top of page

Za kilka dolarów więcej – retrospekcja

Kilka dni temu na Prime kolejny raz zobaczyłem „Za kilka dolarów więcej”.

Ten film się nie starzeje, w reżyserii Sergio Leone, główne role obsadzili Clint Eastwood, Lee van Cleef i Gian Maria Volente.  Film został nakręcony w 1965 roku. Dzisiaj byłby bardzo nieprawilny, zero Lgbt, zero Murzynów, nawet zero kobiet. I ci mężczyźni, tacy dziwni, tacy męscy, bez ogolonych nóg, bez brody od barbera, bez depresji, bez zniewieściałości, coś strasznego.

 

Ale dla mnie ten film jest genialny. Fabuła, niby przewidywalna ale jednak zaskakuje, dwóch łowców nagród stara się złapać przestępcę i jego bandę. W roli przestępcy niesamowity Gian Maria Volente.  Jeden z rewolwerowców to pułkownik Mortimer, w tej roli Lee van Cleef, a drugi to bezimienny, w którego rolę wcielił się Clint Eastwood.

 

Film jest zupełnie inny niż wszechobecne dzisiejsze gnioty. Zero efektów specjalnych, zero kretyńskich dialogów na poziomie gimbazy, a po prostu dobra gra aktorska. Trzech silnych facetów, skupionych na realizacji celu, nie poddających się przeciwnościom.

 

Ogromne wrażenie szczególnie robi ostatni pojedynek, gdy Indio staje na wprost Mortimera, a nad pojedynkiem i jego przebiegiem czuwa siedzący obok z Winchesterem, Bezimienny. Napięcie można kroić nożem, ujęcia twarzy podkręcają atmosferę na maksymalny poziom.

 

Akcję podkreśla świetna praca operatora kamery, odpowiednie zbliżenia, unikalne ujęcia oraz drugi plan są po prostu genialne.

Piękno obrazu jednak domyka równie nieśmiertelna muzyka Ennio Morricone a szczególnie towarzyszący pojedynkom rewolwerowców temat Paying off Scores.

 

Świetny film. Mimo upływu niemal 60 lat wyznacza nieosiągalne dzisiaj standardy.



8 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page