top of page

Zapiski z podróży do Indii – Delhi, czyli jakie Indie są naprawdę.

Delhi było ostatnim punktem naszej wyprawy.

Ktoś kiedyś powiedział, że Indie odrzucają, że gdy się pozna ich rzeczywistość nikt nie chce do nich wrócić. Muszę powiedzieć, że coś w tym jest. Osobiście lubię orientalne miasta, ich tłok, hałas, harmider. Gdy tam jestem czuję życie. Nasze miasta przypominają starców, na Wschodzie czuć płynącą życiodajną krew. Ale Delhi jest inne. Indie są inne.

 

To nie tylko życiodajna krew, to w wielu przypadkach ropiejąca gangrena.

 

Z jednej strony mamy olbrzymi port lotniczy imienia Indiry Gandhi, mamy wybudowane w błyskawiczny sposób dziesięcioliniowe luksusowe metro. Czyste, nowoczesne, pokrywające gęstą siecią zarówno same Delhi jak i  cały olbrzymi region graniczący z miastem. Z drugiej mamy niewiarygodny smród, biedę, śpiące na ulicach całe rodziny, masy żebrzących dzieci wysyłanych przez swych ojców na żebry. W żadnym, ale to w żadnym innym państwie, a zwiedziłem ich całkiem sporo, nie widziałem czegoś takiego. W Indiach odrzuca wiele rzeczy, odrzuca mentalność ludzi, obojętność już nie nawet na śmieci, lecz na wszechobecny syf, odrzuca smród moczu przy targowych ulicach, odrzuca klimat, ciężki, monsunowy z odczuwalnymi temperaturami w okolicach 40 stopni i z masakryczną wilgotnością. Odrzuca również podłe wykorzystywanie ludzi. W ostatni dzień jechaliśmy na metro rikszami. Wzięły nas cztery. Mnie osobiście zawoził taki dziadek. Gdy dojechaliśmy, płatność regulował nie jak np. w Tajlandii bezpośrednio nasz przewodnik, lecz będący pośrednikiem cwaniak. Zapytałem się Radka ile kosztowała ta riksza. Usłyszałem, że 100 rupii. Ponieważ wszystkie nominały są takie same, z Gandhim, tylko różnią się kolorami, wiedziałem, że setka jest fioletowa, ale wyraźnie widziałem, że dziadek dostał za kurs brązowy banknot, jedynie 10 rupii, czyli jakieś 48 groszy. Jak nazwać stosunki, gdy odbierają ci 90% zarobku w ramach pośrednictwa? Pamiętajcie przy tym, że Indie to największa demokracja świata, w której od odzyskania niepodległości do niedawna rządzili socjaliści. Indie to dziwny kraj, po Chinach mają największe tempo wzrostu na świecie, ale mentalnie siedzą w XVIII w. i dopóki tego nie zmienią nie mają szans w rywalizacji z Chinami. Gdy teraz wyświetlają mi się wspomnienia z zeszłego roku z wyprawy do Kirgistanu, jestem pod wrażeniem jaki to był czysty kraj.

 

W Delhi zaczęliśmy zwiedzanie od Czerwonego Fortu. Żeby się do niego dostać pojechaliśmy metrem. W Indiach mają obsesję na punkcie zamachów, każde wejście na stację wygląda jak u nas na lotnisku, trzeba przejść przez bramki i bagaż położyć na taśmie do prześwietlenia, a samemu poddać się badaniu czujnikami metali. Nie wyobrażam sobie jak musi wyglądać przejazd metrem w godzinach szczytu w tygodniu. W metrze jest zakaz jakichkolwiek zdjęć, na ścianach wiszą grafiki przypominające II wojnę światową, „Wróg jest wśród nas” itd. mnie najbardziej podobały się namalowane wielkie oczy i podpis, że wróg nas obserwuje.

Gdy dotarliśmy do Czerwonego Fortu okazało się, że jest zamknięty ponieważ z okazji Święta Niepodległości, premier Modi będzie z niego przemawiał. Modi jest skrajnym nacjonalistą, idzie na kurs zderzeniowy z sikhami i muzułmanami, jednak w Indiach ma ogromne poparcie, dzięki któremu niedawno został wybrany na trzecią kadencję.



