top of page

Zapiski z wyprawy do Indii – Ladakh

Wszystko zaczęło się na Okęciu. Już na wstępie pojawił się big problem, ogólnoświatowa awaria lotniskowych windowsów. Najpierw myślałem, że ktoś sobie jaja robi, ale gdy dotarło do mnie, że naprawdę wszystkie światowe lotniska pracują na najbardziej wadliwym systemie operacyjnym, kopara mi opadła. Pracuję na windowsach od pierwszego, czyli 3.11, i jedno co wiem po przejściu przez kolejne jego wersje, to, to, że nigdy bym nie zaryzykował żadnej poważnej pracy na tym systemie, dlatego grafiki obrabiam na macu, a tu dowiedziałem się, że systemy lotnisk opierają się na tym wiecznie haczącym i wywalającym się systemie. No szacun dla ludzi lubiących ryzyko. Oczywiście zaraz pojawiło się podejrzenie, że to wszystko przez Putina, taką mityczną postać potrafiącą dosłownie wszystko i wiecznie robiącą całemu światu na złość, ale zaraz sam Microsoft wyjaśnił, że problem wynika z jego najnowszej aktualizacji chmury. Fajnie wiedzieć, że w chmurze Microsoftu, są wszystkie newralgiczne dane światowe. Zaraz poczułem się komfortowo.

 

W każdym bądź razie wylecieliśmy z opóźnieniem. Do Delhi zabraliśmy się Lotem i cudownym dzieckiem Boeinga, Dreamlinerem. Nie cierpię tego samolotu. Jest ciasny, krzesła są upakowane jak w czarterach do Egiptu, tak że po pół godzinie u każdego kto ma powyżej 160 cm wzrostu, kolana zaczynają odpadać. Dodatkowo, jak zawsze przypadło mi miejsce w środku. Po niecałych ośmiu godzinach wylądowaliśmy w Delhi. Tu szybko trzeba było odebrać bagaż i odprawić się do stolicy Ladakh, Leh. Akurat zajęło nam to tyle czasu ile mieliśmy. Po kolejnej półtora godzinie wylądowaliśmy. Zaraz po wyjściu z samolotu uderzyła w nas fala suchego gorąca. Po odebraniu bagaży, małymi busikami udaliśmy się do guest house Nathula. W sumie czułem się jak w Katmandu, nawet wyjście z lotniska i parking były podobne.

 

Po przejeździe wąziutkimi uliczkami zameldowaliśmy się w miłym pensjonacie. Ponieważ Leh leży na 3 i pół tysiąca metrów, a mieliśmy wchodzić na niecałe pięć tysięcy, pierwsze dwie noce poświęcone były aklimatyzacji.

 

Raz w życiu, na Kazbeku, dopadła mnie choroba wysokościowa, nie spałem wtedy pięć dób, straciłem ostrość wzroku, miałem jadłowstręt i nabrałem kilka kilogramów wody, które straciłem dopiero w domu, dlatego wiem jakie są kolejne objawy i staram się szybko zareagować. Teraz pojawił się lekki ból głowy, który zniknął po jednym ibupromie, krew w śluzie z zatok, która męczyła mnie aż do Delhi, całe szczęście tylko rano po śnie. Z gorszych objawów, przez tydzień nie umiałem ustawić ostrości w lewym oku, rozmazywały mi się twarze i tekst, w okolicach południa problem się zmniejszał aby znowu się pojawić wieczorem. Jeśli chodzi o sen, to ponieważ to jest moja czwarta wyprawa wysokogórska, nie czekałem na problemy, tylko dziennie łykałem pół tabletki Apo zolpin, po którym nie mam żadnych skutków ubocznych, budzę się bez problemu, mam normalny sen a mogę się wyspać. Z doświadczenia wiem, że brak snu jest preludium do wszystkich innych problemów, dlatego tej rzeczy najbardziej pilnuję. Drugiej nocy spróbowałem Diuramidu, ale w nocy biegałem kilka razy sikać, więc go zaraz odstawiłem.

 

Rano wyszliśmy pozwiedzać Leh i okoliczne klasztory. Leh stolica Ladakh, charakterem przypomina nepalską Pokharę. Ciasne ulice, duży ruch, hałas, określona kategoria turystów i handel zarówno uliczny jak i w malutkich sklepikach. Uwielbiam te orientalne miasta.  Leh wyróżnia dodatkowo, wieloreligijny charakter, poza świątyniami i klasztorami buddyjskimi, są w nim meczety zarówno sunnicki jak i szyicki oraz kościół chrześcijański Morawian. Do tego wałęsające się uliczkach krowy i byki oraz leniwie śpiące przez cały dzień na ich środku psy.

 

Ladakh różni się od reszty Indii. Jest nazywany indyjskim Tybetem nie bez powodu. Ladakhijczycy są etnicznymi Tybetańczykami, mówią językiem tybetańskim, wyznają buddyzm a po okupacji Tybetu przez Chiny, duża część ludności to właśnie uchodźcy tybetańscy. Jest to najwyższy płaskowyż w Indiach i obejmuje górną dolinę Indusu. Ogólnie to bardzo suchy region. Pozbawione roślinności i wody góry i przełęcze wznoszą się dookoła bajecznie zielonych dolinek, w których tubylcy uprawiają jęczmień i drzewa morelowe. Ladakh od zawsze miał kluczowe położenie. Jest łącznikiem pomiędzy Tybetem, chińskim Xinjangiem, Kaszmirem a pakistańskimi Karakorum. Od zawsze przebiegały przez niego szlaki handlowe. Dzisiaj na jego obszarze leży masa hinduskich baz wojskowych , a pojazdy wojskowe są najczęściej spotykanymi pojazdami na drogach.

 

Przed wyjazdem specjalnie kupiłem w Orange pakiet roamingowy aby mieć kontakt ze światem. W Delhi było wszystko ok, jednak po wylądowaniu w Leh, mój fon nie potrafił znaleźć sieci. Ponieważ widziałem jak miejscowi gadają przez telefony nie bardzo rozumiałem w czym problem. Dopiero od naszego przewodnika Radka, dowiedziałem się, że Indie blokują łączność wszystkich telefonów spoza kraju w tym rejonie, z powodu tlących się wojen z Chinami i Pakistanem. Całe szczęście w większości noclegów był dostęp do całkiem szybkiego wifi.

 

Po drugiej nocy wystartowaliśmy do pierwszego trekkingu. Celem były dwie przełęcze na wysokości ponad 3800 metrów i miejscowość Lamayuru.




 

28 wyświetleń0 komentarzy

Commentaires


bottom of page