niedawno wyświetlanym gniotem Ridleya Scotta, czyli Napoleonem muszę powiedzieć, że ten film naprawdę warto obejrzeć.



38 wyświetleń0 komentarzy

Comments


bottom of page