Odprawieni z niczym, w towarzystwie żebrzących dzieci poszliśmy do Wielkiego Meczetu. Zbudowanego w latach 16541658 przez władcę mogolskiego Szahdżahana z dynastii Wielkich Mogołów, budowniczego Tadź Mahal. Jest to największa muzułmańska budowla sakralna w Indiach. Meczet jest specyficzny ponieważ nie ma zamkniętej Sali, a modły odbywają się w otwartej przestrzeni na wprost pięciu wielkich mihrabów. Zbudowany jest tak jak Czerwony Fort, z czerwonego piaskowca i białego marmuru. W chwili gdy weszliśmy, zaczęły się modły i główna część została zamknięta. Myślałem, że mnie szlag trafi. Znowu nici. I jak tak stałem z opuszczonymi gałązkami jak jakiś borok, zawołał mnie miejscowy imam. Miałem przewodnika, wszystko mi opowiedział, zabrał do zamkniętych miejsc i ustawił do fotek. Super. Oczywiście po wszystkim poprosił o napiwek, ale warto było.

 



Kolejnym punktem była Świątynia Sikhów. Przed wejściem musieliśmy zakryć włosy fikuśnymi różowymi chustkami, w wyniku czego moje ego do dzisiaj nie może się otrząsnąć, po czym weszliśmy do środka. Na początku każdej świątyni znajduje się ogromna kuchnia i wielka jadalnia, w której są wydawane darmowe posiłki dla wszystkich chętnych. Główna część świątyni, to wielka, złota sala, w której pod baldachimem kapłan śpiewa modlitwy, poniżej baldachimu znajduje się mauzoleum z kolejką ludzi.

 



Idąc dalej weszliśmy się do Świątyni Dżinizmu. Wielkie czerwone wieże ozdobione swastykami robiły wrażenie. Ponieważ dżiniści chronią życie, w świątyni latały ptaki. Niestety obowiązywał całkowity zakaz zdjęć. Nasz polski przewodnik mówił, że mistrzowie dżinizmu na posągach mają na piersiach wyrzeźbiony romb, ja natomiast wyraźnie widziałem mały krzyżyk.

 



Ostatnim punktem zwiedzania było mauzoleum cesarza Mogołów, Humajuna. Nasir ad-Din Muhammad, powszechnie znany pod swoim królewskim imieniem Humajun , był drugim cesarzem Mogołów , który rządził terytoriami w dzisiejszym wschodnim Afganistanie , Bangladeszu , północnych Indiach i Pakistanie. W chwili jego śmierci imperium Mogołów rozciągało się na obszarze prawie miliona kilometrów kwadratowych.

Humajun zastąpił swojego ojca Babura na tronie Delhi jako władca terytoriów Mogołów na subkontynencie indyjskim. Grobowiec Humajuna został zbudowany na polecenie jego pierwszej żony i głównej małżonki, cesarzowej Begi Begum. Budowa rozpoczęła się w 1565 r., a zakończyła w 1572 r.


Grobowiec jest przepiękny, wiele elementów architektonicznych zostało później wykorzystane przy budowie Tadż Mahal. Umiejscowiony jest w ogromnym perskim ogrodzie a dochodzi się do niego przez dwie wielkie bramy. Zbudowany jest z kamienia łamanego i czerwonego piaskowca, wykorzystuje biały marmur jako materiał okładzinowy , a także na podłogę, kratownice ( jaalis ), ramy drzwi, okapy i główną kopułę. Stoi na sklepionym tarasie o wysokości ośmiu metrów i rozciąga się na powierzchni 12 000 m2. Grobowiec osiąga wysokość 47 metrów, był pierwszym indyjskim budynkiem, w którym zastosowano perską podwójną kopułę, która ma 42,5 metra i jest zwieńczona 6-metrowym mosiężnym półksiężycem.

 



Robi niesamowite wrażenie. Czerwono-białe kolory i biel wielkiej kopuły są przepiękne. Piękno mauzoleum podkreśla zieleń ogrodu i śpiew ptaków.

 

Wieczorem poszliśmy na targ. I ponownie, uwielbiam orientalne bazary, ale wielki targ w Delhi mnie męczył, ciasnota, upał, wilgotność i smród spowodowały, że szybko zakończyliśmy zakupy i poszliśmy do hotelu.

 



Na drugi dzień nasza wyprawa dobiegła końca. Z jednym gratisowym dniem pobytu we Frankfurcie, wróciliśmy do domu.

 

16 wyświetleń0 komentarzy

Comments


bottom of page