Moje prywatne rekolekcje.
Wielki Tydzień. Środa.
Św. Mateusz
„Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe. Powtórnie odszedł i tak się modlił: Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja! Potem przyszedł i znów zastał ich śpiących, bo oczy ich były senne. Zostawiwszy ich, odszedł znowu i modlił się po raz trzeci, powtarzając te same słowa. Potem wrócił do uczniów i rzekł do nich: Śpicie jeszcze i odpoczywacie? A oto nadeszła godzina i Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników”.
Na środę wybrałem film, który od zawsze robi na mnie wstrząsające wrażenie, Kalwarię, w reżyserii Johna Michaela McDonagh, z Brendanem Gleesonem w roli Ojca James’a.
Początek filmu jest niesamowity.
Film zaczyna się w niedzielę od spowiedzi. Siedzący w konfesjonale ksiądz słyszy wyznanie mężczyzny, który mówi, że od 5 roku życia, co drugi dzień był gwałcony przez księdza. Teraz chce się zemścić i dlatego zabije księdza.
„Zabicie złego księdza to żadna sensacja, ale zabicie dobrego wywoła wstrząs”
„Zabije Cię Ojcze, zabiję bo nie uczyniłeś nic złego”
„Zabiję Cię za tydzień, w niedziele, na plaży”
Proboszcz małej, irlandzkiej wsi ma tydzień czasu na uporządkowanie swoich spraw.
Po spowiedzi następuje msza się, podczas której do komunii idą mieszkańcy. Wkrótce poznamy ich bliżej.
Przez kolejne dni tygodnia Ojciec James przy okazji swych obowiązków przedstaw nam swoich parafian.
Zaczynamy od jego wikarego, trudno sobie wyobrazić bardziej pustego i ograniczonego intelektualnie człowieka. Następnie poznajemy biskupa. Groźba zabójstwa nie robi na nim większego wrażenia pomiędzy przeżuwaniem kolejnych potraw.
Ojciec James wraca na swoją plebanię. Trudno nie zauważyć ogólnej biedy patrząc na jej wyposażenie i wystrój. Proste stare sprzęty i pobielone ściany.
Wieczorem proboszcz idzie po pomoc do miejscowego komendanta, podczas rozmowy po pokoju kręci się męska dziwka prowokująca proboszcza. Ostatecznie policjant daje księdzu swój stary pistolet, jednocześnie dowiadujemy się, że kiedyś za śledztwo w sprawie księdza pedofila został karnie przeniesiony z Dublina na prowincję. Nienawidzi Kościoła. Trudno mu się dziwić…
Kolejnego dnia, poznajemy jedną z parafianek, na twarzy ma ślady pobicia, jak się okazuje nie bije jej mąż a kochanek, Murzyn z Wybrzeża Kości Słoniowej, którego zdaniem, „niektóre kobiety tak lubią”. Na uwagę księdza, że to jest złe, wyskakuje z wściekłym bełkotem o kolonializmie. Mąż jest ogólnie szczęśliwy, bo jak mówi, dzięki temu, że żona ma kochanka on ma spokój. Nowoczesność…
Następnie przyjeżdża córka księdza. Próbowała popełnić samobójstwo ale zamiast wzdłuż, cięła się w poprzek i nic z tego nie wyszło. Okazuje się, że ojciec James został księdzem dopiero po śmierci swojej żony.
Wieczorem w knajpie, właściciel ma do niego pretensje, że bank odbierze mu knajpę a oni, czyli Kościół nic nie robią z tym. Dziwne pretensje zważywszy, że rzekomo jest buddystą.
Kolejnym bohaterem jest lekarz, ćpający kokainę, zboczeniec.
Cała miejscowość, wszyscy jego mieszkańcy to jedno wielkie szambo.
W tym mieście nie ma dobrych ludzi, wszystko się rozchodzi w jakimś marazmie. To nie jest wspólnota, to ludzki ściek.
W czwartek wieczorem ktoś podpala Kościół. Płonie do szczętu. Na nikim to nie robi większego wrażenie.
Rano w piątek, inspektor policji, patrząc na zgliszcza mówi:
„Może to przyszłość.
Może kiedyś będą same zgliszcza, a dzieci będą pytać rodziców, w co wierzyliście?
W starego gościa w Niebie i w sprawiedliwość, że dobrzy idą do raju, a źli do piekła?”
W sobotę rano proboszcz znajduje swojego psa z podciętym gardłem. Wydaje się, że to dla niego już za wiele. Jedyna dobra osoba w tym mieście to wdowa, która leci z zwłokami męża do Włoch. Ojciec James wsiada z nią do samolotu. Jednak gdy patrzy na trumnę, o którą się opierają bagażowi, wysiada.
W niedzielę rano idzie na plażę. Tam najpierw podchodzi do niego miejscowy bogacz, który stracił sens życia, stracił rodzinę bo mu na niej nie zależało, nie zależy mu na pieniądzach, nie zależy mu na życiu. Jednak po rozmowie z proboszczem się płacze i idzie do domu aby zaczekać na kolejną rozmowę z księdzem.
Po jego odejściu do proboszcza podchodzi jednak jego zabójca. Jest nim ten mąż kobiety, którą leje kochanek. Strzela dwukrotnie. Najpierw w brzuch a potem przykłada Ojcu Jamesowi lufę pistoletu do czoła i pociąga za spust.
Wstrząsający film. Na mnie największe wrażenie zrobiło nawet nie tyle zabójstwo dobrego księdza, co te skala szamba jakim było małe miasteczko. Wyuzdanie, narkotyki, a także pretensje do Kościoła dosłownie o wszystko, szczególnie o rzeczy, które ci ludzie sami psuli wzbudzało we mnie złość. Patrząc i słuchając tych ludzi czułem obrzydzenie. Miasteczko przypominało mi miniaturę Sodomy, gdzie w całym mieście nie można było znaleźć dziesięciu sprawiedliwych.
Od chwili gdy ten film zobaczyłem pierwszy raz, zadaję sobie pytanie, po co ten ksiądz tam był? Ja bym rzucił ten ściek w cholerę. Może rzeczywiście symbolem przyszłości są wypalone zgliszcza Kościoła? Może Kościół to już jedynie pogorzelisko? Czego chciał Ojciec James? Po co wrócił, dlaczego poszedł na plażę skoro zabójca mu powiedział, że tam będzie.
Po co Jezus przybył do Jerozolimy, skoro wiedział, że za tydzień zostanie ukrzyżowany?
Czyż nie widział, że mieszkańcy Jerozolimy go nie chcą? A może czas zacząć od nowa, od początku?
W jakim miejscu jest nasza cywilizacja? Jakie ma wartości? Czy to już całkowity rozkład? Czy nikt nie czuje tego smrodu gnijącej padliny?
Czy nie miał racji Franciszek mówiąc o Europie jako o starej, bezpłodnej kobiecie?
Comments