Nie będę ukrywał, daleko mi do jakiegoś wzorca katolika, jednak pewne rzeczy są dla mnie ważne a z racji tego, że kiedyś dawno temu studiowałem przez trzy lata teologię mam trochę inne podejście do kwestii religii niż większość ludzi.
Po tych świętach jednak dokonałem pewnych refleksji dotyczących religijności i Kościoła.
W Wielki Piątek pojechaliśmy do krakowskiego Centrum Kongresowego na Pasję według świętego Jana, autorstwa Alessandro Scarlattiego. Sala Centrum Kongresowego wyznacza standardy, świetna akustyka, nie miałem jeszcze z taką do czynienia, słychać było każdy szelest dosłownie z każdego rzędu. Poza tym co tu dużo mówić, sama w sobie jest śliczna. Pasję śpiewała Giuseppina Bridelli wraz z Salvo Vitale. Towarzyszył im Chór de Chambre de Namur oraz orkiestra Cappella Mediterranea. Przepiękna muzyka, przenosząca w renesans. Dzięki niej można się było wyciszyć i wczuć w nastrój uroczystości wielkopiątkowych. Zapomnieć o zgiełku codziennego życia i przeżyć misterium pasyjne.
Koncert piątkowy był elementem całej Misteria Paschalia odbywającej się przez cały wielki tydzień jak i same święta w Centrum Kongresowym. Naprawdę komuś w Krakowie należą się wielkie podziękowania za pomysł tego projektu.
Jednak najistotniejsza moim zdaniem była publiczność. Sala była wypełniona po brzegi, na koniec koncertu owacjom nie było końca. Nie wierzę w to, że na sali byli obecni sami katolicy, z pewnością duża część publiczności składała się z osób niewierzących. Ale to jest niesamowite, że przedstawienie Pasji zgromadziło tych wszystkich ludzi razem. Wierzący czy niewierzący, wysłuchali ewangelii św. Jana.
W niedzielę wielkanocną postanowiliśmy wziąć udział w mszy o rycie rzymskim, czyli trydenckiej. Ponieważ najbliższa msza rezurekcyjna odbywała się w Częstochowie to pojechaliśmy tam na godzinę szóstą rano.
Msza była celebrowana w malutkim kościółku przy ulicy Kordeckiego. Jadąc tam objechałem Klasztor na Jasnej Górze. Sama lokalizacja pobudzała wyobraźnię. Mały, skromny kościółek obok wielkiego sanktuarium na Jasnej Górze, pełnego wozów transmisyjnych Telewizji Polskiej. Cały czas miałem wrażenie, że jesteśmy jak pierwsi chrześcijanie modlący się w katakumbach. Wewnątrz przypomniały mi się lata dzieciństwa. Kobiety siedziały w ławkach po prawej stronie a mężczyźni po lewej. Jak byłem dzieckiem to tak właśnie wyglądały zajęte miejsca w kościele. Wszystkie kobiety miały głowy zakryte. Ponownie taki element przeszłości. Właściwie ławki były niepotrzebne, ponieważ podczas tej mszy rzadko się siedzi, większość czasu modli się na kolanach. Sam układ jest trochę inny niż mszy posoborowej, w mszy trydenckiej wszystko kończy się komunią. Jest to bardzo logiczne. Przez całą mszę buduje się napięcie, którego apogeum jest przeistoczenie i komunia święta. Msza trydencka poza ewangelią, kazaniem i ogłoszeniami parafialnymi jest w języku łacińskim, nie stanowi to jednak problemu ponieważ przy wejściu były książeczki z całym układem mszy.
Msza trydencka ma olbrzymi potencjał. To msza, która powinna być celebrowana w wielkich gotyckich kościołach, z wielkimi organami i dużymi chórami. Ta msza niesie ze sobą tajemnicę ale i widowisko. Śpiewy w języku łacińskim, jej celebracja z ołtarzem w centralnym punkcie i kapłanem skierowanym w jego kierunku, układ wierni, kapłan, ołtarz, Bóg powoduje, że słowa „Oto tajemnica wiary” nabierają zupełnie innego, pierwotnego znaczenia. Ta msza jest tajemnicą i spełnieniem wiary.
Niesamowite jest to, że coraz większa liczba katolików pragnie tej mszy, pragnie powrotu do tradycji. Moim zdaniem błędem Kościoła jest niewykorzystanie jej ogromnego potencjału oddziaływania na ludzi. Ludzi pociąga misterium, piękna gregoriańska muzyka, również łacina ma coś tak tajemniczego w sobie, że intryguje słuchaczy. Msza o rycie tradycyjnym, mogłaby z powrotem zapełnić kościoły, przyciągnąć zarówno wierzących jak i tych co wiarę stracili, ale jak widać po Misteria Paschalis podświadomie jej potrzebują. Jednak Franciszek się jej boi, Jan Paweł II również się jej bał, problem polega na tym, że mając do wyboru tradycyjną mszę trydencką a obecną posoborową, ta pierwsza szybko mogła by wyprzeć tą drugą a wtedy pojawiłyby się kolejne pytania dotyczące reform Soboru Watykańskiego II. Mogłoby to zachwiać coraz bardziej krytykowanymi reformami tego soboru, dlatego nikt nie chce jej powrotu do wielkich świątyń, gdzie jej miejsce.
Wieczorem w tym samym dniu moja żona jeszcze dodatkowo poszła na mszę w intencji mojej córki. I to co usłyszała moim zdaniem jest symbolem. Proboszcz powiedział, że liczba uczestniczących we mszy św. w porównaniu z okresem sprzed covid, spadła z 4000 na 2000, co powoduje, że muszą zmniejszyć liczbę mszy niedzielnych. W szkole gdzie pracuję po raz pierwszy w tym roku nastąpiło masowe wypisywanie się uczniów z religii, tak że po raz pierwszy od 30 lat w czasie rekolekcji odbywały się normalne lekcje. To również jest symbol.
To właśnie efekt zamykania Kościołów przez te dwa lata. Ci ludzie już nie wrócą do Kościoła, idziemy drogą Hiszpanii, Irlandii i Francji. Za niedługo część parafii stanie się zbędna. Ironią losu jest to, że ludzie właśnie teraz potrzebują religii bardziej niż kiedykolwiek, ale Kościół nie jest w stanie odpowiedzieć na ich potrzeby. Stopniowo oddzielił się od wiernych.
Comentarios